Biskup Marian Niemiec: Papież jest otwarty na dialog. I czasem „mówi Lutrem”
Wystąpienie Lutra wynikało z potrzeby zmian w Kościele. W stanie dzisiejszej wiedzy nie możemy mówić, że Reformacja była błędem - wyjaśnia ks. Marian Niemiec, biskup diecezji katowickiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego.
Kościół Ewangelicko-Augsburski w Polsce obchodzi uroczyście 500. rocznicę Reformacji. Wielu pyta, czy można świętować podział Kościoła, który nastąpił w wyniku Reformacji?
Niestety, wiele osób, w tym prominentnych, nie wnikając głębiej w historię XVI wieku, widzi i odbiera wystąpienie Marcina Lutra i Reformację jako chęć podziału Kościoła i to dla jakichś osobistych celów. Na szczęście w stanie dzisiejszej wiedzy nie możemy mówić, że Reformacja była błędem, bo doprowadziła do rozbicia Kościoła. Zamiarem Lutra nigdy nie było zakładanie nowego Kościoła, lecz jego reforma. Przyznają to historycy Kościoła.
Trzeba mocno podkreślić, że po raz pierwszy w historii katolicy i luteranie wspólnie upamiętniają rocznicę Reformacji na płaszczyźnie globalnej. Po latach dyskusji i badań luteranie i katolicy doszli do wspólnego wniosku, że wina za rozłam leżała po obu stronach. Dlatego papież Franciszek 31 października 2016 roku gościł w luterańskim Lund, a biskupi rzymskokatoliccy uczestniczyli w Cieszynie w nabożeństwie rozpoczynającym upamiętnienie Reformacji. Na Reformację trzeba patrzeć z szerokiej perspektywy. W wieku XVI nie potrafiono rozmawiać, tak jak my rozmawiamy od 50 lat, gdy zaczął się oficjalny dialog dwóch wyznań, czyli od Soboru Watykańskiego II.
Jeżeli teraz w Tygodniu Modlitwy o Jedność Chrześcijan na nabożeństwach frekwencja jest mniejsza niż na przykład trzydzieści lat temu, to dlatego, że ludzie, wierni, widzą, że Kościoły patrzą na siebie życzliwiej niż kiedyś. Poza tym uważam, że w dobie sekularyzacji nam wszystkim powinno zależeć nie na tym, by pozyskać dla siebie jak najwięcej wiernych, ale by w ogóle wiernych przyciągnąć do Kościołów niezależnie od tego, czy to Kościół katolicki, czy ewangelicki. Trzeba wskazać drogę do Chrystusa. My wszyscy walczymy z wielkim zeświecczeniem. Jesteśmy po jednej stronie barykady.
Trzeba też pamiętać, że wystąpienie Lutra nie było błahe, ale wynikało z niezwykle poważnych pobudek, ówczesnej sytuacji Kościoła.
Ostatnio byłem w Bibliotece Śląskiej na wykładzie ks. dr. Grzegorza Strzelczyka, księdza katolickiego, który powiedział do odbiorców, że z pewnością nie chcieliby być w przedreformacyjnym Kościele. I są to celne słowa. Wystąpienie Lutra było u swego źródła marginalnym wydarzeniem. Gdzieś w Wittenberdze, gdzie funkcjonuje młody uniwersytet, nieznany szerzej ksiądz wiesza na drzwiach świątyni swoich 95 tez. Ale fakt, że tezy zaczęto rozpowszechniać, drukować, że stały się słynne, wynikał z potrzeby zmian w Kościele. Trzeba było iskierki, która zapaliła ogień Reformacji.
Reforma Kościoła powinna być procesem trwałym...
Dlatego my nie mówimy, że obchodzimy jubileusz 500-lecia Reformacji, ale pięciuset lat Reformacji. Kościół stale się reformujący to nasza zasada. Oczywiście w oparciu o Pismo Święte. Chrześcijanin odmieniony, odrodzony, otrzymawszy chrześcijańską wolność idzie i działa w świecie. Ma poczucie odpowiedzialności za ten świat, przyrodę, za drugiego człowieka. Został uwolniony do czynienia dobra i miłości.
Kwintesencją luteranizmu jest jedno piękne zdanie wypowiedziane, przez Marcina Lutra, który stwierdził: Chrześcijanin jest wolnym panem wszystkich rzeczy, nikomu nie jest poddany, ale ze względu na Chrystusa jest sługą wszystkich i każdemu poddany. W naszym Kościele niezmiernie ważna jest osobista odpowiedzialność za siebie, za swoje zbawienie i swoich bliskich. Nie potrzebujemy pośredników, gdy stajemy przed Panem Bogiem. Mówimy o powszechnym kapłaństwie w Kościele.
No to może zrodzić się pytanie, po co jest Kościół?
Według naszej nauki Kościół jest tam, gdzie Ewangelia jest zwiastowana i sakramenty sprawowane. Wspólnota, spotkania są potrzebne, pojedynczy chrześcijanin to żaden chrześcijanin. Zginie, upadnie. Ciągle potrzebujemy zwiastowania. Spotykamy się, by się wzajemnie umacniać.
Czy Kościół ewangelicki jest atrakcyjny dla nowych wiernych?
Co miesiąc organizujemy spotkania dla tych, którzy chcą lepiej poznać nasz Kościół. Przychodzą też młodzi ludzie, którzy szukają Boga. Zdarzają się też sytuacje, w których słyszę: chcę przystąpić do waszego Kościoła, bo nie uznajecie papieża, bo obraziłem się na swojego proboszcza. Wtedy mówię: moment, moment. To za mało. Taki proces wymaga co najmniej roku. Trzeba podchodzić do sprawy poważnie. Poza tym, gdyby proboszcz chciał dogodzić wszystkim, toby mu się parafia rozleciała. Nie prowadzimy jednak żadnej agitacji w stylu, że u nas jest lepiej niż w innych Kościołach.
Proszę scharakteryzować ewangelicką diecezję katowicką.
Jest bardzo różnorodna i rozległa: od Dolnego Śląska, przez aglomerację górnośląską, Kraków i Nowy Sącz, po ukraińską granicę. W sumie to 41 parafii wielkomiejskich, w małych miasteczkach i na wsiach. Wśród naszych parafian jest wielu wybitnych naukowców, biznesmenów, ale też zwykłych ludzi. Co najważniejsze, w Kościele panuje demokracja i wobec Boga wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami. Nie ma wywyższania się.
Na co dzień zajmujemy się m.in. prowadzeniem domów opieki, świetlic socjoterapeutycznych, wypożyczaniem sprzętu rehabilitacyjnego, bezpłatnie lub za symboliczną opłatę, organizujemy spotkania dla seniorów. Także innych wyznań. Naszą wizytówką są chóry, chociażby chór mysłowicki czy katowicki. W czasach mojej młodości wiele chórów organizowało nawet zabawy sylwestrowe. Moi rodzice na takiej zabawie się poznali. W naszym Kościele bardzo ważna jest praca z młodzieżą. Po konfirmacji, czyli publicznym wyznaniu wiary przez 15-latków, organizujemy im weekend w Wittenberdze. To bardzo ważne doświadczenie. Wracają odmienieni.
Czy ze względu na wielką wielokulturo-wość Śląska łatwiej u nas o ekumeniczne postawy?
Ja ekumenizmu uczyłem się na Opolszczyźnie od katolickiego biskupa Alfonsa Nossola (śmiech), a także od wiernych. Mamy wiele przykładów fantastycznych postaw, np. w Ozimku zbiórki pieniędzy na rzecz odbudowy spalonego kościoła ewangelickiego przez parafię rzymsko-katolicką. Wciąż jednak wiele jest niewiedzy dotyczącej naszego wyznania, a przecież niemal w każdym śląskim mieście jest kościół ewangelicki.
Żyjemy w czasie wielu zakrętów ideologicznych, w czasach wielu zakrętów politycznych. Jedną z ważnych spraw jest stosunek do uchodźców. Czy jako ludzie zdaliśmy egzamin?
Rozmawiam o tym z parafianami. Zdania są podzielone, pół na pół. Strach wynika często z jednostronnych medialnych przekazów, bo kto widział muzułmanina na żywo, muzułmańską rodzinę? Z drugiej strony też rozumiem lęk.
Przestrzegałbym jednak przed myśleniem i ocenianiem na podstawie stereotypów. My, ewangelicy, tak bywamy oceniani. Sam Marcin Luter ma wciąż „złą prasę”, bo dominująca jest jego biografia z XVI wieku, pełna oszczerstw i przekłamań. Dla nas Marcin Luter nie jest wzorem cudownego życia. Widzimy jego wady, ale też widzimy konsekwencję w działaniu, odpowiedzialność. Doceniamy jego oddanie drugiemu człowiekowi, Kościołowi.
Jak Kościół ewangelicki patrzy na papieża Franciszka?
Z wielkim uznaniem. Obecny papież czasem „mówi Lutrem”. Promowany przez niego Kościół jest Kościołem Miłosierdzia. Marcin Luter też twierdził, że Bóg przebacza, każdy może być rozgrzeszony, jeśli szczerze żałuje. W naszym wyznaniu to usprawiedliwienie z łaski przez wiarę. Chciałem jednak podkreślić wielki wkład w dialog Kościołów zapoczątkowany przez Jana Pawła II.
Tylko że papież Polak miał „strażnika” w postaci kardynała Ratzingera, który w pewnych momentach hamował jego otwartość.
Papież Franciszek nie ma takiego „strażnika”. Im bardziej jest otwarty, tym dialog jest lepszy i tolerancja większa.