Bogatych trzeba ściągać i pieścić - to wynika z najnowszego rankingu bogactwa samorządów tygodnika „Wspólnota”
Tradycyjnie już zamieszania narobił opublikowany niedawno przez tygodnik „Wspólnota” ranking bogactwa samorządów.
W tym roku zamieszanie było ciut większe niż zwykle, bo to rok wyborczy, chociaż wyniki rankingu wcale nie zaskoczyły.
Kto ten ranking regularnie śledzi, wie, że dziwić nie może przedostatnie miejsce, jakie wśród 18 miast wojewódzkich zajęła Bydgoszcz z dochodem 4186 zł na osobę. Od 2001 r., od kiedy ranking „Wspólnoty” jest prowadzony, Bydgoszcz nie zajęła w nim wyższej pozycji niż 14. W 2009 roku np., ostatnim pełnym roku sprawowania rządów w mieście przez ekipę Konstantego Dombrowicza, było to miejsce identyczne, co teraz, zaś w 2001 r., gdy rządził Roman Jasiakiewicz, byliśmy ostatni. Warto to uzmysłowić tym, którzy na podstawie rankingu chcieliby przekonywać, że to ekipa Bruskiego ciągnie Bydgoszcz w dół.
Z drugiej strony, trudno ranking bogactwa nazwać manipulacją – co nieoficjalnie miał usłyszeć w bydgoskim ratuszu reporter „Expressu”. Metodologia rankingu jest prosta. Sumuje się dochody własne gminy oraz subwencje i dotacje przekazywane samorządom z budżetu państwa (np. na prowadzenie szkół), po czym dzieli się otrzymaną kwotę przez liczbę mieszkańców. „Wspólnota” pozwoliła sobie na jedną tylko poważniejszą ingerencję. Nie bierze pod uwagę dotacji celowych, najczęściej związanych z wydawaniem pieniędzy unijnych, które w jednym roku są, w drugim ich nie ma.
Przeczytaj dalszą część felietonu
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień