Burzliwe dzieje nagrody, którą Łódź wręczała wybitnym obywatelom
Nagrody Miasta Łodzi otrzymują zasłużeni łodzianie lub organizacje społeczne. To najbardziej prestiżowa nagroda. Jej historia sięga lat 20. minionego wieku. Budziła wtedy wielkie emocje. Tym bardziej, że tak jak dziś wiązał się z nią prestiż i pieniądze.
Rada Miasta Łodzi w 1926 roku zadecydowała, że będzie przyznawać te nagrody. Jej pomysłodawcą był prezydent Łodzi Marian Cynarski, który rok później został zamordowany. Nie dane mu było jej wręczyć laureatowi. Początkowo nosiła ona nazwę Nagroda Literacka Miasta Łodzi. O tym w czyje ręce została przekazana decydował komitet.
Zaczął Świętochowski
W 1927 roku w jego skład wchodził m.in. Marian Cynarski, prezydent miasta Łodzi, oraz Bolesław Fichna, ówczesny prezes Rady Miasta Łodzi. Byli też przedstawiciele związków literackich i szkół wyższych. Było dwóch głównych kandydatów do literackiej nagrody - pisarz Wacław Berent i Aleksander Świętochowski. Ostatecznie przyznano ją Świętochowskiemu. To polski pisarz, publicysta, filozof i historyk, działacz społeczny. Gdy otrzymał łódzką nagrodę miał już 78 lat.
Ale skład komitetu Nagrody Literackiej Miasta Łodzi nie spodobał się niektórym w warszawskim środowiskom.
- Protestowały dwa zrzeszenia ludzi pióra, na których czele stali Julian Kaden - Bandrowski oraz Wacław Rogowicz - pisała łódzka prasa. - Nie mogły się pogodzić z tym, że ich przedstawiciele nie znaleźli się w komitecie przyznającą nagrodę. Pytali się czy to zwykłe przeoczenie czy partyjne faworyzowanie konkretnych ludzi. Niektórym nie podobało się też, że nagrodę przyznano właśnie Aleksandrowi Świętochowskiemu.
- Nam przyznanie nagrody Świętochowskiemu nie przeszkadza - pisała „Ilustrowana Republika”. - Skandal byłby wtedy, gdyby przyznano ją Sadzewiczowi, Jaxie - Chamcowi czy też Sieroszewskiemu lub Strugowi. Ale Świętochowski znajduje się w poczcie ludzi, którzy dali społeczeństwu coś ważnego.
Być może emocje wiązały się z tym, że laureat łódzkiej nagrody otrzymywał 10 tysięcy złotych. Jak na przedwojenne warunki była to ogromna kwota.
W 1928 r. przed ogłoszeniem laureata w łódzkiej prasie ukazywały się artykuły podkreślające jak ważna to decyzja. Wtedy nagrodę tę przyznawano jeszcze tylko literatom.
Najwięcej kontrowersji wywołała nagroda dla Władysława Strzemińskiego
- W komitecie nagrody znaleźli się przedstawiciele miasta, społeczeństwa, reprezentanci krytyki literackiej i zawodowych organizacji literatów - pisał na łamach „Ilustrowanej Republiki” Czesław Ołtaszewski. - Decyzja tak kompetentnego grona komu ma przypaść w udziale nie tylko tak wysoka nagroda, ale i zaszczyt „laureata Łodzi”, posiada dla całego kulturalnego ogółu poważne znaczenie. Wiemy jak często się zdarza, że tego rodzaju osądy narażone są ex post na ostrą krytykę. Nic więc dziwnego: ocena twórczej pracy pisarza jest rzeczą na wskroś subiektywną i indywidualną. Wszelkie ocenianie i porównanie nastręcza znaczące przeszkody, szczególnie jeśli czynione jest to zbiorowo.
Dyskutowano czy nagroda ma przypaść debiutantowi, utalentowanemu młodemu pisarzowi czy też literatowi z uznanym nazwiskiem. Wiele osób uważało, że należy wyróżnić pisarza związanego z Łodzią.
- Główny inicjator nagrody i pierwszy referent statusu, świętej pamięci prezydent Marian Cynarski pierwotnie był zwolennikiem ogólnopolskiego charakteru nagrody - wyjaśnia Czesław Ołtaszewski. - Ja broniłem stanowiska regionalnego. Z czasem takiego zdania był też prezydent Cynarski, a także reszta komitetu.
Przed ogłoszeniem laureata głównym kandydatem do nagrody stał się Julian Tuwim.
- Nie czujemy się kompetentni do krytycznej, fachowej oceny twórczości poety - pisał na łamach „Ilustrowanej Republiki” Czesław Ołtaszewski.
- W naszym przekonaniu jest to jeden z twórców Młodej Polski, człowiek o dużym talencie poetycki, dużym dorobku i dużej przyszłości. Łódź jest jego rodzinnym miastem, tu się wychował. Jest pierwszym wielkim talentem poetyckim, którego korzenie tkwią w naszym mieście. O Łodzi pisze mało, ale z miłością i przywiązaniem. Nie wstydzi się jej czerwonych, fabrycznych murów, zakopconych kominów. Jest młody - to prawda. Nie umiera z głodu - to prawda. Ale czy istnieje prawo, które pozwoliłoby zdobić laurem czoła tylko starych i biednych? Przyznanie Tuwimowi Nagrody Literackiej Miasta Łodzi byłoby gestem wdzięcznej odwagi, a jednocześnie wzmacniałoby nić jaka wiąże poetę z jego kolebką.
Wśród konkurentów Juliana Tuwima znaleźli się Zofia Nałkowska, Władysław Orkan, a także Bronisław Limanowski.
- Światła postać szanowanego starca, jego olbrzymie zasługi naukowe i społeczne utrudniają wszelkie veto - zauważał dziennikarz „Ilustrowanej Republiki”. - Jednak musimy przyznać, że posmak polityczny mógłby przynieść więcej szkody niż pożytku.
Ku radości wielu łodzian w 1928 roku Laureatem Literackiej Nagrody Miasta Łodzi został właśnie Julian Tuwim. Gazety pisały, że poeta był wzruszony tym wyróżnieniem. O tym, że to jego wybrano dowiedział się telefonicznie. Powiadomiono też mieszkających w Łodzi rodziców Tuwima - Adelę i Izydora. Zrobili to osobiście przedstawiciele komitetu z poetą Janem Lechoniem, przyjacielem Juliana. Tuwima w jego warszawskim mieszkaniu odwiedzili dziennikarze „Ilustrowanej Republiki”. Przywitał ich bardzo serdecznie i poczęstował koniakiem. Poeta przyznał, że łódzka nagroda była dla niego zaskoczeniem.
- Nie spodziewałem się tego - przyznał Julian Tuwim. - Łódź nigdy nie okazała mi nawet tkliwości.
Przed wojną laureat nagrody otrzymywał czek na 10 tysięcy złotych
Poeta opowiedział w jakich okolicznościach dowiedział się, że został laureatem. Wskazał na stojącego na fortepianie diabła, do którego miał wielki sentyment. 20 lat temu przywiózł go do Warszawy z Łodzi. Tuwim położył się spać, ale obudził go straszny rumor. Okazało się, że po podłodze turlał się...diabeł. Wtem do pokoju wpadła żona.
- Dostałeś nagrodę, był telefon z Łodzi, z magistratu - powiedziała. Później z Łodzi nadszedł telegram. Przysłali go Adela i Izydor Tuwimowie. Informowali syna o nagrodzie. Później odwiedził go Jan Lechoń. Opowiadał o obradach komitetu.
- Zdenerwowany byłem - opowiadał łódzkim dziennikarzom Julian Tuwim. - Bardzo zdenerwowany. Poszedłem na raut Amanullaha, ale wyszedłem po chwili. Spacerowałem. Przecież to jednak nagroda Łodzi. Łódź dla mnie. Łódź uznała moją pracę, a ja przecież tej pracy w Łodzi się uczyłem, w Łodzi ją zaczynałem. W Łodzi po ulicach w szkolnym mundurze chodziłem i patrzyłem na prace, rozmach, tempo, prawdziwe młode życie. Właśnie dostałem nagrodę Łodzi, teraz, dziesięć lat od wydania mojej pierwszej książki - „Czyhanie na Boga” - wszystko pisane w Łodzi. A teraz dzięki memu miastu będę mógł znów odpocząć trochę, odebrać się od zarobkowej pracy, poświęcić wiele godzin poezji. Jeszcze kieliszeczek?
Literacką Nagrodę Miasta Łodzi wręczono Julianowi Tuwimowi podczas uroczystej sesji Rady Miasta.
- Julian Tuwim otworzył swe serce poetyckie dla trosk, bólu i życia swego rodzinnego miasta - mówił podczas wręczenia nagrody Bronisław Ziemięcki, prezydent Łodzi. - Zrozumiał jego swoiste piękno.
Poeta przyjechał do rodzinnej Łodzi, żeby osobiście odebrać nagrodę.
- W tej najpiękniejszej chwili mojego życia składam przede wszystkim hołd tym wielkim duchom naszej poezji, których natchnione słowa tak głęboko zapadły mi w serce - mówił wzruszony Julian Tuwim podczas uroczystej sesji Rady Miasta Łodzi. - Rozumiem, że przyznano mi nagrodę Łodzi nie w kolejności zasług dla literatury ojczystej, gdyż mi do nich jeszcze bardzo daleko. Rozumiem, że nagrodzono tu nie tylko poetę, a łodzianina. Niechaj mi więc będzie wolno jako dziecku Łodzi fabrycznej, Łodzi robotniczej, dać wyraz najczulszemu wzruszeniu z powodu tej nagrody.
W 1929 roku laureatką Literackiej Nagrody Miasta Łodzi została Zofia Nałkowska, wybitna polska pisarka. Autorka m.in. „Granicy”, czy też napisanych już pod II wojnie światowej „Medalionów”. Twierdzono, że przyznając jej nagrodę złożono hołd kobietom pracującym na polu kultury.
W skład komitetu, który przyznawał nagrodę w 1930 roku wchodzili między innymi: inżynier Jan Holcgreber, prezes Rady Miasta Łodzi, Przecław Smolik, ławnik wydziału kultury i oświaty, prof. Józef Ujejski, przedstawiciel Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Ignacy Chrzanowski z krakowskiej Akademii Umiejętności. Przedstawicielem Związku Literatów był Leon Pomirowski, a Związek Dziennikarzy i Literatów reprezentował Wacław Grubiński. W skład komitetu wchodzili również Czesław Gumkowski, prezes Syndykatu Dziennikarzy w Łodzi oraz Jerzy Gadomski, kurator szkolny. Ze względu na stan zdrowia w obradach nie mogła uczestniczyć laureatka z 1929 r., Zofia Nałkowska.
To właśnie ten komitet zadecydował, że Nagroda Literacka Łodzi za rok 1930 przypadnie prof. Aleksandrowi Brücknerowi. Otrzymał ją za całokształt działalności na polu literatury polskiej. Gdy prof. Brückner odbierał nagrodę miał już 74 lata. Był wykładowcą filologii słowiańskiej na Uniwersytecie w Berlinie. Przedstawiano go jako jednego z najznakomitszych historyków literatury i kultury polskiej.
- To autor najlepszego zarysu dziejów literatury polskiej i historii literatury rosyjskiej - przedstawiano laureata w łódzkiej prasie. - Odkrywca najdawniejszego pomnika prozy polskiej „Kazań świętokrzyskich” oraz całego szeregu zabytków rękopiśmiennictwa średniowiecznego.
Z powodu złego stanu zdrowia prof. Aleksander Brückner nie przyjechał na uroczystą sesję Rady Miasta Łodzi, by odebrać nagrodę. Na stałe mieszkał w Berlinie. Wysłał za to list z podziękowaniami. Był bardzo wdzięczny, że został tak doceniony przez miasto Łódź.
- Komitet Nagrody Literackiej Miasta Łodzi raczył uczcić moją pracę życiową nadaniem tej nagrody - pisał prof. Brückner. - Jestem uczonym, nie literatem z powołania, ale moja praca miała zawsze na celu głównym literaturę i kulturę.
To, że wygrał właśnie prof. Aleksander Brückner nie wywołało oburzenia, choć wśród niektórych nie było entuzjazmu. Wspomniany już wcześniej Czesław Ołtaszewski z „Ilustrowanej Republiki” uważał, że najlepszym kandydatem do tej nagrody był Tadeusz Żeleński - Boy. Inni popierali kandydaturę Wacława Berenta.
- Berent znalazł już uznanie otrzymując Nagrodę Literacką Miasta Warszawy - pisał Czesław Ołtaszewski. - A Boy to ciekawa postać polskiej literatury współczesnej. To wielki bojownik, rewolucjonista, odważny burzyciel murów i ruin uświęconych przez tradycję. To nieustraszony odkrywca piękna i prawdy. Przyznanie mu łódzkiej nagrody byłoby nie tylko uwieńczeniem jego bezspornej wielkości, ale samo w sobie czynem społecznie ważkim. Zwłaszcza w tle walki jaka toczy się w Polsce, między postępem, a zakłamaniem
Strzemińskiego nie chciano
W 1931 roku, ze względu na zmianę regulaminu, nagrody nie przyznano. Od tego czasu otrzymywali ją nie tylko pisarze i ludzie związani z literaturą. Stała się Nagrodą Artystyczną Miasta Łodzi. W 1932 roku stwierdzono, że zostanie przyznana artyście malarzowi. Łódzka prasa uznała, że powinien być związany z Łodzi. Wysunięto nawet kandydatów. Żałowano, że zgodnie ze statusem nagrody nie można dzielić. Jednym pretendentów do niej był Maurycy Trębacz.
- Nazwisko Trębacza było kiedyś głośne w całej Europie - pisała „Ilustrowana Republika”. - To sędziwy artysta, który nie tylko swoimi pracami przysłużył się do rozsławienia Łodzi. Wychował liczne pokolenia adeptów sztuki. Zasłużony malarz, w swoim czasie najpierwszy na polskim parnasie żyje dziś pośród nas, powiedzmy bez ogródek, w biedzie i nędzy.
Pisząc o Arturze Szyku wspominano, że to nazwisko znane w Europie i świecie, a poza tym artysta jest łodzianinem z krwi i kości.
- Gdyby jednak komitet uznał, że nagroda należy się artyście młodemu i zdolnemu, to idealnym kandydatem jest Karol Hiller - pisano w łódzkiej prasie. Wśród innych pretendentów do tej nagrody wymieniano też Henryka Szczyglińskiego, Wojciecha Weissa i Leona Wyczółkowskiego.
Ale w 1932 r. Nagrody Artystycznej Miasta Łodzi nie przyznano żadnemu z wymienianych przez łódzkie gazety kandydatów. Otrzymał ją wybitny artysta awangardowy Władysław Strzemiński. Pisano, że dostał ją „jeden z najbardziej krańcowych przedstawicieli modernizmu”. Podobno obrady komitetu nagrody były bardzo burzliwe i trwały ponad cztery godziny. Dyskutowano między innymi nad tym, czy ma ją otrzymać malarz czy rzeźbiarz. Zastanawiano się czy nagroda ma mieć charakter stypendialny i należy ją przyznać młodemu artyście lub też człowiekowi z doświadczeniem twórczych. Ale przyznanie jej właśnie Strzemińskiemu nie wszystkim się podobało. Podkreślano, że dopiero od roku mieszkał w Łodzi. Podczas wręczania nagrody Władysławowi Strzemińskiemu doszło do skandalu. Najpierw zasługi artysty podkreślał Przecław Smolik, przewodniczący Wydziału Kultury i Oświaty. Kiedy miał zacząć przemawiać Strzemiński w sali rady rozległy się gwizdy i krzyki. Z galerii wybiegł artysta malarz Władysław Dobrowolski z kilkoma swymi uczniami. Na ścianach wywiesili transparenty z różnymi hasłami. Brzmiały: Hańba wywrotowcom w sztuce!, Przecz z bolszewizmem w sztuce!, Niech żyje prawdziwa sztuka! Protestujemy przeciw tej nagrodzie! Po chwili na stół wyskoczył Dobrowolski.
- Protestujemy i zwracamy uwagę społeczeństwa na grożące niebezpieczeństwo kulturze polskiej w Łodzi, w razie popierania przez magistrat wywrotowców w sztuce - czytał z kartki Dobrowolski. - Magistrat popiera futurystów, kubistów, o których w swoim czasie jeszcze Żeromski pisał, że kierunki te są marnym naśladownictwem wzorów przeżytych już na zachodzie, a do nas idą z Rosji i są zwykłym „kacapizmem”, albo dziecinną zabawą. Unizm pana Strzemińskiego to synteza destrukcji. Nagroda malarska musi być przyznawana artyście malarzowi, którego działalność jest konstrukcyjną w budowie nowej Polski. Na sali powstał wielki tumult. Dobrowolskiego i jego uczniów usunięto z sali. Zerwano plakaty. Kiedy znów zapanował spokój, głos zabrał laureat Strzemiński.
- Dziękuję za ten zaszczyt jaki mnie spotkał w postaci Nagrody Miasta Łodzi - mówił wzruszony Strzemiński. - W dalszym ciągu w miarę sił i możliwości będę walczył o ten rodzaj i typ sztuki, jaki jest jedyny i odpowiedni dla obecnej epoki.
W 1933 r. laureatem nagrody, której nazwa brzmiała już Nagroda Miasta Łodzi dla Nauki, Literatury i Sztuki został Andrzej Strug. Jego kontrkandydatami byli Stanisław Szpotański, Maria Dąbrowska, Artur Górski, Maria Rodziewiczówna, Stanisław Ignacy Witkiewicz.
W 1934 r. nie przyznano nagrody ze względu na brak funduszy. W następnym roku znalazły się pieniądze w budżecie miasta. Nagrodę otrzymał prof. Czesław Witoszyński, nazywany ojcem polskiego lotnictwa. Przed wojną był związany z Politechniką Warszawską. Dzięki niemu wybudowano Gmach Aerodynamiki dla Instytutu Aerodynamicznego PW, którym prof. Witoszyński kierował. Po wojnie związał się z Politechnika Łódzką. Zmarł w Łodzi we wrześniu 1948 r.
W 1936 r. Nagrodę Miasta Łodzi przyznano prof. Kazimierzowi Twardowskiemu, wybitnemu filozofowi i psychologowi, twórcy lwowsko - warszawskiej szkoły filozofii. Jego uczniami byli m. in. Tadeusz Katarbiński, Władysław Tatarkiewicz, Kazimierz Ajdukiewicz, Kazimierz Michałowski. Zmarł we Lwowie w 1938 r. Natomiast ostatnim przedwojennym laureatem Nagrody Miasta Łodzi został w 1938 r. Tadeusz Kulisiewicz, znany polski grafik i rysownik.