By było więcej dzieci
Rząd się wycofał z finansowania programu in vitro, to niech samorząd pomoże parom mieć dzieci - uważa zielonogórska Nowoczesna
W środę, 24 sierpnia, członkowie zielonogórskiej Nowoczesnej złożyli do prezydenta Janusza Kubickiego apel, by samorząd przejął to, co do tej pory finansował rząd. Chodzi o program in vitro, który funkcjonował w naszym kraju przez trzy lata. Dzięki niemu w tym czasie na świat przyszło 3.700 dzieci.
- 30 czerwca rząd naszego kraju wycofał się z finansowania tego programu - mówi Dariusz Żywień. - Rezygnacja z programu to złamanie art. 25 Konstytucji RP, mówiącego o tym, że państwo nie zabiera zdania w sprawach ideologicznych i religijnych. A to ze względów ideologicznych program został wstrzymany. Dlatego - zdaniem D. Żywienia - jedyne co można teraz zrobić, to liczyć na samorządy...
Dla wielu par wycofanie się z programu oznacza, że tracą szansę na dzieci
Justyna Śmielska-Saniuk wskazuje, że niektóre samorządy - jak Częstochowa, Poznań, Łódź czy Sosnowiec, zdecydowały się na wsparcie swoich mieszkańców. Trwają rozmowy w Warszawie i Bydgoszczy... - Dla wielu par wycofanie się z programu oznacza, że tracą szansę na dzieci - podkreślała Justyna Śmielska-Saniuk. - Niepłodności nie widać, a to jest choroba, i to choroba społeczna. My jako Nowoczesna chcemy, aby był wyrównany dostęp do usług medycznych, metodą pozaustrojową tzw. in vitro. Jeśli są dostępne bezpieczne osiągnięcia medyczne, dlaczego mamy nie mieć do nich dostępu?
W Polsce bezpłodnością dotkniętych jest 12 procent par, wśród nich 2 procent klasyfikuje się do programu in vitro. Ci, którzy mają pieniądze, będą mogli z niego skorzystać, pozostali nie. - Do 2050 roku liczba ludności Polski wyniesie niecałe 35 mln zł. Programy rujnujące budżet kraju typu 500 plus zgodnie z opiniami specjalistów nie dają niczego - zauważa D. Żywień. - Dowodem na to jest to, co się stało na Węgrzech. Też wprowadzono podobne projekty wsparcia, licząc na to, że zwiększy się dzietność. Nic takiego się nie stało!
Co na to miasto? Wiceprezydent Wioleta Haręźlak twierdzi, że od pewnego czasu prowadzone są na ten temat rozmowy ze specjalistami. Przypomina, że miasto od 2011 roku pomaga też rodzicom, którzy chcieliby mieć pociechy, a mają problemy. W tym roku na badanie niepłodności pierwotnej u par zameldowanych na stałe lub czasowo w Zielonej Górze przeznaczono blisko 60 tys. zł. Co roku z badań tych korzysta 200 - 300 kobiet. Ordynator oddziału ginekologii Sławomir Gąsior cieszył się, że już po pierwszym półroczu działania programu 19 par czekało na przyjście na świat potomka.
Miasto dofinansowuje zawsze badania, które nie są refundowane przez NFZ. Teraz program dotyczący bezpłodności wyczerpuje się w tym sensie, że coraz więcej badań zostaje objętych refundacją. Stąd rozmowy o dofinansowaniu in vitro.
Decyzja zapadanie po zakończeniu rozmów z lekarzami. Ostatecznie jednak, czy i ile pieniędzy w przyszłym roku przeznaczyć na wsparcie par, pragnących mieć dzieci, zdecydują radni na sesji budżetowej. - Na tego typu zadanie nie żałowałabym pieniędzy - uważa Urszula Dzadzyk. Innego zdania jest Krzysztof Gawrończyk.
A co Państwo myślicie na ten temat?