Bp Tadeusz Pieronek: Dziwnie bywa z tymi krukami
Dwa tygodnie temu zabrałem się do pisania felietonu o krukach, uważanych wśród ptaków za najinteligentniejsze, którym przypisywane są szczególne umiejętności i zachowania bliskie człowiekowi. Łatwo się uczą, zadziwiają umiejętnościami naśladownictwa.
U jednych cieszą się sławą, bo bywają użyteczne dla ludzi, u innych, bo są czarne, padlinożerne, uchodzą za zwiastunów nieszczęścia, choroby i śmierci.
Wskazują na to znane powiedzenia, opisujące krucze poczynania: „Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać, jak i one”, „Kruk krukowi oka nie wykole”, „Rozdziobią nas kruki, wrony”, a w tradycji ludowej kojarzone są z padliną na polu bitwy, z cmentarzami i są nawet oskarżane o kontakty z diabłem.
W każdym z tych określeń znajdujemy inną treść.
Pierwsze z nich wskazuje na konsekwencje wejścia w jakąś grupę osób sobie bliskich, stanowiących rodzinę, działających we wspólnych interesach, bliskich sobie zawodowo, podzielających tę samą wizję świata, mających te same lub przynajmniej podobne poglądy polityczne, wspólne cele do osiągnięcia.
Jest rzeczą normalną, że w momentach zagrażających jedności grupy, każdy musi solidarnie bronić jej stanowiska jako własnego.
Bywa jednak, że taka grupa opowiedziała się za złym rozwiązaniem, przynoszącym ludziom straty moralne czy materialne. Co ma zrobić na przykład polityk, który jest zmuszony głosować za stanowiskiem swojej partii, podczas gdy jest ono niezgodne z jego sumieniemalbo z obowiązującą konstytucją?
Przysłowie „Kruk krukowi oka nie wykole” może go skłaniać do poparcia kompanów partyjnych, ale warto pamiętać, że inne przysłowie poucza: „Kruki trzymają się razem, a orzeł lata”.
Kto pozbawia się własnego zdania i nie stać go, by się wspiął na wyżyny, zostanie w klatce z krukami i nie będzie mógł wznieść się w górę, jak orzeł.
Przyglądając się wydarzeniom w Polsce, łatwo dostrzec podobne sytuacje, które mogą mieć poważne konsekwencje polityczne.
„Rozdziobią nas kruki, wrony” to tytuł wydanej w 1895 roku noweli Stefana Żeromskiego, pełnej symboliki i niedomówień.
Opis kruków i wron, rozszarpujących ciało zabitego powstańca i jego konia, ofiar, które miejscowy chłop okradł i porzucił, nie udzielając im pomocy, odczytywano jako obraz znęcania się zaborców nad Polakami, a szerzej, każdego, kto rości sobie pretensje do takiego rządzenia państwem, które uwłacza godności jego obywateli.
W związku z niechęcią niektórych ludzi do kruka - a już podniosły się takie głosy, że kruk to symbol szatana - może się znaleźć w kłopocie prezydent miasta Częstochowy, który z okazji jubileuszu ośmiuset lat powstania miasta, przypadającego w 2020 roku, chce mu przywrócić historyczny herb, zwieńczony niegdyś lwem i orłem, co musiałoby pociągnąć za sobą usunięcie z herbu kruka, trzymającego w dziobie bochen chleba.
Ten element herbu został przypadkowo wprowadzony przez Niemców w czasie II wojny światowej.
Problem w tym, że takie wyobrażenie kruka jest częścią herbu oo. paulinów i przypomina historię proroka Eliasza, który chroniąc się przed zemstą króla, ukrył się przy potoku Kerit, a kruki, z polecenia Bożego, karmiły go każdego ranka chlebem, a wieczorem mięsem, by przeżył.
Zwykle w takich sprawach odwołujemy się do źródeł i mam nadzieję, że mieszkańcy Częstochowy to rozumieją i nie będą oponować słusznym planom prezydenta.