Brat podejrzany o zamordowanie 30-letniej Katarzyny
Dramat, który spotkał rodzinę z Gącza w województwie kujawsko-pomorskim, niełatwo zrozumieć. W domu z czerwonej cegły padły ciosy. Było ich wiele. Matka straciła córkę, czy teraz straci syna?
Czerwony dom na skraju wsi. Od kilku dni stoi pusty. I pusty będzie stał nadal.
- Nie wrócę do tego domu, nie chcę... mówi łamiącym się głosem Aleksandra, matka 16-letniego Adama i 30-letniej Katarzyny. Ona wyjechała do pracy w Holandii, ale odwiedzała brata i matkę. Miała plany. Chciała sprzedać mieszkanie - tak mówi mama - pojechałaby jeszcze za granicę dorobić, potem kupiłaby mały dom. Zamieszkałaby w nim z matką, tak zawsze mówiły.
Brat chciał wrócić do szkoły, do liceum, potem wyjechałby na studia. Adam nie wróci do nauki, a Katarzyna do pracy w Holandii.
W domu z czerwonej cegły rozegrał się dramat. W poniedziałek, ostrym narzędziem, zadano Katarzynie liczne ciosy. To były jej ostatnie odwiedziny w rodzinnym domu... Matka zalewa się łzami. A chłopak? Jak idzie na posiedzenie sądu, skuty kajdankami, w asyście policji, jego twarz jest nieruchoma. Czy żal mu siostry? To wie tylko on.
- Nie było mnie w domu, jak to się stało, sama chciałabym się dowiedzieć, o co dokładnie poszło - mówi matka rodzeństwa na sądowym korytarzu.
Jest i ojciec. Nie płacze, ale za to, co się stało obwinia byłą żonę. Widać, że za sobą nie przepadają. Omijają się, nie spoglądają sobie w oczy. Oboje mają żal. Jedno do drugiego. - Po co on tu przyszedł. Pijak, ochlapus jeden. Córka go nienawidziła. Dzieciakowi teraz robi tylko na złość. Myśli, że on nie cierpi w tej chwili - rozpacza matka.
Dramat, który spotkał rodzinę z Gącza, wsi niedaleko Janowca Wielkopolskiego niełatwo zrozumieć.
Kłócili się - przyznaje matka. Mówi to kilka razy. 16-latek ma twierdzić także, że starsza o 14 lat Katarzyna wyśmiewała się z niego. Czy to był powód? Z pozostałym rodzeństwem - dwiema siostrami i bratem - Adam dobrze żył.
Najbliższe trzy miesiące chłopak spędzi w schronisku dla nieletnich.
Poniedziałek, 22 sierpnia, miał być kolejnym spokojnym dniem w Gączu. We wsi mieszka niewiele ponad 200 mieszkańców. Nigdy nic poważnego się tutaj nie wydarzyło. Do tego wieczora.
Dom na skraju wsi. Stary, ale obejście zadbane. Przy budzie pies. Do najbliższego sąsiedztwa kilkadziesiąt metrów. Dookoła cisza. Nie jeżdżą samochody.
Gdyby Kasia wzywała pomocy, pewnie i tak nikt by jej tu nie usłyszał.
22 sierpnia o godz. 20.45 policja otrzymuje zgłoszenie, że jedna z mieszkanek wsi znalazła zakrwawione ciało córki. Do starego domu jedzie jedna karetka, druga. Pędzi policja. Lekarz stwierdza zgon 30-latki.
Tragedia, mówią mieszkańcy wsi. - Żona w poniedziałkowy wieczór bała się wyjść z domu. Ktoś mówił, że Adam uciekł, nie można go znaleźć - relacjonuje mieszkaniec Gącza.
Adam nie uciekł. Inni mówią, że sam zawiadomił matkę o tym, co się stało z Kasią, miał ją nawet czymś przykryć.
Były sołtys twierdzi, że rodzina, w której rozegrał się dramat, była spokojna i „nikomu na odcisk nie nadepnęła”.
A Adam? Chodził do ogólniaka w ZSN w Janowcu Wielkopolskim, ale w grudniu 2015 roku przerwał edukację. Źle się czuł w szkole. Chciał wznowić naukę teraz, od 1 września, aby nie uczyć się ze swoim rocznikiem.
W gimnazjum też nie miał łatwo. - W drugiej klasie na wuefie został pobity, po pachwinę miał całą nogę w gipsie, rozległego krwiaka na łydce, naderwane ścięgno, pomimo to pomału, pomału dochodził do siebie, jak mu zdjęli ten gips ćwiczył sobie tę nogę. Sprawy nie zakładałam nauczycielowi, dałam spokój. Powiedziałam tylko, że gdyby groziło to kalectwem, to wtedy sprawę bym założyła - mówi matka 16-latka.
Jak opisuje syna? Cichy, nie lubił żartować, spokojny, raczej samotnik. Ale lubił biegać, ćwiczyć. - Nie chodził na wagary, nie pił piwa, niczego. Był wrogiem tych wszystkich narkotyków, papierosów. Mówiłam, że coś się dzieje, że dzieciak boi się iść do szkoły, a ja nie mogłam tam siedzieć i go ciągle pilnować - opowiada.
Jest załamana. Przed posiedzeniem sądu, który miał zdecydować o przyszłości chłopaka, nie może powstrzymać łez. Na korytarzu słychać tylko jej szlochanie. Na początku nie chce, ale potem sama zaczyna się zwierzać, opowiadać...
- Córka chciała, żebym się wyprowadziła - mówi. Czy Adamowi nie podobał się ten pomysł? - Nie wiem, chyba nie... - mówi zdruzgotana.
Tuż po dramatycznym wydarzeniu matka rodzeństwa trafiła do Domu Pomocy Społecznej w Tonowie. Potem odebrał ją syn mieszkający w Bydgoszczy.
- Kasia zawsze była uśmiechnięta. Nigdy nie spotkałem jej smutnej - wspomina Jan Linette, były sołtys Gącza.
- Była uzdolniona plastyczne - mówi z kolei były nauczyciel. - Kiedy chodziła do szkoły w Janowcu Wielkopolskim, była zawsze grzeczna, sumienna. Była zaradna, tak jak całe rodzeństwo. Jeździła do tej Holandii, zarobiła, nie przetrwoniła pieniędzy. Radziła sobie i jeszcze pomagała matce i bratu - dodaje nauczyciel.
Adam 3 września skończy 17 lat. Policja zatrzymała chłopaka, ponieważ wstępne ustalenie wykazały, że ma on związek ze zgonem kobiety. Przewieziono go do policyjnej izby dziecka w Bydgoszczy. W świetle prawa traktowany jest jako nieletni. Żnińska prokuratura akta sprawy przekazała do Sądu Rodzinnego i Nieletnich. Ale akta mogą tu wrócić.
Sąd zdecydował, by umieścić chłopaka w schronisku dla nieletnich. Tu spędzi najbliższe trzy miesiące. Zakładając, że orzeczenie się uprawomocni (może odwołać się od niego zatrzymany lub jego rodzice) w dalszym toku postępowania sąd może podjąć decyzję o przedłużeniu aresztu, a nawet wypuszczeniu nastolatka.
Matka chłopaka ma nadzieję, że syn zostanie objęty jakąkolwiek opieką lub pomocą. - Straciłam jedno dziecko, nie chcę stracić drugiego - mówiła przez łzy.