Brawo suweren, brawo prezydent
Prawo i Sprawiedliwość dokonało w ostatnich dniach rzeczy wydawałoby się niemożliwej – wyprowadziło na ulice miast i miasteczek setki tysięcy ludzi w obronie sądów, które nie cieszą się w Polsce najlepszą sławą. Nie myślę o prymitywnej propagandzie TVP, która uczyniła z sędziów seryjnych złodziei spodni czy wiertarek. Natomiast w sądach niewątpliwie szwankuje organizacja, na wyroki czeka się zdecydowanie za długo, a tzw. szary człowiek często jest na przegranej pozycji wobec cwaniaków otoczonych zblatowanymi z sędziami prawnikami.
Niewiele jest osób, które byłyby skłonne demonstrować przeciwko reformie sądów, gdyby PiS prowadził ją spokojnie i bez łamania konstytucji. W kierunku, który usprawni ich działanie, a nie upartyjni. Tymczasem w skandalicznym stylu przepchnięto przez parlament ustawy, które koncentrowały władzę nad sędziami w rękach Prokuratora Generalnego i polityka. Niewątpliwie był to moment społecznego przesilenia. A także odłożonej w czasie reakcji na inne działania władzy, która urządza nam Polskę tak, że coraz bardziej oddalamy się od Unii Europejskiej, idei wolności obywatela, ducha samorządności. A gdy nie pozwala na to wszystko konstytucja, to tym gorzej dla konstytucji.
Jeśli o koalicji PO-PSL mówi się, że osiem lat pilnowała ciepłej wody w kranie i jak ognia bała się słowa „reforma”, to teraz PiS w jedną kadencję chce „zaorać” ostatnich 27 lat sukcesu polskiej wolności. To dlatego w takiej skali zaprotestowali młodzi, z których już żartowano, że wyjdą na ulice dopiero wtedy, jak im władza odbierze smartfony. Oni urodzili się już w wolnym kraju, są jego beneficjentami, jeżdżą po świecie. Nie do przyjęcia jest dla nich antyeuropejska retoryka władzy, próby ograniczania ich wolności.
Oczywiście nie jest tak, że Polska nie wymaga naprawy. Niestety, w Prawie i Sprawiedliwości dominuje przekonanie, że systemowe zmiany da się wprowadzać tylko na rympał, o drugiej w nocy, bez konsultacji. Każdy, kto nie akceptuje tego rewolucyjnego pędu, jest z automatu zdrajcą i obrońcą starego układu, a w najlepszym razie „wymięka”. W ostatnich dniach, zgodnie z tą narracją, wymiękł pierwszy obywatel RP– prezydent Andrzej Duda. Jestem przekonany, że tym razem prezydent nie tylko nie okazał słabości, ale przeciwnie – wreszcie wykazał się polityczną odwagą, która uchroniła Polskę przed fatalnym scenariuszem eskalacji ulicznych niepokojów i międzynarodowej izolacji.
Głoszona przez władze PiS alternatywa: albo rewolucja, albo stary układ – to jest z gruntu fałszywa i szkodzi Polsce. Jeśli dziś politycy prawicy wołają, że z weta cieszą się zdrajcy, kanalie i ubeckie wdowy, to trzeba pamiętać, że te obelgi dotyczą również takich ikon prawicy jak premier Jan Olszewski, czy Zofia Romaszewska, która miała bezpośredni wpływ na decyzję prezydenta. Że wedle tej alternatywy zdrajcą jest również arcybiskup Stanisław Gądecki, który oficjalnie podziękował prezydentowi za mądrą decyzję i uspokojenie nastrojów. Do ubeckich mord śmiało można też zaliczyć takich prawicowych publicystów jak Rafał Ziemkie-wicz czy Piotr Zaremba, którzy apelowali do prezydenta o weta.
Na tym przykładzie widać, jak krótkowzroczna jest polityka władzy. PiS-owi uczciwie trzeba przyznać, że dobrze zdiagnozował takie polskie problemy jak nierówności społeczne, czy kolonializm gospodarczy. Program 500 plus istotnie ograniczył problem ubóstwa wielu rodzin. Budżet nie tylko jest w ryzach ale i z rekordową nadwyżką, dzięki stanowczym działaniom rządu przeciwko oszustom podatkowym. Naprawdę, nie dzieje się w Polsce nic takiego, co by nakazywało władzy wprowadzać ważne dla niej reformy w iście wariackim tempie, z błędami. Polska się nie zawali, jeśli reforma sądów, w wersji zgodnej z konstytucją, zostanie dokończona jesienią. Nie zawaliłaby się, gdyby reforma oświaty, po uczciwych, a nie pozorowanych konsultacjach, weszła za rok. Absurdalny pośpiech legislacyjny i niemal już codzienne obrażanie ludzi myślących inaczej, zraża do władzy wyborców politycznego środka. Tych, którzy dali się nabrać na kampanijne bajki o łączeniu ludzi i budowaniu wspólnoty. Dwa razy ten sam numer nie przejdzie.
S
ądzę, że prezydent zdał sobie z tego wszystkiego sprawę, dlatego wykonał ruch, za który dziś jest musztrowany nawet przez szeregowych posłów PiS. Za to długofalowo da mu szansę na utrzymanie poparcia szerszego niż twardy elektorat PiS. Przede wszystkim jednak - i to jest najważniejsze - Andrzej Duda wsłuchał się w głos suwerena, zahamował fatalne prawo i obłędną spiralę złych emocji. Prezydent przez ostatnie dwa lata dał wiele dowodów na swoją polityczną uległość wobec prezesa PiS, brak suwerenności w podejmowaniu decyzji . Dwoma wetami zrobił istotny krok w stronę bycia prezydentem wszystkich Polaków. Zatem brawa dla prezydenta, ale jeszcze większe dla nas – suwerena.