Z wokandy. W czerwcu w wyniku szarpaniny zginął Zygmunt B. Oskarżony o doprowadzenie do jego śmierci, zarzeka się, że to był nieszczęśliwy wypadek. Siostra ofiary uważa, że morderstwo.
Przyznaję się, ale to był wypadek. Nie chciałem go zabić. Ten człowiek był dla mnie jak ojciec, był moim przyjacielem. Byliśmy jak papużki nierozłączki. Jest mi teraz bardzo przykro, bo mam to na sumieniu - tak zeznawał 45-letni mieszkaniec Jasionowej Doliny w gminie Janów.
Jest oskarżony o to, że doprowadził do śmierci Zygmunta B. Proces oskarżonego ruszył 16 stycznia przed sokólskim Sądem Rejonowym. Mężczyzna odpowiada z wolnej stopy. Nie ma też pełnomocnika.
Do tego tragicznego zdarzenia doszło kilka miesięcy wcześniej, 9 czerwca w Janowie. W niedzielne, upalne przedpołudnie obaj panowie spożywali alkohol, skrywając się w cieniu jednego z miejscowych sklepów. Po jakimś czasie doszło między nimi do przepychanki. Oskarżony szczegółów nie pamięta, ale wie, że chodziło o pieniądze.
- Zygmunt chciał ode mnie kasę na picie, wymachiwał przede mną rękami. Odepchnąłem go więc. Pewnie nie podobało mi się jego zachowanie - przyznał oskarżony.
W wyniku tej szarpaniny, popchnięty mężczyzna upadł na plecy, padając głową uderzył w krawężnik tak niefortunnie, że najprawdopodobniej stracił przytomność. Najprawdopodobniej, bowiem oskarżonemu wydawało się, że po prostu usnął, inni świadkowie tego zdarzenia również na początku nie zauważyli niczego niecodziennego. Obaj mężczyźni niejednokrotnie bili się w pobliżu sklepu i nieraz zasypiali po libacjach. Jednak tym razem, jedna z pracownic obiektu handlowego zaniepokojona całą sytuacją, zaalarmowała policję. Przybyły na miejsce patrol wezwał pogotowie.
Mężczyzna zmarł po kilku dniach w szpitalu. Jego siostra, która przed sądem występowała w charakterze oskarżyciela posiłkowego, nie ma wątpliwości, że śmierć jej brata to nie był zwykły wypadek.
- Zostawił pan przyjaciela nie udzielając mu pomocy? Dodatkowo kopiąc go, gdy już leżał? - pytała oskarżonego.
Kobieta zeznała przed sądem, że panowie mieszkali razem od jakiegoś czasu. Zygmunta B. oskarżony przygarnął pod swój dach kilka miesięcy przed tą tragedią.
- Wziął go pan dla jego renty - zarzucała mu oskarżycielka posiłkowa.
Dodała również, że brat kilka tygodni przed śmiercią, żalił się jej, że boi się mieszkać z oskarżonym, bowiem ten bywa agresywny. Zeznała również przed sądem, że w okresie ich wspólnego mieszkania, brat wziął dwie pożyczki, których nie spłacał. Kobieta uważa, że te pieniądze zostały roztrwonione przez oskarżonego.
Wydarzenia z tego czerwcowego przedpołudnia zarejestrowała kamera przemysłowa z pobliskiego sklepu. Nagrania te będą odtworzone na kolejnym posiedzeniu. Sąd zdecydował się też powołać świadków, którzy mieli widzieć, jak oskarżony próbował ukryć nieprzytomnego Zygmunta B. za jednym z pobliskich domów, by „ludzie go nie widzieli”.
Kolejna rozprawa już za miesiąc.
9 czerwca 2016 roku pod jednym ze sklepów w Janowie, doszło do szarpaniny pomiędzy dwoma mężczyznami, którzy od dłuższego czasu wspólnie spożywali alkohol, razem również pomieszkiwali. Tragicznego poranka, panowie również byli pod wpływem alkoholu, gdy jeden z nich popchnął kolegę, który upadł, głową uderzając o krawężnik. Mężczyzna z ciężkimi obrażeniami głowy, między innymi z urazem czaszkowo-mózgowym, licznymi krwiakami, wstrząsem mózgu, trafił do szpitala. Po kilku dniach w wyniku odniesionych obrażeń zmarł. Jego oprawca odpowiada za nieumyślne spowodowanie śmierci.