Bolesław Smela. Śladami aktora, o którym Rzeszów zapomniał
Na próbie w teatrze zdarzyło mu się obsztorcować Andrzeja Wajdę, a gdy grał w dobrze znanym serialu, miał uśmiercić Hansa Klossa. Aktor Bolesław Smela był blisko związany z Rzeszowem. Ale dziś w Rzeszowie mało kto go kojarzy.
Mówiąc kiedyś o swoich mistrzach, wymienił trzy znakomitości polskiej sceny: Wandę Siemaszkową, Juliusza Osterwę i Aleksandra Zelwerowicza. „Oni nauczyli mnie rozumieć teatr - wielką metaforę” - uzasadniał. U Siemaszkowej w Rzeszowie Bolesław Smela zaczynał przygodę z aktorstwem. Z Osterwą i Zelwerowiczem też zetknął się wcześnie, ale już w Krakowie.
Potem jeszcze wielokrotnie spotykał na swojej artystycznej drodze uznanych twórców. Grał w spektaklach reżyserowanych przez Józefa Szajnę, Konrada Swinarskiego, Zygmunta Hübnera, Olgę Lipińską czy wreszcie Andrzeja Wajdę.
Legendarne „jutro”
Wajda był takim reżyserem, który do swoich aktorów miał zaufanie. W związku z tym nie zawsze silnie ingerował w ich grę, często pozwalał im „zaszaleć”. Inspicjentka Alicja Woźniak wspominała próbę „Biesów” - głośnego spektaklu Wajdy w krakowskim Starym Teatrze. Bolesław Smela w roli kapitana Lebiadkina wszedł na scenę, a Wajda aż cmokał z zachwytu: „Kochani kupuję, kupuję, świetnie”. Smela się obruszył: „K…a, przestań pan kupować, zacznij pan reżyserować”.
Stanisław Brudny, popularny aktor rodem z Pilzna, w latach 50. ub. wieku występował z Bolesławem Smelą w Teatrze Śląskim i pamięta, że Smela, który w Katowicach sam zaczął próbować swych sił jako reżyser, robił też przytyki Jerzemu Jarockiemu.
- Jarocki był wymagającym, „upierdliwym” reżyserem. Bolek mówił do niego: „Pan na nas uprawia wiwisekcję” - uśmiecha się Brudny.
Smela może i bywał aktorem niepokornym, ale twórczym, z inwencją. Pracując w Starym Teatrze nad rolą Wernyhory w „Weselu” w reżyserii Jerzego Grzegorzewskiego, uznał, że jego kwestia powinna być ograniczona do… jednego słowa.
Na którejś próbie przychodzi Smela do Grzegorzewskiego i mówi: Panie Jerzy, wie pan co, i tak tutaj za dużo ten Wernyhora mówi. Co on ma w ogóle do powiedzenia: tylko „jutro”. Reszta jest jasna
- opowiadał Jerzy Radziwiłowicz, odtwórca roli Pana Młodego.
Pomysł był odważny, ale reżyser go zaakceptował. Smela w scenie z Jerzym Bińczyckim (grał Gospodarza) rzekł więc tylko „jutro” i… zrobił ogromne wrażenie. Wykreował rolę, która dzisiaj bywa nazywana „legendarną”.
Od czasu do czasu udzielał się w teatrze telewizyjnym, występował również w filmach. Wcielił się m.in. w postać starego boksera w filmie „Klincz”, a w „Pasji” pokazał się w roli przywódcy chłopskiego Jakuba Szeli.
W X części kultowej „Stawki większej niż życie” oglądamy Smelę jako wysłannika z tzw. centrali (polskiej siatki). Jej członkowie omyłkowo dochodzą do wniosku, że agent J-23 zdradził i od pewnego czasu rzeczywiście służy III Rzeszy. Zaocznie wydają więc na niego wyrok śmierci. W grupie „likwidacyjnej” jest konspirator grany przez Smelę. I to on, próbując zastrzelić Klossa, wypowiada formułkę będącą tytułem tego odcinka („W imieniu Rzeczypospolitej”). Bohater serialu, oczywiście, wychodzi z opresji obronną ręką.
W szkolnych ławach
Bolesław Smela przyszedł na świat w Rzeszowie 13 lutego 1919 roku. Nietrudno obliczyć, że dopiero co minęła setna rocznica jego urodzin. Przeszła bez echa, bo Smela, który z miasta nad Wisłokiem wyjechał tuż po drugiej wojnie (rodzinnie zawsze jednak był z Rzeszowem związany, o czym będziemy jeszcze mówić), to dzisiaj postać zapomniana. Informacje o jego związkach z grodem Rzecha występują szczątkowo, a na przykład w „Encyklopedii Rzeszowa” nie ma żadnego, choćby najkrótszego biogramu aktora. On sam zaś niczego nam już nie powie - zmarł w 1987 roku, w Domu Aktora w Skolimowie.
Na podstawie materiałów znalezionych w Archiwum Państwowym ustaliliśmy, że przed wojną Bolesław Smela chodził do rzeszowskiego II Gimnazjum, mieszczącego się przy ul. Krakowskiej (dziś II LO przy ul. ks. Jałowego). Wynikami w nauce się nie wyróżniał, był „przeciętniakiem”.
Czy już wówczas wykazywał artystyczne uzdolnienia, interesował się teatrem, kinem? Wiadomo, że władze gimnazjum dysponowały tzw. aparatem kinematograficznym, dzięki czemu młodzież za drobną opłatą oglądała wartościowe filmy.
W szkole istniał teatrzyk, którego opiekunem był polonista Stefan Przyboś. Pod koniec roku szkolnego 1933/34 teatr ten prowadziła klasa Ib, której uczniem był Bolesław Smela. Raz na tydzień, po lekcjach uczniowie Ib mieli w omawianym okresie próby przedstawienia zatytułowanego „Młodość bohatera Lisa-Kuli”.
Młody Bolek Smela lubił sport. W roku szkolnym 1937/38 należał do działającego w II Gimnazjum koła sportowego. W swojej pieczy miał je Jan Przyboś, nauczyciel - jak to ówcześnie nazywano - ćwiczeń cielesnych (wychowania fizycznego). Smela był członkiem zarządu, a ściślej - pełnił funkcję gospodarza koła. Organizowało ono zajęcia piłkarskie, siatkarskie, koszykarskie, przy kole istniała ponadto sekcja wodna.
Kolejny etap edukacji późniejszy aktor pokonywał w rzeszowskim Liceum Handlowym (obecnie Zespół Szkół Ekonomicznych przy ul. Hoffmanowej). W lutym 1945 r., jako ekstern, zaliczył egzamin dojrzałości. W trakcie nauki odbył praktykę „biurową” w Zarządzie Miasta Rzeszowa.
Często odwiedzał matkę i siostrę
W protokole egzaminu dojrzałości Bolesława Smeli, w rubryce „miejsce stałego zamieszkania” widnieje adres: Rzeszów, ul. Marszałkowska 1B. Z naszych ustaleń wynika, że rodzina Smelów miała tam dom, który współcześnie już nie istnieje.
Beata Guczalska, autorka biogramu artysty urodzonego przed 100 laty, podaje, że Bolesław Józef Smela był synem Wojciecha oraz Agnieszki z domu Gąsior.
- Aktor miał siostrę. Wspólnie z matką mieszkała ona w bloku przy ul. Kosynierów 20, na rzeszowskim osiedlu 1000-lecia. Bolesław Smela dosyć często je odwiedzał, bywało, że z jakąś swoją przyjaciółką. Mieszkałem w sąsiednim bloku i widywałem go, jak stał na balkonie. Pamiętam, że jego siostra była stanu wolnego, nie miała męża
- dopowiada Waldemar Jabłoński z Rzeszowa.
Mamę i siostrę Bolesława Smeli znał Stanisław Batóg, do tej pory mieszkający przy ul. Kosynierów.
- Siostra aktora miała na imię Maria - wyjaśnia pan Stanisław. - Mieszkała z matką w bloku przy ul. Kosynierów 22, a potem w bloku nr 20, w tej samej klatce schodowej co ja. Panie przeniosły się tu, zdaje się, dlatego, że wtedy były już starsze, chodzenie po schodach sprawiało im kłopot, a mieszkanie przy Kosynierów 20 było na niższym piętrze.
Stanisław Batóg poinformował nas, że matka i siostra artysty już nie żyją i że pochowano je na cmentarzu Pobitno w Rzeszowie. Po wpisaniu w internetową wyszukiwarkę rzeszowskich grobów personaliów matki i siostry aktora wyświetla się komunikat: „system nie znalazł żadnej osoby o podanych kryteriach”. Wiadomość o miejscu spoczynku obu wymienionych osób udało nam się jednak potwierdzić.
- Agnieszka oraz Maria Smela zmarły odpowiednio w 1984 i 1985 r. i pochowano je na cmentarzu Pobitno - informuje Sylwia Fok, kierowniczka w Zakładzie Usług Pogrzebowych i Cmentarnych MPGK Rzeszów. - Wyszukiwarka ich „nie znalazła”, bo nie znamy, niestety, precyzyjnej lokalizacji ich grobów. W dokumentach jest tylko mowa o tym, że zarówno pani Agnieszka, jak i pani Maria spoczęła w „grobowcu rodzinnym”. Tego typu grobowce, dotyczące rodziny o nazwisku Smela, na tym cmentarzu są dwa - oba znajdują się w dzielnicy 1. Agnieszka Smela i Maria Smela leżą zatem, jak mniemam, w tych właśnie grobach lub w jednym z nich.
Bohater tego tekstu miał więc w Rzeszowie i nieco dalszą rodzinę.
- W latach 70. byłam nauczycielką Szkoły Podstawowej nr 8. Dyrektorka szkoły, Romualda Gąsior, mówiła mi, że jej rodzina czy może rodzina jej męża jest spokrewniona z Bolesławem Smelą. Mojego męża - zmarłego przed 3 laty - być może też łączyło z nim pokrewieństwo, bo spotykali się w Rzeszowie. Kiedyś nawet mąż odwiedził go w Skolimowie - przypomina sobie Teresa Smela, mieszkanka Rzeszowa. Stanisław Batóg zapamiętał z kolei, że gdy lata temu uczył się fachu introligatorskiego, pracowała z nim Zofia Smela, również krewna aktora.
Wspaniały aktor, dowcipny człowiek
Własnej rodziny Bolesław Smela nie założył.
- Kiedy występowaliśmy w Katowicach, on z reguły stale przesiadywał w teatrze - wspomina Stanisław Brudny. - Z naszym inspicjentem, Jasiem Płachno, lubił grywać w domino, rzadziej w szachy. Każdy urlop Bolek spędzał w Rzeszowie, miał tam ulubioną kawiarnię. Wódeczka nie była mu obca, ale z Katowic ja go pamiętam jako osobę bardzo odpowiedzialną. Był obdarzony lekko rubasznym poczuciem humoru. Mówił np., że w Rzeszowie podają kotlety tak duże jak… klapa od sedesu. Żartował z grającego w Teatrze Śląskim aktora Hierowskiego, który był hipochondrykiem. „Pan Roman Hierowski umrze na łupież” - mawiał Bolek.
Na zawodowej scenie Bolesław Smela debiutował rolą Fon Kostryna w „Balladynie”, opracowanej reżysersko i inscenizacyjnie przez Wandę Siemaszkową i Bronisława Skąpskiego. Przedstawienie to było w Rzeszowie entuzjastycznie przyjmowane, w sezonie 1945/46 wystawiano je 35 razy. Jak na owe czasy - rekordowo często.
Smela, aktor samouk (egzamin aktorski zdał eksternistycznie), ogółem występował na deskach kilkunastu teatrów, m.in. w Poznaniu, Wrocławiu, Łodzi i Warszawie. W latach 50. dwa razy krótko pracował znowu w teatrze rzeszowskim, tym razem przede wszystkim w roli reżysera.
Za swoje kreacje aktorskie nieraz odbierał nagrody i wyróżnienia.
- To był znakomity aktor - ocenia Brudny. - Preferował „rzemieślniczą” metodę grania. Pod tym względem przypominał mi Tadeusza Łomnickiego. Mimo że miał świetny warsztat, często po próbie dodatkowo ćwiczył.
Marek Pyś, aktor mieszkający w Dynowie, znany m.in. z ról w serialach „Świat według Kiepskich” i „Pierwsza miłość”, przed laty grał ze Smelą w „Śnie nocy letniej” w Starym Teatrze i w telewizyjnym spektaklu „Klątwa”.
- Ja wtedy dopiero zaczynałem w teatrze. Bolesław Smela był jednym z moich mistrzów. Grał oszczędnie, emanował spokojem, miał w sobie jakąś dostojność. Był reprezentantem szkoły aktorskiej ze starych, dobrych czasów - mówi Pyś.