Gmina odmówiła wydania decyzji środowiskowej w związku z planami budowy biogazowni w Nowym Miasteczku. Burmistrz chce też unieważnić decyzję poprzednich władz.
- Planowana lokalizacja od samego początku wydawała mi się dziwna, choćby ze względu na fakt, że działki przeznaczone pod biogazownię oddzielone są od budynków mieszkalnych tylko drogą – komentuje burmistrz Danuta Wojtasik, odnosząc się do sprawy planowanej od kilku lat inwestycji. Ostatecznie, jak przyznaje, gmina nie wyda zgody na realizację tego przedsięwzięcia.
- Dyskutowaliśmy na ten temat z radnymi i wspólnie z nimi ustaliliśmy, że nie pozwolimy na budowę tego rodzaju obiektu przy mieście. Radni uznali, że mieszkańcy nie chcą także biogazowni w innej lokalizacji. Uważam, że należy uszanować wolę mieszkańców tym bardziej, że doskonale rozumiem ich obawy – komentuje D. Wojtasik. Dlatego, jak zaznacza, odmówiono niedawno wydania środowiskowych uwarunkowań na tę lokalizację. - Obecnie decyzja jest już prawomocna – podkreśla.
Przypomnijmy: kwestia budowy biogazowni w Nowym Miasteczku od dawna wzbudzała spore kontrowersje. Do urzędu gminy, poprzez radną Irenę Gerlip, wpłynęło m.in. pismo, pod którym podpisało się ponad 360 mieszkańców.
Ludzie byli zaniepokojeni planami, argumentując jednocześnie, że nikt wcześniej nie konsultował z nimi wspomnianych planów. Sama radna także nie ukrywała, że budowa budzi jej duże wątpliwości. - Inwestycja została przeprowadzona bez wiedzy mieszkańców, ludzie boją się, że może ona negatywnie wpływać na naszą okolicę - opowiada I. Gerlip.
Burmistrz Danuta Wojtasik zorganizowała więc, w trybie administracyjnym, specjalne spotkanie mieszkańców z inwestorem, które, jak opisaliśmy już na naszych łamach, przebiegało w bardzo nerwowej atmosferze. Ludzie krzyczeli wprost, że nie życzą sobie takiej budowli w gminie.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że cała sprawa ciągnie się od roku 2013. Ówczesne władze wydały warunki zabudowy warszawskiemu inwestorowi, co otworzyło mu drogę do budowy biogazowni o mocy półmegawata. Budowa się jednak nie rozpoczęła, ponieważ w międzyczasie postanowił on zwiększyć planowaną moc do jednego megawata. To wiązało się oczywiście z rozpoczęciem kolejnej, nowej procedury. Nowe władze, zgodnie z oczekiwaniami mieszkańców są jednak przeciwne tym planom.
Jak opowiada nam burmistrz Wojtasik, obecnie gmina pracuje także nad uchyleniem decyzji wydanych jeszcze za rządów Wiesława Szkondziaka. - Absurdalne i niedopuszczalne jest m.in. to, że na etapie wydawania warunków zabudowy, w 2013 roku, to zarządca drogi, a nie mieszkańcy sąsiednich budynków, brał udział w postępowaniu. A trudno przypuszczać, że inwestycja będzie bardziej oddziaływać na drogę, niż na mieszkańców budynków sąsiednich – komentuje sprawę D. Wojtasik. Jak dodaje, w sąsiedztwie planowanej inwestycji, w o wiele bardziej dogodnym miejscu, dalej od budynków mieszkalnych, znajdują się działki gminne, które, jej zdaniem, o wiele lepiej nadają się na tego typu inwestycję. Pomimo jednak lepszej lokalizacji, nie zostały pod nią przez gminę przeznaczone.
Jak podkreśla pani burmistrz, gmina, pomimo decyzji, która już zapadła, i która otwiera cały czas drogę inwestorowi do budowy, chce zapobiec tym planom. - Powodem jest m.in. fakt, że mieszkańcy sąsiednich budynków nie zostali uwzględnieni w postępowaniu w 2013 roku jako strony, a teren na którym planowano inwestycję, w „Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy” ma przeznaczenie rolnicze – tłumaczy.
- Dlatego wznowiliśmy postępowanie zmierzające do uchylenia decyzji. Obecnie mamy gotowy projekt decyzji uchylającej, przygotowany przez urbanistę. Strony mają czas do końca lutego na wniesienie uwag do zebranego w sprawie materiału dowodowego. Po tym terminie zostanie wydana decyzja. Jej uchylenie uniemożliwi powstanie zaplanowanej przez poprzednie władze kontrowersyjnej inwestycji przy mieście – dodaje na koniec włodarz Nowego Miasteczka.