By Polska nadal rosła, potrzeba 200 tys. pracowników ekstra
Gospodarka. Coraz lepsza sytuacja finansowa polskich rodzin jest zasługą szybkiego wzrostu gospodarczego. Zawdzięczamy go częściowo dużej konsumpcji krajowej, ale przede wszystkim rosnącej produkcji oraz rekordowemu eksportowi. I produkcja, i eksport są jednak zagrożone.
Czytaj także: Rynek pracy nam się wyludnia. To groźne
Rozpędzona polska gospodarka zderzyła się z problemem braku rąk do pracy. Coraz więcej firm, zwłaszcza małych i średnich, z polskim kapitałem, alarmuje, że z tego powodu nie jest w stanie zrealizować zamówień, także eksportowych. W Małopolsce eksport rodzimych przedsiębiorców pierwszy raz od lat przestał rosnąć.
Sytuacji nie ratują Ukraińcy, zwłaszcza że Polska przestała być dla nich pierwszym miejscem emigracji (zastąpiły ją Niemcy), a ich żądania płacowe wzrosły w rok o 30 procent. - Większość polskich firm we wrześniu nie zwiększyła zatrudnienia. Pierwszy raz od czterech lat - mówi Katarzyna Lorenc, ekspertka Business Center Club ds. rynku pracy. Podkreśla, że nie wynika to z faktu, iż firmy dostały zadyszki i nie chcą ludzi zatrudniać. Ponad połowa chciałaby powiększyć kadry. Liczba wakatów w kraju dobija już do 200 tys. To rekord.
- Przedsiębiorcy chcą zatrudniać, ale nie mają kogo. Dotyka to przemysłu i budownictwa, w tym ważnych małopolskich eksporterów towarów i usług - mówi Sebastian Chwedeczko, prezydent Izby Przemysłowo-Handlowej w Krakowie.
Z braku pracowników rosną opóźnienia w realizacji zamówień - we wrześniu były największe od 5 lat, czyli od schyłku światowego kryzysu. W tej sytuacji coraz więcej firm rozważa ograniczenie działalności. A to jeszcze silniej uderzy w małopolski eksport, który już teraz stanął w miejscu.
Tymczasem wzrost gospodarczy, którego pochodną jest coraz lepsza sytuacja polskich rodzin, zawdzięczamy głównie właśnie eksportowi. Jeśli on się załamie, Polska spowolni lub nawet przestanie się rozwijać, zwłaszcza że półtora roku temu gwałtownie spadły inwestycje (najlepszy motor zdrowego wzrostu PKB) i - wbrew planom rządu - wciąż nie udaje się ich ożywić.
Na razie - jak wynika z danych GUS - eksport w skali całego kraju nadal rośnie, co wynika z dobrej koniunktury u naszych partnerów w Unii Europejskiej, zwłaszcza w RFN (sprzedajemy tam ponad 27 proc. towarów i usług). Niepokoi jednak to, że dużo szybciej rośnie import, przez co w kilka miesięcy roztrwoniliśmy niemal całą, budowaną latami, nadwyżkę w handlu zagranicznym. Na koniec roku może się okazać, że znowu więcej za granicą kupujemy niż sprzedajemy.
Najgorsze jest jednak to, że w polskim eksporcie silnie dominują produkty montowni (pralek, lodówek, telewizorów) należących do zagranicznych koncernów. Ich przewaga wobec polskich firm rośnie, bo dysponujący większym potencjałem potentaci są w stanie dawać podwyżki pracownikom (i tak płacą Polakom mniej niż w Niemczech czy Francji) i wysysają z rynku większość fachowców. A będące wciąż na dorobku firmy polskie mają coraz większy problem ze znalezieniem rąk do pracy.
***
Stanisław Gągała, prezes znanej z produkcji chemii gospodarczej firmy Gold Drop, opowiada, że dostał ostatnio obiecujące zamówienia z Dalekiego Wschodu. Ich realizacja wymagałaby jednak zwiększenia załogi, ewentualnie pracy w weekendy. Nie udało się znaleźć chętnych. Ponieważ rynek nie zna próżni, zamówienia zrealizuje ktoś inny - zapewne któryś z zachodnich potentatów, z którymi Gold Drop konkurował przez ostatnie ćwierćwiecze jakością i elastycznością, a mniej - ceną.
- Cena jest jednak ważna. Nie może być wyraźnie wyższa niż u konkurencji, bo nikt tego nie kupi - przyznaje twórca jednej z największych firm na ziemi limanowskiej.
Koniec taniej siły roboczej
To samo mówią inni małopolscy eksporterzy, dzięki którym nasz region rozwijał się w ostatnich 15 latach najszybciej w historii. Od wejściu do Unii Europejskiej PKB na mieszkańca wzrosło u nas średnio o 30 proc., gdy przeciętna dla innych europejskich regionów nieznacznie przekroczyła 2 proc. (z powodu kryzysu lat 2007-2012). Przekłada się to wprost na dochody małopolskich rodzin: z grona najbiedniejszych regionów w Polsce wskoczyliśmy na piąte miejsce. Kraków jest, po Warszawie, najszybciej rozwijającym się miastem środkowej Europy (pisaliśmy o tym w zeszły wtorek).
Dalszy wzrost jest jednak poważnie zagrożony - z powodu braku pracowników. „Polska dołączyła do krajów rozwiniętych. To koniec ery taniej i licznej siły roboczej, która pomogła jej przejść od komunizmu do wolnego rynku. W warunkach najniższego od 1991 roku bezrobocia, a także 2 milionów Polaków, którzy wyjechali do pracy za granicę, firmy z Polski muszą podnosić wynagrodzenia oraz inwestować w programy szkoleniowe dla pracowników” - zauważa amerykańska agencja Bloomberg, która poświeciła ostatnio temu problemowi obszerny materiał.
Ubywa Polaków w wieku produkcyjnym
Katarzyna Lorenc, ekspertka BCC, wyjaśnia, że to, iż praca szuka w Polsce pracownika i rosną płace, nie wynika z działań rządu, lecz z faktu, że rozgrzana gospodarka potrzebuje coraz więcej ludzi, a tymczasem na rynku jest ich od kilku lat coraz mniej. Emigracja ok. 2 mln ludzi to jedno, ale o wiele większy wpływ na rynek ma utrzymujący się od pięciu lat ujemny przyrost naturalny połączony z dramatycznie niską dzietnością Polek. Ta ostatnia wprawdzie ostatnio nieco wzrosła, ale wciąż daleko nam do optimum.
Z przyczyn czysto demograficznych (patrz ramka) w ciągu zaledwie 7 lat z rynku pracy odpłynęło nam prawie 2 mln osób, czyli tyle, ile w poprzedniej dekadzie wyemigrowało. Obniżenie wieku emerytalnego od 1 października 2017 r. powiększy ów ubytek o kolejnych 300 tys. osób.
Brakuje 200 tysięcy
- Trudno o gorszy moment na takie posunięcie. Polsce grozi zahamowanie wzrostu z braku rąk do pracy. Z czego rząd sfinansuje wtedy ambitne programy socjalne. Przecież dziś głównym źródłem ich finansowania jest właśnie wzrost gospodarczy - mówi Sebastian Chwedeczko, szef Izby Przemysłowo-Handlowej w Krakowie.
- Aby Polska mogła utrzymać aktualną dynamikę wzrostu gospodarczego, potrzebujemy już dziś dodatkowo 200 tys. pracowników. Nie ma ich na rynku - rozkłada ręce Katarzyna Lorenc. Dodaje, że z tego powodu opóźnienia w dostawach są najdłuższe od 2013 roku. I rosną.
Firmy coraz poważniej rozważają więc zmniejszenie skali działalności i pozostawienie najbardziej opłacalnych kontraktów. Jeśli to uczynią, nie ruszą inwestycje i wkrótce gospodarka zacznie się zwijać.
- 2 mln
Efektem słabnącej od 30 lat dzietności Polek, a zarazem wydłużania przeciętnego życia jest starzenie się społeczeństwa. W 1990 r. dzieci do 17 lat stanowiły prawie jedną trzecią populacji, dziś 17,5 proc. Od 2010 r. odsetek osób w wieku produkcyjnym (od 18 do 60/65 lat) stopniał z 65 do 60 proc., czyli o 1,9 mln osób.
Zobacz też: "Decyzję o pracy w niedzielę należy pozostawić ludziom". A. Olechowski o ograniczeniu handlu w niedzielę
Źródło: TVN24