Budowie fabryki w Nowym Lubuszu na drodze stanęła cała wioska
Holenderski inwestor chce produkować domki na eksport. Mieszkańcy Nowego Lubusza nie zgadzają się, żeby korzystał z ich nowej drogi.
- 50 lat czekaliśmy na tę drogę. Nie pozwolimy jej teraz zniszczyć, bo ktoś chce sobie zarobić - mówili mieszkańcy wsi na zebraniu w miniony piątek.
Wioska sprzeciwia się planom holenderskiego inwestora, który w pobliżu chce wybudować cztery hale produkcyjne.
Powstawałyby w nich domki holenderskie. Ale żeby produkcja ruszyła, potrzebna jest zgoda na użytkowanie drogi powiatowej. Biegnie ona pomiędzy osiedlem Krasińskiego a Nowym Lubuszem. Przedstawiciel inwestora zapewnia mieszkańców, że ewentualne szkody, jakie powstaną na drodze, będą usuwane na bieżąco. Ale wioski to nie przekonuje.
- Nie możemy się zgodzić na to, żeby droga o którą walczyliśmy pół wieku, uległa zniszczeniu. Po przebytych doświadczeniach nie damy się zwieść obietnicom. Jeśli inwestor chce się bogacić produkcją domków, niech znajdzie inny dojazd - mówi sołtys Marcin Kalinowski.
Przeciwnicy firmy tłumaczą, że na drodze po której jeździłby ciężki sprzęt, jest ograniczenie do 10 ton, a do firmy jeździłyby 40-tonowe transporty. - Ta droga nie nadaje się na przejazdy samochodów czterokrotnie cięższych niż pozwala na to ograniczenie. Droga jest wąska, nie ma miejsca żeby się na niej wyminąć, więc te gabaryty będą wjeżdżać na pobocze. Tam jest rów, a przecież po to jest melioracja, żeby woda gdzieś spływała. Nie wyobrażam sobie tak ciężkiego sprzętu, który pokonuje wąski zakręt pod kątem 90 stopni bez żadnych uszkodzeń drogi i pobocza. A taki zakręt tam jest - mówi Tomasz Stupienko, wi-cestarosta i mieszkaniec Nowego Lubusza.
- Ta inwestycja dałaby miejsca pracy - próbowała przekonać mieszkańców radna powiatowa Amelia Szołtun. Jednak Nowy Lubusz nie wierzy w zapewnienia i solidarnie mówi: nie inwestycji.
Starosta ma inną trasę
Starosta Piotr Łuczyński zaproponował zabezpieczenie na koncie firmy 400-500 tys. zł na ewentualne naprawy drogi. - To rozwiązanie też nie jest żadnym zabezpieczeniem. Jaką mamy gwarancję, że po roku firma nie ogłosi upadłości i nie zawiąże się nowa pod innym szyldem? Już raz się na takich obietnicach przejechaliśmy, kiedy modernizowano wał. Wtedy jeszcze była stara droga. Też nam mówili że będzie zabezpieczenie w razie zniszczenia, a po modernizacji zostały dziury i tyle było na ten temat - mówi sołtys Kalinowski.
Innym pomysłem starosty na rozwiązanie problemu jest budowa drogi alternatywnej, którą inwestor mógłby wozić materiał.
Mieszkańcy się zgadzają pod warunkiem, że sprzęt, który będzie woził gruz, na nową drogę wjedzie od strony Powideł, co oznacza, że „ich” drogę będzie tylko przecinał. - Można się dogadać z inwestorami i rolnikami, którzy mają tam swoje grunty - mówili mieszkańcy na zebraniu. Inwestor obiecał im przemyśleć sprawę (początkowo nie był zadowolony, twierdzi że od strony Płowideł będzie za mało miejsca).
Od domków do norek
Pojechaliśmy do wsi dwa dni po zebraniu, żeby porozmawiać z mieszkańcami już „na spokojnie”. Nic się jednak nie zmieniło. Nowy Lubusz zapowiada, że na użytkowanie „jego” drogi się nie zgodzi. - Nie jesteśmy władni, żeby skutecznie zablokować plany inwestora, ale walczymy. Cieszymy się, że na naszą prośbę o ustosunkowanie się do problemu pozytywnie zareagował starosta Piotr Łuczyński - mówi sołtys Kalinowski.
Mieszkańcy mają już wyrobione zdanie na temat inwestora.
Mówili o tym także na zebraniu. - Ten inwestor ciągle coś wymyśla. Już miał tu budować ośrodek rekreacyjny dla turystów ze stawami hodowlanymi, potem mówił o ośrodku resocjalizacyjnym dla narkomanów. Już nawet krążyły plotki, że teraz chce robić domki dla uchodźców, na szczęście na zebraniu temu zaprzeczył - usłyszeliśmy we wsi. - Skąd wiemy, że za chwilę nie dostanie unijnej dotacji tym razem na fermę norek? - pytają. Nie wierzą też do końca w zapewnienia o miejscach pracy (mówi się, że w firmie byłoby zatrudnienie dla ponad 100 osób).
- Teraz modne jest zatrudnianie Ukraińców. Jaką mamy pewność, że w tym przypadku będzie inaczej? Nikt nie powiedział, że złoży pisemną deklarację, że tu zatrudnienie znajdą mieszkańcy - kwitowali uczestnicy spotkania. Teraz inwestor ma zdecydować, czy odpowiada mu rozwiązanie z inną drogą dojazdową.