Burmistrz Mikołowa: Stało się. I wiem, że mnie za to ocenią
Burmistrz, romans, wyznanie napisane na Facebooku. Urząd miasta zdziwiony, plotkujące miasto... Rozmawiamy ze Stanisławem Piechulą, burmistrzem Mikołowa, o tym, co w polityce prywatne, a co publiczne.
Ostatnia sprawa pana romansu z asystentką odbiła się szerokim echem w ogólnopolskich mediach, a nade wszystko wśród mieszkańców Mikołowa. Śledził pan te wszystkie opinie i oceny dotyczące pana decyzji?
Przyznaję, że kiedy cała sprawa zyskała rozpędu, to popołudniami i wieczorami śledziłem, co dzieje się pod moim wpisem. Choć, jak mógł pan zauważyć, moje założenie było zupełnie inne i starałem się nie wdawać w dyskusję. Facebook nie daje jednak możliwości blokowania komentarzy i z zasady wpisany jest w ogólnodostępną dyskusję. Właściwie już po kilku pierwszych wpisach nie byłem w stanie kontrolować ich napływu. Bardzo szybko pojawiło się ich kilkaset. Kiedy sprawa zaczęła urastać do ogromnych rozmiarów, zdecydowałem się nawet dopisać kilka dodatkowych zdań, aby wyjaśnić pewne nieprecyzyjne kwestie. Tym samym zabrałem głos, ale może było to raz albo dwa.
Skąd pomysł, aby o pana sytuacji prywatnej opowiedzieć publicznie?
Uznałem, że jako osoba publiczna powinienem wyjaśnić mieszkańcom, jak wygląda moja sytuacja. Nigdy nie miałem przed nimi nic do ukrycia, więc i tym razem chciałem wyłożyć wszystkie karty na stół. Ale może rzeczywiście wyszedłem z tą informacją zbyt szeroko, do tego stopnia, że zainteresowały się nią ogólnopolskie media. W tej chwili staram się tego nie oceniać.
Nie spodziewał się pan tak dużego zainteresowania?
Nie potrafię stwierdzić, z czego wynikało tak szerokie zainteresowanie, być może w tym czasie w ogólnopolskich mediach nie znalazły się informacje, które mogłyby przysłonić tę pomniejszą „aferę”. Oczywiście, niczego panu nie ujmując, to dobrze wiemy, że media szukają sensacji, czyli informacji, które mogłyby wzbudzić zainteresowanie czytelnika. A takie prywatne kwestie to na pewno gorący temat.
Nie dostrzegał pan tego ryzyka, upubliczniając taką informację?
Ale wprost przeciwnie... Zdecydowałem się na publikację tego wpisu tylko i wyłącznie dlatego, że nie chciałem niczego ukrywać przed mieszkańcami. Wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał się z tym zmierzyć. W końcu burmistrz jest osobą pozostającą na świeczniku i nie sposób ukryć czegokolwiek przed innymi. Kiedy w naszych rodzinach sytuacja w jakimś tam stopniu została przesądzona, postanowiłem zamieścić tę informację.
Czy wciąż uważa pan, że portale społecznościowe są dobrym miejscem na takie wyznania?
Te media są ogólnodostępne i korzystają z nich już właściwie wszyscy. Nasuwa się wręcz pytanie, jaki w dzisiejszych czasach pozostał inny sposób na dotarcie do mieszkańców? Chyba na całym świecie, a więc również w Mikołowie, jest to najłatwiejsza forma komunikacji. Używam jej zresztą od samego początku, dzięki czemu mogłem wyjść naprzeciw mieszkańcom.
Mieszkańcy od razu zabrali głos i chyba wpłynęli na pana dalsze decyzje. Asystentka, pani Aleksandra, nie pracuje już w urzędzie miasta.
Pani Aleksandra została przesunięta do nowej jednostki gminnej, czyli do Centrum Usług Wspólnych. To nowy twór, który zastąpił dotychczasowy Zarząd Szkół i Przedszkoli. Centrum Usług Wspólnych będzie zajmowało się zatem obsługą finansowo-księgową, administracyjną, organizacyjną i prawną głównie szkół i przedszkoli, a później też jednostek podległych gminie.
Rzeczywiście, ta decyzja została podjęta po naciskach mieszkańców? Specjaliści od wizerunku politycznego od początku twierdzili, że zerwanie bezpośrednich stosunków zawodowych jest jedynym możliwym rozwiązaniem w tej sprawie.
Od początku zdawałem sobie z tego sprawę. Nie sposób, żebym wciąż był bezpośrednim przełożonym pani Aleksandry, ponieważ na każdym kroku spotykałbym się z podejrzeniami o to, że prywatne relacje mogą rzutować na naszą pracę. Zgadzam się, że nie powinno się łączyć życia prywatnego z zawodowym. Tym bardziej w jednostce samorządowej, gdzie panują pewne niezmienne zasady etyki zawodowej. Choć musi pan zdawać sobie sprawę z tego, że nie mogłem - ot tak - zwolnić bądź przesunąć asystentki bez jej wyraźnej zgody. Aby podjąć taką decyzję, trzeba mieć w ręku żelazny argument prawny, a takich przecież nie posiadałem. To pani Aleksandra zgodziła się na zmianę miejsca pracy.
Ale wciąż jako głowa miasta jest pan w pewnym stopniu jej przełożonym.
Tutaj trzeba zaznaczyć różnicę. Jako asystentka pani Aleksandra była moją bezpośrednią podwładną, a teraz już nią nie jest. W gruncie rzeczy nie pracuje już nawet w urzędzie, a w innej jednostce gminnej, gdzie jest dyrektor, który do niedawna był odpowiedzialny za mikołowski Zarząd Szkół i Przedszkoli. Zapewniam, że na jej decyzje nie mam już większego wpływu.
Prawda taka, że po pana wpisie pojawiały się głosy, że wcześniej faworyzował pan swoją asystentkę.
Kiedy trafiłem do urzędu, pani Aleksandra już tam pracowała. W tym czasie została zastępcą kierownika w Sekretariacie Burmistrza, a następnie została moją asystentką. Czy był to awans? Można dyskutować, jednak moim zdaniem są to dwie różne funkcje. Mogę zapewnić, że nigdy nikogo nie awansowałem na podstawie prywatnych odczuć. W przypadku takich decyzji kieruję się wyłącznie kwestiami zawodowymi.
Czy teraz, z perspektywy czasu, nie żałuje pan decyzji o tym wyznaniu? To wpłynie na pana wizerunek.
W jakimś stopniu z pewnością będzie to miało swoje skutki. Oczywiście chciałbym być oceniany przede wszystkim z perspektywy mojej pracy, a nie prywatnego życia. Ale oczywiście, niewiele osób w swojej ocenie burmistrza kieruje się tylko tym, czy był on zaangażowany na rzecz poprawy życia w mieście. W każdym z nas biorą górę prywatne odczucia i emocje. Nie ma co się oszukiwać, że wiele osób będzie wciąż zwracało uwagę na moją rodzinę, na to jak do tej pory wyglądało moje życie prywatne. W poprzednich wyborach rodzina była przez mikołowian odbierana jako mój atut. Zdaję sobie sprawę, że to, co wydarzyło się w ostatnim czasie, wpłynie na ocenę mojej osoby, także w przyszłych wyborach.
Po takiej sprawie bierze pan jeszcze pod uwagę start w kolejnych wyborach?
To nie czas na takie deklaracje, wciąż są przede mną jeszcze dwa intensywne lata. Oczywiście, że każdy, kto już raz kandydował, zastanawia się nad kolejnym startem. Dziś mogę tylko powiedzieć, że chciałbym kontynuować to, co zacząłem, kiedy pierwszy raz przekroczyłem próg tego urzędu. Wiele poważnych inwestycji, które od początku stanowiły priorytet tej kadencji, rozpoczyna się właśnie w tym lub w przyszłym roku po okresie planów i oczekiwań, a także opóźnionych finansowań unijnych. Chciałbym dokończyć to, co zaczynam.
Fakty
Poniedziałek, 6 lutego
Burmistrz Mikołowa Stanisław Piechula wydał na swoim profilu na Facebooku oświadczenie, w którym publicznie przyznał się do romansu ze swoją asystentką.
Wtorek, 14 lutego
Dowiadujemy się, że asystentka burmistrza zostaje przesunięta do nowej jednostki gminnej, czyli Centrum Usług Wspólnych, gdzie będzie zajmowała się prawami administracyjno--organizacyjnymi.
Wtorek, 14 lutego
W czasie sesji Rady Miejskiej mikołowscy radni złożyli na ręce burmistrza oświadczenie, w którym wzywają do wyjaśnienia jego intymnych relacji z podwładną.
Opinie
Dr Tomasz Słupik, politolog
Kwestia dalszej współpracy burmistrza i asystentki od samego początku pozostawała poza wszelkimi wątpliwościami przede wszystkim ze względu na problem natury etycznej i jawny konflikt interesów.
Dr Mariusz Wojewoda, etyk
Media społecznościowe silnie wpłynęły na komunikację i stały się narzędziem wykorzystywanym do kreowania wizerunku przez polityków. Tyle że mówimy o narzędziu zdradliwym, ponieważ wszystko, co udostępniamy, automatycznie staje się publiczne.
Dr hab. Marek Mazur, politolog
Nowe media wpisują się w tradycyjne zasady komunikacji, czyli spójność, czytelność i konsekwencję, czego w przypadku burmistrza zabrakło. Ten wpis był właściwie pierwszym krokiem do wykreowania sprawy, a nie jej zakończeniem. Z drugiej strony media społecznościowe z natury rzeczy są pochodną odsłaniania swojego życia prywatnego. Jednak wylewność burmistrza stoi w konflikcie z funkcją publiczną, którą piastuje. Jak sądzę, tego typu wypowiedzi nie służą powadze urzędu.