Byle do 13 stycznia
Noworoczne postanowienia wynikają z tego, że potrzebujemy rytuałów. Zamknięcia jednych drzwi i otworzenia kolejnych. A Nowy Rok to taki magiczny moment - mówi Wioletta Kujawa-Brzezińska.
- Często obiecujemy coś innym?
- Tak... By spełnić ich oczekiwania. Żeby w ich oczach być dobrymi ludźmi. Żeby być nimi również w swoich oczach. Obiecujemy: Nie będę ci kłamać, nie będę oszukiwać, nie będę robić czegoś, czego ty nie lubisz. No postaram się - obiecujemy...
- Na odczepnego?
- Nie! Jeśli jesteśmy w miarę dobrej konstrukcji psychicznej, to gdy obiecujemy, to tego naprawdę chcemy.
- I udaje się?
- A tu już jest gorzej. Bo jeżeli nie mamy głębokiego wewnętrznego przekonania, że chcemy coś w sobie zmienić - to zazwyczaj nie. Później się pojawia poczucie winy, które próbujemy przełożyć na kogoś innego - bo jest nam z nim ciężko. No bo trudno jest dotrzymać obietnicy, jeśli my sami nie mamy głębokiego przekonania o tym, że to, co obiecaliśmy, jest też dla nas potrzebne. Myślę, że trudno jest nam robić coś tylko i wyłącznie dla kogoś innego.
- Łatwiej jest obiecać coś samemu sobie?
- Obiecać - tak. Dotrzymanie obietnicy jest już bardzo skomplikowane. Bo obiecujemy na przykład: nie będę jadła pączków. Albo: będę czytała dziennie 15 stron książki, bo musze się do czegoś przygotować. I wchodzimy sami ze sobą w coś w rodzaju dialogu: zacznę od jutra, ugryzę tylko kawałek... Trudno jest nam dbać o samego siebie. Łatwiej jest nam zadbać o kogoś innego, bo wtedy jest ta motywacja zewnętrzna: będę dobrym człowiekiem. Ale już sam ze sobą - to tak różnie.
- Dlaczego?
- Może dlatego, że właśnie doświadczaliśmy tego, że nam obiecywano i nie dotrzymywano. Na przykład rodzice w dzieciństwie nam obiecywali: w tym tygodniu gdzieś pójdziemy razem. No i potem nic z tego nie wychodziło. I dziś pamiętamy, że wtedy, jako dzieci, mieliśmy takie poczucie, że nie jesteśmy aż na tyle ważni, że tej obietnicy warto dotrzymać. I być może stąd też obiecanie sobie to jest też taka trochę informacja o sobie, na ile ja sam dla siebie jestem ważny.
- A jesteśmy ważni sami dla siebie?
- Dobrze, żebyśmy byli.
- Ale w jaki sposób ? Bo ważni sami dla siebie możemy być różnie. No wiadomo - każdy sam dla siebie jest pępkiem świata. I świat się kręci wokół nas.
- To jest ta skrajność. Jeżeli myślimy, że jesteśmy pępkiem świata i wszystko się kręci wokół mnie, to nie ma to żadnego związku z poczuciem własnej wartości.
- To skrajność? Mi się wydaje, że takie myślenie jest naturalne! Oczywiście gdy wiemy, że takich pępków świata wokół jest wiele, że dla siebie jest nim każdy człowiek.
- Jeżeli zdajemy sobie sprawę, że wokół mnie są ludzie, którzy też dla siebie są niezwykle ważni, to bardzo dobrze. Bo tu chodzi o ten środek - żeby nie być nadmiernie skupionym na sobie, nie myśleć: tylko ja jestem ważny. Bo to niedobre i dla nas, i dla innych. Ale niedobra jest też druga skrajność: rezygnowanie z siebie, myślenie: ja jestem tylko dla innych. Poczucie swojej ważności to jest to, że zastanawiam się, czy to, co mam do zrobienia jest dobre dla mnie i nie będzie krzywdzić innych. I też jest czasami dobre dla innych. To jest też to wypośrodkowanie. Bo czasami rezygnujemy ze swoich własnych rzeczy. Ale to, że robimy coś dla innych, może też być ważne dla nas. Myślę, że tego właśnie powinniśmy pilnować.
- Ale to, że schudnę, albo to, że przeczytam kilka książek, nie jest ważne dla innych... Tylko i wyłącznie dla nas...
- Tak. I być może dlatego dotrzymanie tych postanowień jest takie trudne. I znów wracamy do tej ważności: no ale przecież nic się nie stało. Schudnę następnym razem. Przeczytam jutro. Takie odkładanie. To często przypomina zabawę z dziećmi: mamo, pobaw się ze mną! Odpowiadamy: jutro albo: zaraz! Tylko sprzątnę, ugotuję, wypiorę. Zawsze jest coś ważniejszego, jakaś wymówka,.
A z drugiej strony - myślę, że czasem jesteśmy trochę tacy pobłażliwi dla siebie...
- Albo zwalamy winę na innych: bo koleżanka przyniosła do pracy ciasto i nie można było odmówić. Albo przyszli znajomi, więc nie miałam kiedy poćwiczyć.
- Tak jest łatwiej. A przecież zawsze można powiedzieć, jakie mamy postanowienia, wytłumaczyć znajomym. Ale to zaspokajanie potrzeb innych możemy też wykorzystywać, żeby nie dotrzymywać tego, na co my sami się ze sobą umówiliśmy.
Ja w ogóle myślę o tych postanowieniach noworocznych, że one często są strasznie wyśrubowanie. Nagle teraz mam czytać! Nagle teraz mam chudnąć! Takie często wymagające od nas dużego wysiłku. Bo nie przewidujemy, że postanowienia zawsze wiążą się z wysiłkiem. Nam się wydaje, że jak będziemy robili coś dobrego dla siebie, to nie będziemy wkładać wysiłku. I tu jest problem. Nie przewidujemy, że jeśli będą chciała schudnąć, to oznacza, że będę musiała przygotowywać sobie posiłki, planować je - więc znowu muszę włożyć dodatkowy wysiłek, koszt, czas, energię. Bo nam się wydaje to takie proste! A jednocześnie wcale nie jest takie proste.
- A proszę powiedzieć, co takiego magicznego jest w końcówce roku, że zawsze wszyscy coś sobie postanawiają?
- To, co jest magiczne, to nasza potrzeba domykania i zaczynania od nowa. Mamy magiczny koniec roku. Możemy zamknąć wszystkie rzeczy, które nie były fajne, które nie wyszły. I mamy taką potrzebę podsumowywania: zobaczmy, jaki ten rok był. I mamy też nadzieję, że w następnym roku nie popełnimy różnych błędów. Będziemy się dobrze odżywiać, zadbamy o siebie, zadbamy o bliskich. I często to jest też rodzaj wyzwania, które sobie stawiamy - że teraz będę lepszy. Koniec roku to taki okres, kiedy możemy sobie powiedzieć: teraz zacznę od nowa. Żaden ogon nie będzie się za mną ciągnął.
- W każdej chwili możemy przecież zacząć od nowa!
- Ale w nowy rok to jest takie rytualne. A my potrzebujemy rytuałów, które zamykają jedne drzwi, a otwierają kolejne. I to nam pozwala co roku zaczynać różne rzeczy od nowa. Ale później jest kłopot z utrzymaniem tych noworocznych postanowień. Podobno około 13 stycznia już tracą na mocy. Dosyć szybko się z nich wycofujemy. No właśnie, bo nagle się okazało, że w to trzeba włożyć wysiłek, że to nie jest tak łatwo, że nie zaplanowaliśmy tego, że nie przemyśleliśmy tego. Bo często jest tak, że mamy w głowie pomysł, ale nie zastanawiamy się nad drogą do celu. I jaki będzie tego koszt. Ja sobie w ogóle myślę o postanowieniach, że one są cudowne, jeżeli są drobne. Idźmy małymi krokami. Mi się najbardziej zresztą podobają te postanowienia, które niczego nie zakazują. A wręcz przeciwnie - nie zabierają, tylko dają. Na przykład: dobre samopoczucie. Tylko pamiętajmy jeszcze, że to, co dobre dla innych, nie zawsze jest dobre dla nas. To, że przyjaciółka chce biegać codziennie rano albo raz w tygodniu chodzić na basen, nie znaczy, że nam również będzie sprawiało przyjemność. Poranne wstawanie na przykład może nas kosztować tyle wysiłku, że nie będziemy czuli satysfakcji z tego, że biegamy. To bardzo ważne, żeby dobrze siebie rozumieć, żeby nie oczekiwać od siebie zbyt dużo tylko dlatego, że inni tak robią. Jeśli już się decydujemy na postanowienia, to zróbmy tak, żeby one były nasze - moje, własne, osobiste.