Brązowe medale są dla Falubazu
Przewaga 48:42 z pierwszego meczu okazała się wystarczająca. Nasi bez większych kłopotów ją obronili
Sześć punktów? To w żużlu jeden bieg wygrany podwójnie i 4:2 - tak to po spotkaniu w Poznaniu oceniał Piotr Protasiewicz. Prorok jakiś? Fakt był taki, że niedzielny rewanż rozpoczęliśmy w najgorszy możliwy sposób. Patryk Dudek został za plecami Taia Woffindena, a chwilę później także Szymona Woźniaka choć ruszał z najlepszego na początku zawodów pola A. Jarosław Hampel w ogóle nie liczył się w stawce i przyjezdni podwójnie wygrali. Dobre starty! Nasi musieli szybko wyciągać wnioski, bo bieg otwarcia pokazał, że Sparta odrobiła lekcje i zamierzała nas zaskoczyć.
Na szczęście juniorzy Falubazu to jednak pół półki wyżej niż młodzież z Wrocławia i straty szybko zostały wyrównane. Krystain Pieszczek pierwszy puścił klamkę, a Alex Zgardziński bardzo elegancko przedarł się najpierw na trzecie, a na kolejnym wirażu na drugie miejsce. Fiu, fiu! Takiego Aleksa to się oglądało. Liczyliśmy na więcej podobnych popisów także w pojedynkach z seniorami.
Starsi koledzy nie chcieli być gorsi. W III wyścigu karty od startu rozdawał rakietowy Jason Doyle. Australijczyk jest aktualnie poza zasięgiem światowej czołówki, a co dopiero Tomasza Jędrzejaka. „Kangur” szybko się oddalił, ale za jego plecami poszalał Andriej Karpow. Ukrainiec napędził się z wyjścia po zewnętrznej, minął jednego przeciwnika, a następnie szeroko wpadł w drugi wiraż, przyciął i pokonał Jędrzejaka. Były emocje, walka i prowadził Falubaz.
Pierwsza seria skończyła się rozgrywanym na raty IV biegiem. Na torze mieliśmy dwie pary - „PePe” walczył o punkt z Maciejem Janowskim, a Pieszczek bronił się z wyczuciem przed atakami Damiana Dróżdża. Niestety, junior gości nie opanował motocykla na wyjściu z drugiego łuku i wpadł w naszego żużlowca. Bardziej doświadczony zielonogórzan położył motocykl, a rywal uderzył w dmuchaną bandę i został wykluczony. Nikomu nic się nie stało, a w powtórce dzieliły i rządziły „Myszy”. Przewaga naszych urosła do ośmiu „oczek”.
Sparta nie pękała, ale tylko jedna mocna para nie mogła utrzymać korzystnego wyniku. A u nas? Liczyłem, że Zgardziński strzeli w ucho jakiegoś seniora i strzelił. W VI biegu nasz junior z gracją odsunął sobie „Ogóra” od kredy i wyprzedził. Przy tym wszystkim rozpędzali się Patryk Dudek oraz Jarosław Hampel. Pachniało kiełbasą z grilla i wysokim zwycięstwem. Po X wyścigu siedzący obok Maciej Noskowicz z „Radia Zachód” krzyknął, że „czuć brąz i już widać brąz!”. Faktycznie, Falubaz prowadził 12 punktami, w dwumeczu 18, a to nie pozostawiało złudzeń dla kogo te wszystkie medale, szarfy i puchar, które pyszniły się na murawie. Przeciwnicy chyba też się z tym pogodzili, bo nie rzucali do walki rezerw taktycznych, nie kombinowali, nie szarpali.
O właściwą temperaturę widowiska zadbali nasi. W XI wyścigu „PePe” zaczynał pierwszy wiraż na trzeciej pozycji, a opuszczał na pierwszej. Takiego gazu pod płotem nie oglądałem od czasów Tomasza Golloba, który fundował podobne wolty w Lesznie czy Grudziądzu. Chwilę później Doyle stoczył bardzo ładny pojedynek z Woffindenem. Uczestnicy Grand Prix czarowali się, zmieniali tor jazdy, by po czterech okrążeniach niemal jednocześnie przeciąć linię mety. Minimalnie lepszy był Australijczyk, trzeci finiszował Zgardziński, a wynik 43:29 oznaczał, że nikt już nie odbierze naszym brązowych medali. Wszystko, co wydarzyło się po tym starciu było już tylko wisienką na torcie.
Jak nie chwalić i nie klaskać, kiedy w XIII biegu „Duzers” napędza się po deskami, a później zręcznie balansuje i przebija się z trzeciego na pierwsze miejsce. Dużo byśmy dali, by widzieć wtedy zdziwione oczy wyprzedzanych rywali. Skąd on się wziął? Fajnie, że na zakończenie zabawy kapitan odstąpił swój wyścig Zgardzińskiemu. Junior przyjechał czwarty, ale za ten występ zasłużył na upominek od starszego kolegi. A potem były toasty, owacje i niestety, koniec sezonu...