Biesa nieprzerwana lekcja muzyki, czyli historia dorastania do Chopina
W Konkursie Chopinowskim spotykają się wybitni pianiści z całego świata. Wśród nich był Tymoteusz Bies z Mikołowa. 20-latek w Filharmonii Narodowej wystąpił jako pierwszy.
Na pytanie: co studiujesz? Tymoteusz Bies odpowiada: fortepian. Rzadko słyszy pytania dodatkowe. Bo skoro fortepian, to studia muzyczne na akademii, ale więcej pytań nie ma, bo z muzyką klasyczną nie zadzieramy. Za mało o niej wiemy, żeby sensownie pytać. - Raz zdarzyło mi się, że ktoś połączył studiowanie fortepianu z Konkursem Chopinowskim i zapytał, czy o nim słyszałem - śmieje się Tymoteusz Bies.
O Konkursie Chopinowskim nie tylko słyszał, ale też zawsze marzył, by wziąć w nim udział. Udało się i to w tej edycji. Mikołowianin wysłał zgłoszenie po raz pierwszy i od razu się zakwalifikował. Tych marzycieli było aż 445, ale tylko 78 pianistów dostało przepustkę do pierwszego etapu, wśród nich Tymoteusz Bies.
3 października to właśnie w mikołowianina wbiły się oczy wszystkich pianistów świata. Losowanie zdecydowało, że to właśnie 20-letni Tymoteusz Bies rozpoczął przesłuchania w XVII Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Chopina w Filharmonii Narodowej w Warszawie. Zwycięzca jednak mógł być tylko jeden i poznaliśmy go w miniony wtorek. To Seong-Jin Cho z Korei Południowej. A pozostali? To najwybitniejsi pianiści, tyle że bez tytułu laureata. Tych 77 marzycieli to też 77 fascynujących historii dorastania przy fortepianie. Oto jedna z nich. Historia Tymoteusza Biesa.
Gra w nieskończoność
Tymoteusz ma 6 lat i dokładnie 11 września 2001, w dniu zamachu terrorystycznego na terytorium Stanów Zjednoczonych, po raz pierwszy uderza w klawisze pianina. To była pierwsza, umówiona dużo wcześniej, lekcja w prywatnym studium w Mikołowie. Po niej była jeszcze jedna, kolejna i następne. Diagnoza nauczycielki już po krótkim czasie była oczywista i jednoznaczna: chłopiec ma wysoce ponadprzeciętne zdolności, Państwo zdecydujecie, co z tym zrobić. Państwo, czyli rodzice Tymoteusza, postanowili więc nie przerywać tej pięknej gry, trwającej dziś już 14 lat.
- Pianino w domu mieliśmy odkąd pamiętam, ale niekoniecznie było komu na nim grać. Kiedy zacząłem lekcje w mikołowskim studium, a potem także w szkole muzycznej w Katowicach, pianino było moje, grywałem w każdej wolnej chwili - wspomina pianista, dziś już student drugiego roku na Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach. Od 5 lat Tymoteusz ćwiczy pod okiem profesora Zbigniewa Raubo. To właśnie profesor namówił go do wysłania zgłoszenia na Konkurs Chopinowski. - O występie w tym konkursie pianiści marzą, śnią, to coś, do czego dąży się latami - przyznaje Tymoteusz Bies. Droga do Filharmonii Narodowej w Warszawie zajęła mu 14 lat, ale Konkurs Chopinowski to dopiero początek.
Spacer po pięciolinii
Wszystko zaczyna się od nut. Od frajdy, jaką sprawia bezbłędne ich czytanie, a później też granie pod ich dyktando. Bywa jednak, że pięciolinia męczy, wtedy kłamie się, jak z nut, że się dalej uczy, a w sumie to jest bunt przeciwko klawiszom. I u Biesa taki etap też był, ale nie na długo. - Wracałem zawsze z pokorą i właściwie w ciągu tych kilkunastu lat niewiele było dni bez fortepianu, jestem mu wierny i zawsze będę - mówi Tymoteusz.
Pianista nie kombinuje też z innymi instrumentami, pod żadnym pozorem nie próbuje też śpiewać. Całą energię skupia na fortepianie. - Śpiewu unikam, bo zwyczajnie nie umiem tego robić. Żeby być w czymś dobrym, trzeba zaryzykować monotemat. Dla mnie tym tematem jest fortepian i muzyka klasyczna - przyznaje Bies.
Dla niego utwór muzyczny jest jak literatura. Czyta się go jak gatunek literacki, uczy się go na pamięć jak wiersza, poddaje analizie i interpretacji. - Jeśli nie zrozumiem utworu muzycznego, jeśli nie opanuję go pamięciowo, to do fortepianu nie ma sensu zasiadać. Do zajęć na akademii muzycznej, czy do lekcji w szkole muzycznej też trzeba się przygotować. To dziedzina nauki, jak każda inna - komentuje pianista. I tu, tak samo jak w innych dyscyplinach, uczeń podlega ocenie. Pianistów, którzy zakwalifikowali się do Konkursu Chopinowskiego też oceniono. Tymoteusz Bies czekał jednak nie tylko na ocenę jury, ale też na to, co powiedzą jego bracia i ojciec, którzy wspierali go w Warszawie. Ich opinia to nie przelewki.
Biesowie to artystyczne dusze. - Mój starszy brat Filip też gra na fortepianie, studiuje na Akademii Muzycznej w Poznaniu, mogę godzinami dyskutować o muzyce klasycznej, kłócić się o Chopina, Bacha, o interpretację ich dzieł, o style pianistyczne, spierać się o wykonania. Młodszy brat Jacek też połknął bakcyla, uczy się teraz w liceum muzycznym. Szymon i Mateusz grają w zespole, Marcin Bies jest poetą, Łukaszowi też bliżej do literatury - wylicza Tymoteusz. - Bez moich braci byłbym innym człowiekiem. Inspirujemy się wzajemnie. Razem wierzymy w to, co niemożliwe - dodaje.
W Mikołowie braci nikt przedstawiać nie musi. Biesowie pracują na nazwisko wszystkimi swoimi talentami. Tymoteusz już obiecuje, że nie tak szybko pozwoli o sobie zapomnieć. W uszach zadzwoni nam jeszcze nieraz.