Brutalnie, z zimną krwią mordował i gwałcił przypadkowe kobiety
O tym, dlaczego szubienica to nie najsurowsza kara dla Joachima Knychały, seryjnego mordercy ze Śląska, i o tym, jak zobaczyć człowieka w bezwzględnym zabójcy, mówi Przemysław Semczuk, autor książki „Kryptonim Frankenstein”.
Z zimną krwią mordował i gwałcił przypadkowo spotkane kobiety. Był brutalny i przebiegły. Bez skrupułów wykorzystywał swoją siłę, przez lata udawało mu się uniknąć aresztowania. Na co dzień zakładał maskę dobrego męża, oddanego pracy górnika, kochającego ojca - taki obraz Joachima Knychały, seryjnego mordercy ze Śląska, wyłania się z relacji prasowych z lat 80. Prawda czy fałsz?
Kiedy przymierzałem się do pracy nad książką o Joachimie Knychale, w jednej z publikacji natknąłem się na informację, że młody Knychała był szykanowany, nazywany „Szwabem”. Może i by się zgadzało, bo pochodził z rodziny protestanckiej, jego ojciec był Polakiem, ale matka Niemką, wychowywała go wiecznie zapracowana mama i despotyczna babka (która nazywała go zresztą „polskim bękartem”).
- Dlaczego dobry mąż, ojciec trojga dzieci, oddany pracy górnik zamieniał się w bestię, mordującą i gwałcącą kobiety?
- Czy obraz wyłaniający się z relacji prasowych o Joachimie Knychale jest prawdziwy?
- Dlaczego kara śmierci dla seryjnego mordercy nie byłą najsurowszą karą?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień