Brunatna fala wzbiera w Cottbus, stolicy neonazistów w Brandenburgii
Chociebuż (Cottbus) w Brandenburgii niedaleko polskiej granicy jest miejscem przemocy, incydentów na tle rasistowskim i nienawiści do cudzoziemców. Miasto przypomina beczkę prochu.
Bezpośrednim powodem takiej sytuacji jest wzrost liczby imigrantów, których jest w Chociebużu ok 4300 - dziesięciokrotnie więcej niż w 2013 i trzy razy więcej niż rok temu. Jednak jeszcze przed ich napływem miasto było nazywane stolicą neonazistów w Brandenburgii.
Szczególnie niebezpieczną strefą są okolice centrum handlowego Blechen Carré i placu przed Stadthalle. Tutaj dochodziło do niepokojów od maja 2017. Na porządku dziennym były utarczki słowne i bijatyki, nawet z użyciem noży. Brali w nich udział młodzi ludzie - uchodźcy i Niemcy. Atmosferę podgrzały procesy - Syryjczyka oskarżonego o zamordowanie rencistki oraz drugiego Syryjczyka, który próbował zabić fryzjerkę.
W połowie stycznia doszło do ataków nożowników - młodzi Syryjczycy ranili 16-latka i grozili małżeństwu w centrum handlowym. Po tych wydarzeniach doszło do demonstracji zwołanej przez wrogą cudzoziemcom organizację „Zukunft Heimat” (Przyszłość Ojczyzna), która ma kontakty z ekstremalną prawicą. Przyszło na nią 1500 osób, które wykrzykiwały hasła skierowane przeciwko przybyszom, ale też atakowały dziennikarzy rbb - telewizji publicznej z Brandenburgii - za rzekome kłamstwa.
Hasła transparentów wyrażały wściekłość demonstrantów i wielu mieszkańców Chociebuża na sytuację w mieście. Ich przekonania biorące się z obaw o bezpieczeństwo swoje, swoich bliskich i o burzenie porządku, w jakim żyli, podzielali choćby strażacy w przejeżdżającym opodal demonstracji wozie. Przez megafon nadali w kierunku demonstrantów: „Pozdrawiamy patriotów!”. Starsza pani trzymająca napis: „Miłość ojczyzny to nie przestępstwo” przyjęła pozdrowienia z uśmiechem i pomachała do strażaków. Stojący obok mężczyzna z napisem: „Zamknąć granice” przyłączył się do niej. To gorące dni Chociebuża.
Dwa tygodnie temu do centrum handlowego Blechen Carré wbiegł młody chłopak. Krwawił z rany ciętej twarzy. Upadł przy sklepie i pierwszej pomocy udzieliła mu sprzedawczyni, potem trafił do szpitala. „Niczego nie widziałam“ - opowiadała sprzedawczyni. „Nagle pojawił się koło mnie. Najbardziej boję się o syna - też ma 16 lat. Podobno tamten typ wyciągnął nóż. Oni tacy są” - stwierdziła na koniec kobieta.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień