Brutalny mord nastolatki i polskie „Twin Peaks“ pod Tarnowem. Podejrzani kolejni policjanci
Wznowione śledztwo w sprawie zbrodni sprzed 19 lat obudziło demony Szczucina. Co kilka tygodni do aresztu trafiają kolejne osoby. Za kratkami jest już 13 policjantów, w tym kuzyn burmistrza. Mieszkańcy są w szoku, ale wierzą w to, że niedługo dowiedzą się oficjalnie kto i dlaczego zabił? Jeśli śledczy zawiodą, miejsce to zostanie przeklęte.
Policjant z komisariatu w Szczucinie Jacek M. we wtorek 18 lipca zapewne dopinał na ostatni guzik sprawy związane ze ślubem swojej córki. O tym jak wyglądała ceremonia i późniejsza zabawa weselne nie mógł się jednak przekonać osobiście. Pięć dni przed uroczystością funkcjonariusz został zatrzymany na wniosek prokuratury.
Tego samego dnia myśli innego policjanta ze Szczucina Waldemara G. zaprzątały zapewne nadchodzące żniwa. Oprócz służbowych obowiązków ma również kilkuhektarowe gospodarstwo. Najprawdopodobniej osobiście nie będzie mógł zbierać tegorocznych plonów. Również on trafił do aresztu tymczasowego.
Podobny los spotkał łącznie dziewięciu funkcjonariuszy policji, w tym Macieja Cz., byłego komendanta komisariatu w Szczucinie i Andrzeja K. byłego szefa komendy w Dąbrowie Tarnowskiej. Wszyscy zostali zatrzymani w związku ze sprawą jednego z najbardziej brutalnych i tajemniczych morderstw ostatnich 25 lat w kraju. Chodzi o zabójstwo 17-letniej Iwony Cygan ze Szczucina.
Sprawa jest wyjątkowa z kilku powodów. Do brutalnego morderstwa doszło 19 lat temu. Już pierwszego dnia po zbrodni każdy w miasteczku miał wiedzieć kto zabił. Wykrycie i zatrzymanie osoby podejrzanej o mord zajęło śledczym aż 19 lat. Co więcej, w żadnej innej sprawie o morderstwo nie było zamieszanych tak wielu stróżów prawa. W gminie zamieszkanej przez ok 13 tys. ludzi zatrzymano już łącznie 18 osób, w tym 15 policjantów. Większość z nich pochodzi z rodzin, które związane są z tymi ziemiami od pokoleń. Oznacza to, że sprawa mordu nastolatki latami „po cichu“ żyła wśród szczucinian. Na nowo wybuchła niecały rok temu, a wraz z nią okrutne i bolesne fakty. Im bliżej rozwiązania ponurej tajemnicy, tym więcej osób okazuje się wplątanych w śmierć niewinnej istoty.
Prokurator milknie
Kiedy po 18 latach nieudolnych starań namierzenia sprawców zbrodni sprawę przejął Małopolski Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji w Krakowie o polskim „Twin Peaks“ usłyszał cały kraj. Początkowo prok. Piotr Krupiński, naczelnik małopolskiego wydziału informował dziennikarzy o każdym postępie w sprawie. Sprowadzenie samolotem z Austrii Pawła K., podejrzanego o zabójstwo odbyło się w blasku fleszy. Prok. Krupiński chętnie występował przed kamerami. Opinia publiczna usłyszała też o zatrzymaniu i zarzutach dla jego ojca Pawła K., koleżanki Iwony i sześciu policjantów zatrzymanych w styczniu i marcu tego roku. Funkcjonariusze usłyszeli zarzuty związane z utrudnianiem postępowania.
Po wtorkowych zatrzymaniach śledczy podali jedynie, że w ich ręce wpadło kolejnych 9 osób. Prokuratura za wszelką cenę nie chciała dopuścić do przecieków w tej sprawie. Następnego dnia podczas posiedzeń aresztowych z drzwi do sali sądowej zniknęła nawet kartka z listą podejrzanych doprowadzanych na posiedzenia. Rozmowny zazwyczaj prok. Krupiński na sądowym korytarzu nie odezwał się do dziennikarzy ani jednym słowem. Mocno podkrążone oczy śledczego świadczyły o przesłuchiwaniu podejrzanych do późnej nocy. Następnego dnia prokurator spędził ponad 8 godzin na posiedzeniach aresztowych. Do dziś naczelnik nie udziela żadnych informacji na temat ostatnich zatrzymań. Wiadomo już jednak, że chodzi o policjantów ze Szczucina i Dąbrowy Tarnowskiej.
- Ludzie mówią, że część funkcjonariuszy może być zamieszanych w utrudnianie śledztwa, ale co do niektórych słyszałem, że zarzuty są po prostu śmieszne - twierdzi jeden z mieszkańców miasteczka pod Tarnowem.
Nic śmiesznego w dowodach, które zebrała prokuratura, nie dopatrzył się krakowski sąd, który wyraził zgodę na areszty dla podejrzanych. Za kraty nie trafił jeden z zatrzymanych. I to tylko dlatego, że jego stan zdrowia na to nie pozwala.
Areszt tuż przed weselem
Rodziny pozamykanych policjantów mieszkają w Dąbrowie Tarnowskiej, Szczucinie i wioskach wokół miasteczka, m.in. w Suchym Gruncie i Borkach, Delastowicach. Wszyscy są w szoku.
- Początkowo nie mogłam sobie z tym poradzić. Teraz jest już lepiej. Pomaga mi rodzina i przyjaciele. Wiem, że mąż nie ma nic wspólnego ze sprawą zabójstwa - twierdzi żona jednego z funkcjonariuszy.
Nie wszystkie kobiety chcą mówić na temat zatrzymań. Niektóre, po traumie związanej z wyprowadzeniem mężów z domów w kajdankach, musiały skorzystać z pomocy psychologa. Po kilku dniach większość z nich otrząsnęła się i zaczęła działać.
- Poszłam do adwokata, teraz wiem, że sprawą męża zajmuje się profesjonalista. Nie mam pojęcia, co robią pozostałe kobiety. Znamy się, ale teraz każda martwi się o swoją sprawę - stwierdza żona policjanta mieszkającego pod Szczucinem.
W szczególnie trudnej sytuacji znalazła się rodzina Jacka M., który w sobotę wydał za mąż córkę. - Wesele odbyło się bez ojca pani młodej. Na szczęście ludzie zachowali się przyzwoicie i nikt podczas imprezy nie rozmawiał o zatrzymaniu Jacka. Wszyscy starali się, żeby nic nie zepsuło tego dnia młodej parze - zdradza kobieta, która uczestniczyła weselu.
Mieszkańcy Szczucina różnie reagują na śledztwo, które coraz mocniej ingeruje w codzienne życie miasteczka i okolic. Ci, którzy mieli do czynienia z miejscową policją nie mają o niej dobrego zdania.
- Przez lata ich największymi sukcesami było wlepianie mandatów za przekraczanie prędkości na drodze. Dochodzenia w poważnych sprawach prawie zawsze kończyły się fiaskiem. Jeżeli takie podejście mięli również do sprawy zabójstwa Cyganówny, to nie dziwię się, że tylu z nich może być zamieszanych w utrudnianie śledztwa - uważa pan Edward, rolnik ze Szczucina.
Z kolei ci, którzy wśród zatrzymanych mają członków rodziny lub znajomych nie zaprzeczają, że kilku funkcjonariuszy może być zamieszanych w sprawę - Ale nie wszyscy. Na przykład, jeden z policjantów rozpoczął pracę w komisariacie pięć lat po tej tragedii. Co on może mieć wspólnego z tą sprawą - pyta krewny jednego z zatrzymanych.
O tym jak sprawa tajemniczej zbrodni mocno zrosła się z życiem mieszkańców miasteczka może świadczyć fakt, że wśród zatrzymanych policjantów jest również kuzyn burmistrza Szczucina Andrzeja Gorzkowicza.
- To jest wzorowy policjant. Jestem przekonany, że nie ma on nic wspólnego z tą sprawą - zapewnia burmistrz.
Andrzej Gorzkowicz pochodzi ze Szczucina. Z podejrzanym o morderstwo Pawłem K. chodził do podstawówki.
- To był niczym nie wyróżniający się chłopak. Jak usłyszałem w jakiej sprawie został zatrzymany, nie mogłem uwierzyć - dodaje.
Szef miasteczka niepokoi się tym, że śledztwo coraz bardziej ingeruje w życie gminy. - Mnóstwo ludzi zostało zatrzymanych. Sprawa jest rozgrzebana i nie wiadomo jak się zakończy. Jeśli winni zostaną skazani, to będzie to dla wszystkich wielka ulga. Jeśli jednak prokuratura nie rozwiąże tej ponurej zagadki, to możemy mieć duży problem. Nie da się zmyć z człowieka raz rzuconego na niego podejrzenia - ostrzega Andrzej Gorzkowicz.
Podczas naszego spotkania z burmistrzem pod koniec rozmowy obecni byli też podinspektor Bogumił Jedynak, nowy komendant komisariatu w Szczucinie i nadkomisarz Mirosław Strach, nowy szef komendy w Dąbrowie Tarnowskiej. Mirosław Stach powiedział jedynie, że prokuratura zakazała funkcjonariuszom udzielania informacji związanych ze śledztwem.
Na pytanie (nie związane ze śledztwem) ilu policjantów pracuje dziś w szczucińskim komisariacie podinsp. Bogumił Jedynak odpowiedział: - Uważam, że to pytanie ma jednak związek ze śledztwem.
Ze strachu piją na umór
Z tego co mówią mieszkańcy Szczucina podejrzani w sprawie tajemniczego zabójstwa są prawie wszyscy policjanci, który pod koniec lat 90. wchodzili w skład miejscowego komisariatu.
- Zarzutów nie usłyszało chyba tylko dwóch z nich. Z tego co mi wiadomo ze strachu przed zatrzymaniem piją na umór - mówi mieszkaniec jednej z podszczucińskich miejscowości.
Spośród 15 zatrzymanych funkcjonariuszy 13 przebywa w areszcie, jeden pozostał na wolności ze względów zdrowotnych. Z kolei Leszek W. jako jedyny z podejrzanych policjantów dobrowolnie poddał się karze. Mężczyzna uznany został winnym nadużycia uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej oraz utrudnianie śledztwa Nocą z 13 na 14 sierpnia 1998 r. podczas której doszło do morderstwa pełnił służbę. Dziś jest na emeryturze. Zastaję go na podwórku podczas rąbania drewna. Ubrany jest w gumofilce i podartą, flanelową koszulę.
Na pytanie dlaczego przyznał się do zarzutów i dobrowolnie poddał się karze 11 miesięcy w zawieszeniu na dwa lata, odpowiada, że bezmyślnie pisał i podpisywał to, co śledczy mu dyktował. Prokuratura odmówiła komentarza również w tej kwestii.
Mężczyzna mówi chaotycznie, wspomina też, że podczas przesłuchania opowiadał rzeczy, których by dzisiaj nie potwierdził. Przyznaje również, że żona załatwiła mu adwokata, ale zrezygnował z niego. - Sam nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Byłem wtedy mocno skołowany - nie kryje Leszek W.
Według prokuratury nastolatka przed śmiercią została pobita w jednej z miejscowych knajp. Katowaniu dziewczyny miało przyglądać się kilka, a może i nawet kilkanaście osób. Potem na wpół przytomna 17-latka miała być wożona polonezem po Szczucinie, a na końcu uduszona. Jej ciało, następnego dnia pod wałem wiślanym znalazł miejscowy rolnik.
***
Tuż po zbrodni wszyscy w miasteczku wiedzieli, kto to zrobił.
Ludzi szybko jednak uciszyła tajemnicza śmierć Tadeusza Draba, który jako jeden z nielicznych głośno mówił o tym, że wie, kto zabił. Kilka miesięcy po zabójstwie nastolatki ciało Draba zostało wyłowione z Wisły. Prokuratura uznała to za nieszczęśliwy wypadek lub samobójstwo. To był dopiero początek tajemniczych pobić i zgonów, które wywołały w Szczucinie psychozę strachu.
W grudniu 1998 r. ktoś pobił księdza, który miał mówić o tym, iż wie, kto jest mordercą. W 2015 r. znaleziono ciało 30-letniego Marka Kapela. Głowę miał wetkniętą między betonowe elementy ogrodzenia. Według prokuratury ta śmierć to nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Mieszkańcy twierdzą jednak, że nie da się samemu przypadkowo włożyć głowy między bardzo ciężkie przęsła. Ponad dwa miesiące temu sprawa zgonów Draba i Kapela została włączona do śledztwa dotyczącego morderstwa 17-latki.
WIDEO: Magnes. Kultura Gazura - odcinek 14
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto