Krakowski Oddział IPN i "Dziennik Polski" przypominają. Brygada Strzelców Karpackich była jedną z pierwszych polskich wielkich jednostek tworzonych u boku aliantów poza granicami kraju. Karpatczycy zasłynęli szczególnie w obronie pustynnej twierdzy Tobruk.
Przegrana kampania wrześniowa 1939 r. nie osłabiła woli walki Polaków. Dziesiątki tysięcy żołnierzy i oficerów, którzy trafili do obozów internowania w Rumunii i na Węgrzech nie zamierzało tam spędzić całej wojny. Masowo uciekali i próbowali przedostać się do Francji, do tworzonego tam Wojska Polskiego. Francuzi, zgodnie z podpisaną umową wojskową, mieli wspierać te wysiłki organizacyjnie. Wcale im się jednak nie spieszyło.
Zaproponowali natomiast gen. Władysławowi Sikorskiemu utworzenie brygady piechoty górskiej w Syrii, będącej ich terytorium mandatowym. Brygada miała wspierać francuską Armię Lewantu, tylko nie bardzo było wiadomo w walce przeciwko komu - Niemcy byli daleko, a Włosi pozostawali neutralni. Zresztą po drodze z włoskiej Libii był jeszcze brytyjski Egipt. Być może francuski sztab generalny planował użycie brygady, podobnie jak Legii Cudzoziemskiej, do zwalczania zrewoltowanych plemion w afrykańskich koloniach.
Sikorski, mając na uwadze przede wszystkim kwestię rozbudowy wojska, przystał na tę propozycję. 12 kwietnia 1940 r. wydał rozkaz organizacyjny 1658/40 powołujący Brygadę Strzelców Karpackich z miejscem formowania w Syrii. Wprawdzie Marian Hemar w napisanym przez siebie Hymnie Brygady Karpackiej nieco przesadził pisząc o ochotnikach, którzy przyszli z Narwiku, ale cała reszta była prawdziwa. Uciekinierzy z obozów internowania, uciekinierzy z obozów jenieckich w Rzeszy, ochotnicy z okupowanego kraju docierali do Grecji, a stamtąd na Bliski Wschód.
Wszyscy oni trafiali do obozu wojskowego w Homs, gdzie miały powstać cztery bataliony piechoty, dywizjon artylerii górskiej, dywizjon rozpoznawczy, kompanie saperów i łączności. Umundurowanie i uzbrojenie powinno dostarczyć dowództwo Armii Lewantu. Nie spieszono się z tym specjalnie.
Żołnierze ćwiczyli musztrę z kijami zastępującymi karabiny, ułani z dywizjonu rozpoznawczego zamiast koni otrzymali zabiedzone muły, które trzeba było najpierw odkarmić, żeby nadawały się do służby. Podobnie wyglądała sytuacja w dywizjonie artylerii, który w końcu otrzymał wysłużone armaty górskie z początku XX wieku, tyle że bez amunicji. Interwencje dowodzącego brygadą płk. Stanisława Kopańskiego u gen. Maxime’a Weyganda dowodzącego na Bliskim Wschodzie rzadko przynosiły większe efekty.
Przejazd do Palestyny
Sytuacja zmieniła się, gdy 10 maja 1940 r. Niemcy uderzyli na Francję i szybko ją podbili. Początkowo Francuzi zapewniali, że umowa kapitulacyjna nie dotyczy Armii Lewantu i Polacy mogą być spokojni o losy swojej jednostki. Potem jednak francuskie dowództwo na Bliskim Wschodzie zdecydowało się złożyć broń i domagało się tego samego od Kopańskiego. 21 czerwca otrzymał on jednak rozkaz Sikorskiego zabraniający kapitulacji i nakazujący przejście pod rozkazy brytyjskie do Palestyny.
W czasie dramatycznej rozmowy z gen. Eugène’em Mittelhausserem (następcą Weyganda) zażądał umożliwienia Brygadzie opuszczenia Syrii. Początkowo Francuz nie chciał się zgodzić, potem zezwolił na wyjazd pod warunkiem pozostawienia ciężkiej broni. Argumentował to jej nieprzydatnością w Palestynie z braku odpowiedniej amunicji - Kopański twardo obstawał przy zabraniu dział, wiedząc, że jego żołnierze już w sposób absolutnie nielegalny zdążyli się w amunicję zaopatrzyć. Ostatecznie stanęło na tym, że Brygada wyjdzie z Syrii pozostawiając uzbrojenie, czego mieli dopilnować żołnierze z Legii Cudzoziemskiej. W ostatnich dniach czerwca 1940 r. Polacy wymaszerowali z Homs i przeszli na stację kolejową. Droga prowadziła przez fort i koszary Legii, co początkowo rodziło obawy, bo żadnego uzbrojenia nie porzucono.
Operacja wyglądała z pozoru na nieco chaotyczną. Kompanie piechoty maszerowały w zwartym szyku, ale przemieszane z bateriami artylerii, szwadronami rozpoznawczymi i oddziałami służb. W rzeczywistości było to głęboko przemyślane ustawienie zapewniające piechocie wsparcie, a artylerzystom i taborom osłonę w razie próby powstrzymania odchodzących przez Legię. Obawy okazały się niepotrzebne - gdy kolumna zbliżyła się do bram fortu tamtejsza warta w komplecie wybiegła z koszar i ustawiła się wzdłuż drogi prezentując broń. Był to wyraz szacunku dla żołnierzy odchodzących do walki i milcząca krytyka własnego kapitulującego dowództwa.
Wśród Brytyjczyków
Jednostkę przewieziono do Latrun. Tam Polaków spotkała przykra niespodzianka - musieli zdać uzbrojenie z takim poświęceniem wywiezione z Syrii. Brytyjskie dowództwo zapowiedziało, że jest to związane z brakiem możliwości dostarczania francuskiej amunicji i że wkrótce otrzymają nową broń brytyjską. Faktycznie w ciągu kilku tygodni wymieniono umundurowanie, a po następnych kilku tygodniach uzbrojenie.
Brygadę przeniesiono do Egiptu. Tam, 16 października 1940 r. pod Dikheilą, straciła na skutek dalekiego włoskiego ostrzału artyleryjskiego pierwszego poległego, starszego sierżanta Henryka Bielaka. A w maju 1941 r. Polacy weszli do bezpośredniej walki broniąc pozycji pod Marsa Matruh.
W połowie 1941 r. zapadła decyzja o przerzuceniu Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich do oblężonego Tobruku. Początkowo wywołała ona zgrzyt pomiędzy Kopańskim a dowodzącym w Afryce i na Bliskim Wschodzie gen. Claudem Auchinleckiem. Brytyjczycy zapowiedzieli, że przed zaokrętowaniem Polacy mają zdać całą ciężką broń. Kopański stwierdził, że jego ludzie musieli już dwa razy oddawać broń, raz po klęsce w Polsce, drugi raz w Palestynie po opuszczeniu Syrii. Trzeci raz rozbroić się nie pozwolą. Dopiero ujawnienie tajemnicy portu docelowego i słowo honoru dane przez brytyjskiego generała, że Polacy na miejscu natychmiast otrzymają brakujące uzbrojenie, załagodziły sprawę. Ale i tak Kopański miał duży problem z przekonaniem do takiego działania swoich podwładnych.
Ostatecznie 19 sierpnia 1941 r. pierwszy rzut żołnierzy z bronią osobistą został w Aleksandrii zaokrętowany na niszczyciele „Hero”, „Hotspur” i „Nizam” oraz szybkie krążowniki minowe „Abdiel” i „Latona”. Konwój bez żadnych problemów dotarł do Tobruku, gdzie wyokrętowano Polaków, a zabrano rannych Australijczyków. Operacja była powtarzana jeszcze sześciokrotnie, po raz ostatni 28 sierpnia. Na miejscu, w Tobruku, Polacy luzowali Australijczyków na pierwszej linii obrony przejmując, zgodnie z obietnicą, ich ciężką broń.
Przez ponad trzy miesiące toczyli walki pozycyjne z oblegającymi twierdzę jednostkami włoskimi i niemieckimi. Legendarne stały się nocne wypady patroli nękające przeciwnika i dostarczające do twierdzy jeńców, a przede wszystkim informacje o niemieckich i włoskich pozycjach. Toczono także pojedynki artyleryjskie, które czasami przybierały dość zabawną postać.
Otóż artylerzystom wprowadzono żelazny limit amunicji, którą mogli zużyć w ciągu doby - Royal Navy nie nadążała z dowozem. Ale mieli do dyspozycji włoskie działa zdobyte w doskonałym stanie i z dużymi zapasami pocisków. Ładowano więc włoski pocisk do włoskiego działa i wystrzeliwano na włoskie pozycje. Amunicja była marnej jakości i zdarzało się, że taki pocisk nie wybuchał. Włosi ładowali niewybuch do swojego działa i „odsyłali” do twierdzy.
Jednak na najważniejszym odcinku Medauar, przeciwnikiem byli Niemcy z Africa Korps i tam żadnych żartów nie było. Toczyły się zażarte i krwawe walki zakończone zdobyciem 10 grudnia 1941 r. wzgórza przez Polaków. Walki te zakończyły oblężenie Tobruku i otwarły możliwość odparcia Niemców i Włochów na zachodni kraniec Libii.
Myśmy tutaj szli
z Narwiku,
Wy przez Węgry,
a my z Czech.
Nas tu w Syrii jest bez liku,
A nas z Niemiec
zwiało trzech!
My przez morza,
a wy z Flandrii,
My górami, wy przez las!
Marian Hemar,
Hymn Brygady Karpackiej