Biskup Tadeusz Pieronek: Kościół powszechny czy partyjny?
Prawie na każdym spotkaniu z osobami zainteresowanymi tym, co się dzieje w Polsce, pada pytanie: dlaczego Kościół katolicki milczy i nie zajmuje stanowiska w ważnych sprawach dotyczących społeczeństwa?
Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa, ale jedno jest pewne. To milczenie zarzucają Kościołowi różne środowiska, sami katolicy, ale też osoby i media o poglądach lewicowych, liberalnych, ludzie niewierzący. Może to dziwić, ale nawet ci, którzy zarzucają Kościołowi, że miesza się do polityki, nagle oskarżają go, że milczy.
Trzeba szukać odpowiedzi na to pytanie o milczenie Kościoła, sięgając do przeszłości, ale też musi ona wyjaśniać to, z czym spotykamy się dzisiaj. Kościół zabierał publicznie głos, broniąc godności człowieka, jego podstawowych praw, wolności i sprawiedliwości, a więc fundamentów ładu społecznego i państwowego, potrzebnego ludziom, kimkolwiek by oni byli, do normalnego życia. Stawał w obronie tych wartości przed zbrodniczymi ideologiami faszyzmu i komunizmu, domagał się ich w trakcie tworzenia w Polsce nowego ustroju, demokratycznego państwa prawa i, niestety, kiedy w tym państwie prawa niektóre osoby i partie wzywają do narzucenia obywatelom zachowań sprzecznych z ich sumieniem albo nawet do pozbawienia ich podstawowych praw.
Kościół nie może decydować o tym, w jakim żyjemy ustroju politycznym ani wskazywać na instytucje i sposoby działania, którymi państwo realizuje swoje cele. To jest zadanie obywateli wypowiadających się w momencie demokratycznych wyborów. Ma jednak moralny obowiązek ustosunkować się do wydarzeń i poczynań władzy państwowej, kiedy narusza ona zasady naturalnego prawa moralnego, porządku prawnego i zaniedbuje obowiązek roztropnej troski o dobro wspólne, dbając jedynie o własny interes partyjny. Takiego stanowiska Kościoła domagają się dzisiaj w Polsce liczne środowiska.
Katolikom, którzy stawiają to pytanie, warto przypomnieć, że przecież oni też stanowią Kościół i mają głos nie tylko we wspólnocie państwowej, ale też w Kościele, ale z tego nie wynika, że odpowiedzialność w tej sprawie spoczywa jednak bardziej na duchowieństwie i biskupach. Z księżmi bywa różnie i dlatego nie można ograniczyć się w ocenie ich postaw, widząc tylko tych, którzy uważają , że wszystko jest w porządku, co więcej, pozwalają sobie politykować z ambony i wspierać jakąś partię. Jest wielu duszpasterzy mądrych i świadomych swego powołania do głoszenia Ewangelii, którzy nie angażują się w polityczne spory. Zdarzają się przypadki opuszczania kościoła, kiedy z ambony wygłaszana jest partyjna propaganda. Zdarzyło się też, że proboszcz nie wpuścił do kościoła wiernych w procesji z feretronami religijnymi, choć była taka tradycja, bo nie byli zwolennikami rządzącej partii.
Na międzynarodowej konferencji w Krakowie, organizowanej przez Uniwersytet Papieski Jana Pawła II, usłyszałem, że siłą Kościoła katolickiego jest jego powszechność, dostępność na całym świecie, ale wydaje się, że polscy duchowni chcą pozbawić Kościół jego powszechności, bo przylgnęli do partii. „Wolę Kościół powszechny ze stolicą w Rzymie niż kościół partyjny ze stolicą w jakimś mieście nad Wisłą” - powiedział jeden z uczestników konferencji. To słowa poważnej przestrogi.
Skąd się wzięła taka postawa? Są młodzi, nie przeżyli wojny, komunizmu, a wielu z nich nawet zrywu „Solidarności”. Niektórych pociąga groźny nacjonalizm lub złudne przekonanie, że ta partia jest Kościołowi przychylna. Tak czy owak, jest to zjawisko groźne dla przyszłości chrześcijaństwa w Polsce.
Czy ze strony biskupów można było spodziewać się postawy odpowiedzialnej moralnie za losy Kościoła katolickiego i narodu polskiego? Tak. Niestety, długo milczeli, a kiedy się odezwali, to tak, jakby bali się powiedzieć całej prawdy. A przecież spotkali się ze strony rządu ze stanowczym „nie!” w stosunku do uchodźców. Nie dostrzegają, że sądy są pozbawiane niezawisłości, że wymazano trójpodział władzy demokratycznej, że wszystkie dziedziny życia już dziś podlegają jednej dyktatorskiej partii? Czy wolno milczeć?