62-letni mężczyzna i 59-letnia kobieta z Annowa swoim dwóm pracownikom stworzyli warunki urągające myślącej i czującej istocie. Gdzie zapodziało się ich sumienie?
Czy dwie, dojrzałe osoby zasługują na to, by nazwać ich ludźmi? Czyny, które im się zarzuca, podają to w wątpliwość. Człowiek tak nie postępuje...
Bicie, kopanie, szarpanie, wyzywanie a nawet przypalanie papierosami. Tak nie traktuje się nawet zwierząt. Mówi się o społecznej równości, godności i poszanowaniu dla drugiego człowieka. Trudno jest więc zrozumieć, że w jednym z gospodarstw wyzysk i poniżenie były na porządku dziennym. 62-letni mężczyzna i 59-letnia kobieta swoim dwóm pracownikom stworzyli warunki urągające myślącej i czującej istocie. Gdzie zapodziało się ich sumienie, empatia, współczucie?
Ktoś się chyba pomylił
Annowo to niewielka wieś w gminie Łabiszyn. Kiedy huknęła wiadomość, że na terenie jednego z gospodarstw w nieludzki sposób wykorzystywano dwóch pracowników, rozpytywani mieszkańcy Annowa i samego Łabiszyna nie wiedzieli, co dzieje się pod ich nosem.
- Nie, to nie u nas. Ktoś się chyba pomylił - mówili zaskoczeni.
- I ja się im nie dziwię - oświadczył w końcu jeden z miejscowych. - Właściciele tego gospodarstwa to ludzie, od których mieszkańcy wsi raczej stronią. Nie chcą kłopotów, mają swoje sprawy i wolą zająć się własnym życiem - usłyszeliśmy.
Annowo to rubieże gminy. Wieś z Łabiszynem tak naprawdę mało się identyfikuje. Okala inną wieś, Władysławowo. To tereny letniskowe, wypoczynkowe. Tu w ostatnich latach - uciekając od gwaru i wielkomiejskiego zgiełku - wybudowało się wielu bydgoszczan.
Samobójstwo - najlepsze wyjście
Desperacja 45-letniego Waldemara Karasiewicza doprowadziła do tego, że próbował się zabić. Trafił do szpitala z ciężkimi obrażeniami. Gdyby nie fakt targnięcia się na życie, koszmar jego i 44-letniego współtowarzysza - obaj nie mają stałego miejsca zamieszkania - mógłby jeszcze trwać... Trwał około roku.
Sprawa wyszła na jaw, kiedy policjanci otrzymali zgłoszenie od dyspozytora pogotowia ratunkowego dotyczące samobójczej próby 45-latka. Kryminalni zaczęli przyglądać się sprawie i ustalili, że mężczyzna miał dość nieludzkiego traktowania. Dlatego dopuścił się tego desperackiego czynu.
Jak trafił do Annowa? Właściciela gospodarstwa znała babcia pana Waldemara, która mieszkała w Bydgoszczy. Tu swój warzywniak prowadził także mieszkaniec gminy Łabiszyn. Któregoś dnia zapytał, czy w zamian za spanie i wyżywienie pan Waldemar nie chciałby mu pomóc przy zwierzętach. Ten się zgodził.
Nie wiedział, że trafił do piekła.
Gdy o tym mówi, nie płacze, nie lamentuje, ale widać, że jest słaby, jest mu ciężko. Wyznaje, że był bity młotkiem, prętem, pogrzebaczem, bał się uciec i dlatego postanowił odebrać sobie życie i uciąć to raz na zawsze. Wziął nóż i wbił go w szyję.
Jeden wyrok już jest
Małżeństwo z Annowa usłyszało zarzut z art. 189 Kodeksu karnego. Za pozbawienie człowieka godności, które łączy się ze szczególnym udręczeniem, mogą posiedzieć w więzieniu nie mniej niż trzy lata.
- 62-letni właściciel gospodarstwa został aresztowany na trzy miesiące - poinformował nadkom. Krzysztof Jaźwiński, rzecznik żnińskiej policji. Dodał, że kryminalni sprawdzają, czy w tym procederze nie uczestniczyły też inne osoby.
Zatrzymany 62-latek już raz znęcał się nad swoimi pracownikami. Wyrok w tej sprawie usłyszał 7 stycznia 2014 roku. Waldemar Karasiewicz nie był jedyną osobą, która nie wytrzymała nieludzkiego traktowania w gospodarstwie w Annowie. Około trzech lat temu uciekł stamtąd inny mężczyzna. Znalazł go i pomógł mu wtedy miejscowy ksiądz.
- Mieszkańcowi Annowa postawiono wtedy zarzuty z art. 207 paragraf 1 Kodeksu karnego - informuje Katarzyna Schiewe z Wydziału Karnego Sądu Rejonowego w Szubinie.
Miał się on znęcać psychicznie i fizycznie nad osobami przebywającymi w jego gospodarstwie - jedną od lipca 2009 do lutego 2010 roku, drugą od około 2004 do grudnia 2011 roku. Nie zapewnił im godziwych warunków bytu, mało tego - uniemożliwiał nawet korzystanie z łazienki. Warunki, w których przebywali pracownicy - urągały wszelkiej godności. Było brudno i ciasno. Mężczyzna szarpał, kopał i wulgarnie wyzywał swoich pracowników.
Za każdy postawiony zarzut sąd wymierzył karę po siedem miesięcy pozbawienia wolności. Łączna kara wyniosła jednak 10 miesięcy więzienia w warunkowym zawieszeniu na dwa lata.
Podobne zarzuty usłyszał wtedy także syn, 62-letniego dzisiaj mieszkańca Annowa.
Starszy z mężczyzn nie przejął się ciążącym nad nim wyrokiem i obowiązującym prawem w ogóle. Nie odezwało się też jego sumienie.
Nie minęło wiele czasu i zatrzymano go dokładnie z to samo działanie.