Bitwa pod Humiennem i pierwsza odsiecz Wiednia. Jak lisowczycy ocalili Habsburgów
Dwór króla Polski był rozczarowany i przekonany, że wyprawa pod Wiedeń w 1619 r. poniosła zupełne fiasko. Dopiero później do świadomości Zygmunta III i dygnitarzy polskich dotarło, że "przypadkiem" lisowczycy ocalili cesarstwo.
W początkach XVII w. pokój w Europie był już nie do utrzymania. Kontynent, a po części i Azja stanęły bowiem w obliczu wielkiej wojny zwanej potem trzydziestoletnią. Była to bez mała pierwsza wojna światowa.
Przyzwyczailiśmy się, że w dziejach to właśnie Polska ponosiła najgorsze straty w takich wojnach. Lecz nie wtedy. Wówczas były to jeszcze czasy potęgi i, jak kto wierzy, łaski Bożej: w tej wojnie największe straty miała ponieść rozczłonkowana, nieporządna (choć trudno w to uwierzyć) Rzesza Niemiecka. Dwie potęgi: Rzeczpospolita i Turcja, jak cień zawisły nad Europą, nie angażując się początkowo w wielki dramat europejski.
Gdy w 1618 r. Czesi na Hradczanach wyrzucili katolickich posłów cesarza austriackiego przez okno, zainaugurowali tym czynem wielką wojnę wyznań, religii, społeczeństw i narodów. Ruszyła lawina podziałów na obóz katolicki i protestancki. Król polski Zygmunt III Waza opowiedział się po stronie katolickich Habsburgów. Podobno obietnice zwrotu Śląska przez Austrię i błagania żony, Konstancji Habsburżanki, o pomoc dla brata miały spore znaczenie przy podjęciu tej decyzji. Tymczasem Sejm, który de facto decydował, nadal "aż do gardł swych nie chciał Niemca". Ani myślał uchwalać środków na wojnę w obronie Austrii.
Jednakże Zygmunt III robił swoje, wiążąc się z cesarstwem austriackim. Gorzkie owoce niecodziennego związku cesarza i króla miały najpierw zebrać Węgry. Oto szlachta madziarska niegdyś świetnego królestwa pod panowaniem Austrii zbuntowała się przeciw cesarzowi. Książę siedmiogrodzki Gabor Bethlen, zmierzający do korony węgierskiej, pomaszerował na Słowację i 14 października 1619 r. zajął Bratysławę. Od Wiednia dzielił go już tylko Dunaj. Dwór cesarski ogarnęła panika. Bo i na Śląsku wybuchło powstanie antyhabsburskie.
Dzieci wojny na odsiecz
Żona Zygmunta III, niedługo po urodzeniu "królewiczki", wylewała wielkie łzy przed mężem i to chyba zaważyło. Do Warszawy zbiegł arcyksiążę Karol Habsburg z panami austriackimi z prośbą o pomoc. Król skonsultował się z radą senatu i zezwolił na wysłanie rozwydrzonych "dzieci wojny": lisowczyków, przeciw węgierskiemu Gaborowi Bethlenowi.
Kto zacz, ci lisowczycy? To kłopotliwy spadek po okrutnych wojnach z Moskwą. Nazwę wzięli od jednego z pierwszych dowódców, pułkownika Aleksandra Lisowskiego. Stali się chyba najszybszą jazdą na świecie, gdyż obywali się bez taborów i zaopatrzenia. W racjonalizacji metod walki poszli nawet dalej niż Tatarzy: wojna ich żywiła, chorych towarzyszy lub zbyt obciążonych łupami, opóźniających marsz, po prostu mordowali.
Mówiono, że mają "miasto sumienia - kieszenia". Inne powiedzenie dowodziło, że "Bóg ich nie chciał, a diabeł się bał".
Rzeczywiście było kogo. Jeszcze w XVIII w. matki straszyły lisowczykami swoje dzieci od Wołgi po Ren. Przypadkowe spotkanie się z nimi kończyło się na ogół ograbieniem i śmiercią. Nie mieli artylerii i składanych mostów, rzeki przebywali w bród, trzymając się ogonów końskich, a mimo to potrafili zwyciężyć w otwartych bitwach.
W październiku 1619 r. osiem, może dziesięć tysięcy tych żołnierzy-rabusiów ruszyło z Sambora na Jasło. Stamtąd lisowczycy usiłowali przejść granicę koło Piwnicznej. Występowali jako sprzymierzeńcy Habsburgów. Tym samym przed obliczem historii kolejny raz rujnowali mit, że Polacy nigdy nie bili się z bratankami Węgrami. Jednakże Madziarzy Bethlena zorientowali się w planach polskich i obsadzili granicę. Lisowczycy zostali zatrzymani i wyparci przez Jerzego Rakoczego.
W tym czasie Bethlen oblegał już Wiedeń. Przeciwnik księcia siedmiogrodzkiego, Jerzy Drugeth de Hommonay, przebywający od jakiegoś czasu w Polsce i mający tu dobra, wskazał więc lisowczykom inną drogę. Adam Kersten dowodzi, że przeszli oni Przełęczą Łupkowską w Bieszczadach. Szli pod dowództwem Walentego Rogaskiego, Adama Lipskiego i Györgyi Hommonaya doliną rzeki Laborcz i natrafili 23 listopada 1619 r. na wojska madziarskie młodego Jerzego Rakoczego pod Humiennem, z węgierska Nagy Homonna. Były to dziwnym trafem posiadłości Hommonaya, który zapewne doskonale znał topografię terenu. Węgrów było ok. 7 tysięcy, w tym dwa tysiące husarii i ok. trzech tysięcy piechoty, uzbrojonej w rusznice, których lisowczycy mieli mało.
Rakoczy zamknął drogę na Humienne, obsadzając wzgórza. Lisowczycy, zapewne za podpowiedzią Hommonaya, obeszli je drogą na Udavę i tamże znieśli oddział madziarski. Dalsze ustalenie przebiegu dwudniowej bitwy pod Humiennem nie jest rzeczą łatwą. Zapewne i dlatego, że lisowczycy przedkładali krwawą szablę nad atramentowe pióro i nie opisywali swych wypraw. No, może wyjątkiem był ich kapelan, franciszkanin i twórca tezy o rozciągnięciu panowania Polski "na wszystką, Azję, Afrykę i Europę", Wojciech Dębołęcki.
Bitwa pod Humiennem
Drugiego dnia, pięć kilometrów od Humiennego, gdzieś pod wsią Zavada, ta duża bitwa została rozstrzygnięta. Jest też raczej rzeczą przesądzoną, że o sukcesie lisowczyków zadecydowały tatarskie manewry. Rozpoczęły się długotrwałe harce, Rakoczy zapewne rzucił w końcu przeciw Rogaskiemu ciężką jazdę. Lisowczycy nie wytrzymali uderzenia husarii i zaczęli nagle pozornie bezładnie uciekać. Obóz pozostawili na łup nieprzyjaciela. Najbliżej była piechota węgierska i to ona zaczęła obóz plądrować.
Husaria Rakoczego nacierała dalej i znienacka znalazła się w kleszczach, bo Rogaski i Hommonay zawrócili i gwałtowną szarżą czterech hufców ze wszystkich stron siedli Węgrom Rakoczego na karkach. Zostali oni otoczeni i wycięci. Największe jednak straty poniosła również otoczona piechota. Nadal zajęta rabunkiem, nie zdołała już odtworzyć i sformować szyku.
To była jatka. Pod szablami polskimi padło ponoć aż 5 tys. (A. Kersten sądzi, że 3 tys.) Węgrów, w ręce zwycięzców dostało się 17 chorągwi. Dwie odesłano królowi Zygmuntowi III, resztę cesarzowi. Po bitwie lisowczycy ruszyli przez Bodrok i Toplę na Szarospatak, w drodze oblegając Rakoczego w rodzinnej Makowicy. Nie posiadając silnej "broni ognistej", nie mieli szans na zdobycie zamku, więc ruszyli dalej w kierunku Koszyc. Tutaj zapewne zrzucili Rogaskiego z dowodzenia na rzecz Adama Lipskiego, już przedtem wyznaczonego przez króla do czynienia zaciągów i na zwierzchnika wyprawy. Doszło zatem do rozpadu jednolitego dowodzenia i lisowczycy podzielili się na cztery pułki pod Rogaskim, Kleczkowskim, Jędrzejowskim i Kalinowskim. Około 10 grudnia lisowczycy zaczęli zawracać spod Koszyc do kraju.
Jednakże ich zwycięstwo pod Humiennem i dalszy, niezwykle łupieżczy marsz przyczyniły się dość nieoczekiwanie do odwrócenia kart historii. Oto Gabor Bethlen na wieść o wyprawie i zwycięstwie lisowczyków zlikwidował oblężenie Wiednia i cofnął się do Bratysławy. Tym samym, pod Humiennem i marszem na Wiedeń w 1619 r. Polacy ocalili po raz pierwszy stolicę Habsburgów. Jak wiemy, ponownie uczynili to w 1683 r. pod dowództwem Jana III Sobieskiego.
Z Bratysławy Bethlen wysłał 15-tysięczny korpus na Hommonaya. Na lisowczyków pomaszerował też znów Rakoczy z nowymi siłami. Lisowczycy cofnęli się, jeszcze nieświadomi, że mimowolnie ocalili Wiedeń. Podobnie jak dwór króla Polski, który był rozczarowany i przekonany, że wyprawa poniosła zupełne fiasko. Dopiero później do świadomości Zygmunta III i dygnitarzy polskich dotarło, że "przypadkiem" lisowczycy ocalili cesarstwo.
A ci, pustosząc Słowację, szli "nazad ku Polsce przez Tatry", jak pisał ksiądz Dębołęcki. Nie otrzymawszy żołdu, przeszli przez Przełęcz Dukielską i rozłożyli się w okolicach Krosna i Dukli. Potem niektóre pułki ruszyły, łupiąc "cały szlak podgórski, nie czyniąc różnicy między dobrami królewskimi, duchownymi i szlacheckimi".
Król musiał się gęsto tłumaczyć posłom Bethlena, dowodząc, że wyprawa lisowczyków była prywatna. Na dowód pokazywał listy od hetmana Żółkiewskiego. Coś trzeba było z tymi żołnierskimi bandami uczynić, więc umyślono wysłać je na Śląsk... w sukurs cesarzowi. Na Śląsk, który niebawem przypomniał królowi Zygmuntowi III o wspólnych dziejach i łączności z Polską.
Łupieżczy rajd lisowczyków
Aż dla czterech nacji były to gorzkie zderzenia z "polskością" - uosobioną lisowczykami. Nie dość, że pobili krwawo Węgrów, złupili bezlitośnie Słowaków, to jeszcze ich 4 tys. żołnierzy ruszyło na Czechów dowodzonych przez Hieronima Kleczkowskiego, aby przebić się do cesarza, zgodnie z poleceniem Zygmunta III Wazy. Ksiądz Dębołęcki dowodził, że to sam Pan Bóg wysłał ten hufiec dla obrony swego Kościoła.
Zdaje się, że franciszkanin wierzył w to, co pisał. W każdym razie w 1620 r. w znacznej mierze to lisowczycy przyczynili się do przełomowej w dziejach klęski Czechów pod Białą Górą w starciu z Habsburgami. Przy tym jakiś lisowczyk uratował od śmierci wodza cesarskiego Henriego Duvala Dampierre'a. Jego imię nie zachowało się jednak w historii. Na dowód dzielności lisowczycy rzucili też do stóp wodzowi habsburskiemu 52 zdobyte chorągwie.
Klęska pod Białą Górą odebrała Czechom wolność. Poeta Bartłomiej Zimorowic pisał więc po katastrofalnej bitwie i łupiestwach lisowczyków: "po dziś dzień niejeden Czech mdleje dla gorąca, kiedy go futro lisie grzeje". Czechy oprócz resztek suwerenności państwowej traciły też kwiat i ostoję kultury narodowej: szlachtę, którą Habsburgowie wyrżnęli lub zmusili do ucieczki z kraju. I może warto uzmysłowić sobie, że w świadomości Czechów Polacy się do tego przyczynili. Jakże mocny jest nasz mit, że my to istne aniołki na scenie historii, broniący jedynie swego państwa...
Nieco wcześniej, bo w latach 1619 i 1620, lisowczycy zdążyli też trzykrotnie przejechać się po Śląsku. Julian Ursyn Niemcewicz sądzi, że zjawili się tam, by "nie cierpiący Niemców, gorąco wzdychający za połączeniem z Polakami pod jedno berło i jedne prawa" lud śląski wziąć pod opiekę za zgodą króla, senatu, Żółkiewskiego. Inni historycy wskazują, że Śląsk wcale nie chciał powrotu do Polski, chyba że Rzeczpospolita przeszłaby do obozu protestanckiego. Wysłannicy śląscy ośmielili się nawet sugerować to królowi. Skończyło się na aresztowaniu zbyt śmiałych posłów na rozkaz rozzłoszczonego Zygmunta III. Reszty dopełnili lisowczycy, szalejąc gwałtami, rabunkami i pożarami oraz wybijając na jakiś czas z głowy mieszkańcom tej krainy związek z Polską.
Toteż raczej groteskowo i próżno brzmiały napomnienia cnego hetmana Stanisława Żółkiewskiego, by lisowczycy "nie wnosili zmazy i zelżenia na swą i narodu polskiego sławę". Czy zaiste hetman już tak bardzo oderwany był od realiów lisowskich, czy była to swoista gra pozorów wobec świata i własnego sumienia naszego wielkiego "rycerza bez skazy"?