Bohaterowie ulepieni z... koniunktury
Na wręczeniu laurów lubuskim menadżerom nie byłem, ale ujęła mnie opowieść o gościu, który w życiu osiągnął tak wiele, a jednak łzy zakręciły mu się w oku, gdy poczuł się doceniony.
I dopiero gdy przeczytałem poświęcony mu tekst, zrozumiałem, dlaczego. Po prostu pan Iwanicki jest... normalny. Żadnej pozy, napuszonych min i opowieści na koturnie. Ta normalność ujmuje mnie zawsze. Zwłaszcza gdy rozmawiam z ludźmi po przejściach. Jak z panią Marią, która przeszła przez piekło Syberii. Z panem Januszem, najmłodszym więźniem politycznym... Czasem tylko zastanawiam się, jak można przez to wszystko przejść i pozostać właśnie normalnym człowiekiem.
Od kilku lat mamy zresztą prawdziwy spektakl związany z odbrązawianiem historycznych postaci i zdarzeń bądź wręcz przeciwnie, z wpychaniem innych na cokoły. Pomniki i legendy są mieszane z błotem, a na siłę do podręczników historii dopisywane nowe. To nic, że historycy mówią, że Żołnierze Wyklęci nie zawsze byli święci, a „Bolek” nie do końca był z piekła rodem. I aż boję się, kto w przyszłości dojdzie do władzy i kogo będziemy musieli uznać za nowy autorytet. Bo ja chciałbym, aby bohaterami zostali ludzie... normalni. I nie myślę tutaj ani o stroju, ani o wyznaniu czy preferencjach seksualnych. Żeby byli osobami z krwi i kości, a nie ulepionymi z koniunktury.