Być człowiekiem to pomagać niezależnie od religii [rozmowa]
Rozmowa z prof. Szewachem Weissem, o najlepszej drodze pomocy dla uchodźców i stosunkach polsko-izraelskich.
Jest Pan przedstawicielem narodu, o którym sam Pan mówi, że to „naród w drodze”. Takie „narody w drodze” dzisiaj wciąż istnieją. Mam na myśli uchodźców, którzy od miesięcy docierają do Europy.
Prawdą jest, że naród żydowski ma doświadczenie historyczne, jako były „naród w drodze”. Ale naród żydowski ciągle jeszcze jest w drodze, z dwóch powodów. Ma miejsce, które czeka na niego. To jest Izrael. Według prawa powrotu każdy Żyd na prawo przyjechać do Izraela i zdobyć automatycznie obywatelstwo. Takiej sytuacji nie mają inni uchodźcy. Z tego powodu po powstaniu państwa izraelskiego Żydzi są w lepszej sytuacji. A jeśli chodzi o Europę, różne państwa się tą sprawą zajmują inaczej. Niemcy, rząd, pani Merkel otworzyli bramy, prawdopodobnie z serca, i przyjęli milion uchodźców w ostatnich dwóch latach. To jest imponująca liczba. Są państwa, które też tak robią. Ograniczają się, ale tylko trochę, na przykład Włochy i Francja. Powiem ogólnie, że to jest wyzwanie moralne, pomóc ludziom, którzy żyją dzisiaj w takich niebezpiecznych miejscach, w których mogą stracić życie w każdej minucie. Tych trzeba ratować.
Ale jak to zrobić? I gdzie? Władze różnych państw mają różne pomysły. Często nie do pogodzenia. Czy pomagać uchodźcom tam, na miejscu, w ich krajach? Czy pomóc im w Europie?
Znowu powiem ogólnie. Ogólnie, czyli zwracam się do każdego rządu. Jak można pomóc teraz Syryjczykom w Syrii? Jak? Lądować tam armią amerykańską czy rosyjską? Są miejsca, że jest to niemożliwe. Ale są i takie miejsca, gdzie to jest możliwe. W północnej Afryce to jest możliwe, bo mieszkańcy tych państw uciekają, szukając pracy. Im można pomóc tam, można inwestować, współpracować z rządami państw północnoafrykańskich. Ale tu mówimy o ludziach, których egzystencja jest zagrożona. I tym trzeba pomóc, Izrael też im pomaga. Natomiast ci, którzy dostają się do Izraela w sprawie pracy, tych nie wszystkich przyjmujemy.
A jak przekonać tych, którzy boją się obcych? Takich osób w Europie wciąż jest dużo, chyba nawet coraz więcej.
Ja nie jestem specjalistą w tych sprawach. Ale człowiek przede wszystkim jest człowiekiem. Potem należy do jakiejś religii, potem należy do jakiegoś narodu, potem jest mieszkańcem konkretnego miasta, konkretnej ulicy. Na czele wszystkiego jest ludzkość, a dla osób religijnych jeszcze wyżej jest Bóg. To jest piramida moich wartości.
Urodził się Pan w Borysławiu, na terenie przedwojennej Galicji, dziś to Ukraina. Tuż po wojnie mieszkał Pan w Wałbrzychu, ostatecznie wyprowadził się Pan do Izraela. Jednak w Polsce jest pan regularnie. Gdzie jest więc Pański dom?
Odpowiedź jest bardzo prosta - w Izraelu. Mieszkam w Izraelu, żyję tam już 70 lat. Żyję w Hajfie, w starym domu, na drugim piętrze, prowadzi tam 68 schodów i nie ma windy. W Polsce się czuję dobrze, czasami nawet bardzo dobrze. I tu, i tam czuję się jak między swoimi.
Odwiedza Pan rodzinne strony?
Mieszkam przeważnie w Izraelu. Do Polski przyjeżdżam na kilka dni, na serie spotkań albo do Centrum Badań nad Współczesnym Izraelem na Uniwersytecie Warszawskim. Mam kilku doktorantów, trzystu studentów, wygłaszam wykłady. Potem wracam do domu i przyjeżdżam do Polski kolejny raz. Ale większość czasu spędzam w Izraelu. Ja już nie jestem uchodźcą.
Mówi Pan, że jak długo będzie żył, tak długo stosunki polsko-izraelskie będą dobre.
Będę się dalej starał i mam nadzieję, że to się uda. Patrząc na nasze relacje, na to, co robią nasi ambasadorowie. Oni wykonują fantastyczną pracę w kontekście pojednania.
A nasze narody?
Też, choć nie wszyscy. Ale między nami, Żydami i Polakami, istnieje specyficzna relacja. To nie są zwyczajne stosunki. To jest jeszcze coś więcej. Stosunki dyplomatyczne, wspólna historia, pamięć i jeszcze to „coś”.
Rozmawiał Daniel Kłusek