Byle do świąt. Czy Mikołaj przyjdzie do niezaszczepionych
"Jesteśmy właśnie w środku fascynującego, acz śmiertelnie groźnego eksperymentu, w którym dowiemy się, czy polska służba zdrowia udźwignie temat pandemii w sytuacji puszczenia wszystkiego na żywioł".
W Wielkiej Brytanii jedna z dużych sieci handlowych wypuściła świąteczną, telewizyjną reklamę, w której Św. Mikołaj pokazuje na lotnisku służbie granicznej paszport covidowy. To ledwie niewielki fragment całości, pojedyncza scena, ale firma została oskarżona o „medyczną dyskryminację” osób niezaszczepionych. Powołany przez branżę organ kontrolny - coś w rodzaju komisji etyki zajmującej się nieprawidłowościami - otrzymał ponad 1500 skarg na tę produkcję. Statystycznie, żadna inna reklama nie doczekała się w tym roku tak negatywnej reakcji konsumentów z brytyjskiego rynku. Sprawa jest w toku.
Poza cisnącym się na usta, acz mocno przechodzonym już „świat zwariował” niełatwo opisać to zagadnienie. Czy to jest jakaś kolejna, nota bene ostro przerysowana, karykatura politycznej poprawności? Satyra, choć niezabawna, na walkę z wykluczeniami? Symbol walki o prawa jednostki głupszy i bardziej tandetny niż kurtka z wężowej skóry Sailora z „Dzikości serca” Davida Lyncha? Trudno zdecydować, niewątpliwie jednak jest to kolejny dowód na sekciarską determinację antyszczepionkowego ruchu. Znacznie mniej szkodliwy niż sam efekt jego działań, ale może bardziej wymowny, wszak nadwyżki w kostnicach już na nikim dziś nie robią wrażenia. Z rozpędu „medycznie dyskryminowani” (co za urocze określenie!) nawołują do konsumenckiego bojkotu sklepów inkryminowanej sieci, co uznać można za uczynek dobry i wbrew ich dotychczasowym zwyczajom - nie narażą innych.
Na zdrowy rozum, prędzej należało spodziewać się pretensji, że w tym roku biznes i media aż tak bardzo ze świętami cisną - w połowie listopada większość reklam w prime time to bożonarodzeniowe wyciskacze portfeli. To obserwacja z oferty polskich stacji, przysiągłbym nawet, że w radiu słyszałem kolędę, ale trudno zakładać, że gdzie indziej jest inaczej. Abstrahując jednak od samego faktu, że w połowie grudnia wszyscy już będziemy świętami zmęczeni, kurierzy i goście od chwilówek będą jechać na oparach, to jakoś ten słodki, kolorowy świat z reklam nie współgra z rzeczywistością. Przede wszystkim nie wiadomo, w jakim stanie dociągniemy do końcówki grudnia, bo akurat u nas „dyskryminować medycznie” jakoś w ogóle nie chcą. A szkoda. To iks pogrzebów przed świętami więcej.
Jesteśmy właśnie w środku fascynującego, acz śmiertelnie groźnego eksperymentu, w którym dowiemy się, czy polska służba zdrowia udźwignie temat pandemii w sytuacji puszczenia wszystkiego na żywioł. Nie wiadomo nawet do końca, z czym będzie musiała zmierzyć, bo w ostatnich tygodniach nic nie dewaluowało się tak szybko jak prognozy ministerstwa zdrowia. Resztki obostrzeń są fikcją, dyscyplina społeczna zerowa, stadiony, sale koncertowe, sklepy, kościoły - pełne. Już nawet przestaliśmy udawać, że z czymś w ogóle systemowo walczymy. Krytycznych rozwiązań brak, zresztą na jest już na nie za późno, a lęk rządu przed nim zbyt duży.
A czy szpitale, lekarze, personel, ratownicy wytrzymają? Może. A może nie. Nie zapominajmy też o tym, że coraz większa koncentracja służby zdrowia na walce z covidem oznacza blokadę innych świadczeń.
Byle do świąt. To dziś brzmi zupełnie inaczej niż zwykle. Złowrogo.