Bogdan Pamuła: Potrzeba więcej Gortatów i Waczyńskich
- W wielu meczach brakowało nam po prostu centymetrów – przyznaje Bogdan Pamuła, trener koszykarzy Stali Stalowa Wola.
Jaki to był sezon dla pana drużyny?
Całkiem dobry. Widoczny był mały progres sportowy, a szczególnie duże postępy zrobił Dawid Zaguła. Jako drużyna też jednak zrobiliśmy skok i widać, że się rozwijamy.
Jest obawa, że wspomniany Dawid Zaguła was opuści?
To ważny i znaczący zawodnik w mojej drużynie, ale faktycznie trzeba się z tym liczyć, że odejdzie. Jak będzie miał opcję do dobrego rozwoju to nie będziemy robili przeszkód, ale ja oczywiście chciałbym, aby u nas został. Żeby inni poszli za nim do przodu.
Postęp w wynikach jest widoczny – rok temu zajęliście 9. miejsce w sezonie zasadniczym, a teraz 6 i graliście w play-off...
I to trochę pechowo, bo była szansa zająć 4. miejsce. Uważam, że gdyby nie problemy zdrowotne, które nękały nas przez cały sezon, to stać by nas było na lepszy wynik.
W pewnym momencie wydawało się, że ta 4. pozycja jest na wyciągnięcie ręki. Czuje pan jakiś niedosyt?
Przed sezonem nie planowałem sobie, że mamy zająć to czy inne miejsce. Dla mnie najważniejszy jest rozwój zawodników. Faktycznie, mieliśmy dobry okres w okolicach świąt i byliśmy wysoko. Z czasem pojawiło się jednak zmęczenie, urazy, a rezerwa u nas to młodzi chłopcy, którzy potrzebują jeszcze czasu. To się odbijało na naszych wynikach w decydujących spotkaniach, kiedy momentami brakowało już tleny i podstawowy skład musiał odpocząć. Liczę jednak, że w nowym sezonie mocno nam pomogą, bo zebrali już sporo doświadczenia.
Do tego, żeby osiągnąć „coś” więcej brakowało wam też trochę centymetrów?
Trochę tej fizyczności nam brakowało. Jacek Wojtanowicz pomagał jak mógł, ale brakowało wsparcia na deskach. Z takimi wysokimi zespołami, jak Bielsk Podlaski, Lublin czy Łowicz ciężko było nam walczyć.
Faworyci rozgrywek pokazali wam trochę miejsce w szeregu?
To się też wiąże z tym brakiem centymetrów. Myślałem, że może Adriana Warszawskiego uda się wstawiać na pozycje podkoszowe, ale pewnych rzeczy nie był w stanie przeskoczyć. On się najlepiej czuje jednak na obwodzie.
W ogóle pierwsza część sezonu była lepsza dla was od drugiej. Z czego to wynikało?
W głównej mierze decydowało o tym wspomniane zmęczenie i problemy kadrowe. Należy też pamiętać, że po pierwszej części sezonu rywale wyciągnęli wnioski i wykorzystywali nasze słabsze momenty.
Dysponował pan młodym zespołem. Stąd się też brały te wahania formy?
Zapewne tak. Zespołem można dyrygować, ale wszystkie instrumenty muszą być odpowiednio nastrojone. Młodzi nie zawsze potrafią podejść do gry z chłodną głową i czasem to emocje biorą górę. Chcą więcej niż mogą i robi się kłopot. Młodzi zawodnicy muszą się uczyć gry w koszykówkę, ale również myślenia na parkiecie. Z czasem to przyjdzie.
O którym meczu chciałby pan zapomnieć jak najszybciej?
Nie wyszły nam pierwsze mecze sezonu. Byliśmy bez gier kontrolnych, bo skład zebrał się dopiero na początku września i do ligi przystąpiliśmy w zasadzie z marszu. Pamiętał też będę ostatni mecz play-off w Łowiczu. Tam nie graliśmy źle, ale pękliśmy w drugiej połowie.
Młodzież w Stalowej Woli garnie się do koszykówki?
Trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że słabo to wygląda. W ogóle jest problem naboru, bo nie mamy dostępu do szerokiej masy zawodników, a to ze względu na konkurencję w postaci Kuźni Stalowa Wola. Jakoś współpraca nam się nie układa.
Jest szansa, żeby młodych jakoś przyciągnąć do Stali?
Z młodzieżą w ogóle jest problem i mają go w wielu klubach. Na Podkarpaciu nie ma masowości koszykówki. Kiedyś wielu chłopaków grało w szkołach, a teraz są to pojedyncze osoby. Reszta nic nie robi, albo gra w piłkę nożną.
Brakuje promocji koszykówki?
To jest szerszy temat. Piłka ręczna wypłynęła, bo ktoś zrobił wynik. Jakbyśmy takich Gortatów i Walczyńskich mieli więcej, to wtedy pewnie łatwiej by było przyciągać ludzi do tego sportu.
Możecie liczyć na wsparcie miasta, czy jesteście zostawieni sami sobie?
Pomoc jest, ale niewystarczająca. Kiedyś Stalowa Wola słynęła z piłki nożnej, koszykówki i lekkoatletyki i wtedy te środki szły w tych kierunkach. Teraz pieniądze przechodzą na szereg różnych inicjatyw. Podnosi się rekreacja i podejście do kultury fizycznej, ale kuleje sport zawodowy. Jesteśmy za biedni, aby coś osiągnąć.