Byli żołnierzami Armii Krajowej, dziś część z nich jest zapomnianych
Niedawno obchodziliśmy 75. rocznicę powstania AK. Warto przypomnieć historię kilku jej żołnierzy związanych z regionem łódzkim.
Jednym z nich był Zygmunt Walter-Janke, który po latach doczekał się w Łodzi swojej ulicy. Urodził się 21 lutego 1907 roku na Chojnach, które jeszcze nie były wtedy częścią Łodzi. Był synem Józefa i Anastazji z domu Wasilewskiej. Ojciec przyszłego generała był nauczycielem. Zygmunt Walter-Janke w 1927 roku otrzymał świadectwo maturalne w pabianickim Gimnazjum Matematyczno-Przyrodniczym. Po maturze założył mundur. Odbywał szkolenie w Szkole Podchorążych Artylerii w Toruniu. 15 sierpnia 1930 roku otrzymał stopień podporucznika. Dostał też przydział do 7. Dywizjonu Artylerii Konnej w Poznaniu. Potem uczył się w Centrum Wyszkolenia Łączności w Zegrzu, a w latach 1937-1939 był słuchaczem w Wyższej Szkole Wojennej w Warszawie. Po jej ukończeniu uzyskał stopień kapitana.
Podczas Kampanii Wrześniowej był oficerem Kresowej Brygady Kawalerii. Pod Medyką dostał się do niewoli niemieckiej. Ale w październiku 1939 roku udało mu się uciec z transportu do oflagu. Dotarł do Pabianic. Próbował przedostać się do Francji, ale bez powodzenia. Został złapany przez Ukraińców, którzy przekazali go Niemcom. Trafił do więzienia w Sanoku. Ale znów udało mu się uciec. Przedostał się do Pabianic i rozpoczął działalność w konspiracji. Nawiązał kontakty ze Związkiem Walki Zbrojnej. Został szefem Oddziału II Komendy Okręgu ZWZ Łódź. Zorganizował siatkę wywiadowczą. W sierpniu 1941 roku uzyskał stopień majora. Potem został szefem sztabu i zastępcą komendanta Okręgu ZWZ Łódź. Jednak gestapo wpadło na jego trop. W marcu 1943 roku Komenda Główna Armii Krajowej zadecydowała, że ma się przenieść na Śląsk. Został szefem sztabu Komendy Okręgu Śląsk AK. Jak wspominają historycy, początkowo mieszkał w Krakowie, skąd kierował śląską komendą. Został mianowany na stopień podpułkownika. Jako komendant Śląskiego Okręgu AK przyjął pseudonim „Janke”.
Kiedy w styczniu 1945 roku formalnie rozwiązano Armię Krajową, on dalej pozostawał w konspiracji. Od maja tego roku kierował Okręgiem Śląsk Delegatury Sił Zbrojnych. Ale we wrześniu 1945 roku ujawnił się w ramach akcji „Radosław”. Został przewodniczącym Komisji Likwidacyjnej ds. AK w Katowicach. Po zakończeniu tego zadania wrócił do Pabianic. Został nauczycielem w tamtejszym I Liceum Ogólnokształcącym. Ale Urząd Bezpieczeństwa nie dawał mu spokoju. Musiał się zwolnić z liceum. W 1948 roku powrócił na Śląsk, do Katowic. Tam został zatrzymany przez UB. Aresztowano go 1 lutego 1949 roku. Śledztwo w jego sprawie trwało prawie cztery lata. Był torturowany, głodzony, stracił zęby, zachorował na gruźlicę. 11 sierpnia 1952 roku został skazany na dwukrotną karę śmierci. Wyrok zamieniono na karę dożywotniego więzienia.Na mocy amnestii z maja 1956 roku dożywocie zmniejszono do 12 lat więzienia. Ale w lipcu tego samego roku uchylono wyrok w sprawie Zygmunta Waltera-Janke i zwolniono go z więzienia. Następnie został zrehabilitowany.
Wrócił do Pabianic. Zaczął znów pracować jako nauczyciel, a potem w ZZG „INCO” jako inspektor terenowy. W tym czasie mieszkał w Warszawie. W 1972 roku przeszedł na emeryturę. Skończył historię na Uniwersytecie Łódzkim. W 1974 roku obronił doktorat z historii. Prowadził klub PAX, który mieścił się przy ul. Złotej w Warszawie. W 1988 roku został mianowany na stopień generała brygady. Został też członkiem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Umarł 25 lutego 1990 roku. Został pochowany w Pabianicach.
Jednym ze współpracowników generała Zygmunta Waltera-Janke był Jan Libsz. Urodził się 26 marca 1912 roku w Zduńskiej Woli. Był dzieckiem Jana i Wandy, z domu Ryman. Miał starszą o dwa lata siostrę Marię.
- Libszowie byli rodziną mającą czeskie korzenie
- mówił nam Artur Ossowski z łódzkiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej - Rodzina ta uległa najpierw zniemczeniu, a następnie spolszczeniu.
Ojciec Jana Libsza był z zawodu piekarzem. W latach trzydziestych minionego wieku „za chlebem” wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Kiedy w 1937 roku powrócił do Zduńskiej Woli, było go stać na otwarcie warsztatu samochodowego. Rodzinie zaczęło się dobrze powodzić, ale wybuchła wojna. Rodzina Libszów przyjęła volkslistę, tzw. drugiej grupy. Niemcy przejęli ich warsztat samochodowy, ale mogli w nim być zatrudnieni dotychczasowi pracownicy. Sam Jan Libsz był z zawodu metalurgiem. W czasie wojny zamieszkał w Łodzi, przy ul. Skorupki 11. Pracował w zakładach Karola Steinerta przy ul. Piotrkowskiej 274/276.
Jan Libsz wstąpił do NSDAP, został członkiem Narodowosocjalistycznego Korpusu Kierowców. Umożliwiało mu to podróżowanie podczas godzin policyjnych. Dobre alibi zapewniała mu też praca w łódzkiej fabryce Steinerta. Podobno afiszował się z narodowosocjalistycznymi sympatiami, w klapie marynarki nosił swastykę. Dopiero potem okazało się, że to kamuflaż, który pozwolił mu na działalność konspiracyjną.
- Jan Libsz był człowiekiem niepokornym, mającym duże wyczucie jeśli chodzi o środowisko miejscowych Niemców w regionie łódzkim - opowiada Artur Ossowski. - A więc w Łodzi, Pabianicach, Zduńskiej Woli, Łasku. To też człowiek z fantazją. Szef łódzkiego wywiadu Armii Krajowej, major Zygmunt Janke „Walter”, mówił o Janie Libszu jako o psotnym Dyziu. Potrafił niekiedy wprowadzić w zdumienie nie tylko służby niemieckie, ale i polski kontrwywiad. Był osobą bardzo pożądaną dla polskiego wywiadu. Ale do działań niepodległościowych włączył się sam.
Jan Libsz zaczyna działać w organizacji, którą powołuje ze znajomymi i rodziną. To Legia Narodowa. W niej wyodrębnia drużynę dywersyjną, którą nazywa „Drużyną śmierci”. W strukturach Legii Narodowej używa pseudonimu „Kruk”. Najbliższym współpracownikiem Libsza zostaje jego daleki kuzyn Walenty Prajs, ps. „Wicher”, mieszkaniec Rudy Pabianickiej. Po scaleniu Legii Narodowej z Armią Krajową Jan Libsz zostaje jednym z mózgów dywersyjnej akcji „N”. Wchodzi do zespołu hm. Władysławy Koening-Olbromskiej, która zaczęła przygotowywać działania propagandowe w Łodzi. Rozpoczyna się prowadzona na szeroką skalę akcja dezinformacyjna wśród Niemców. Ma doprowadzić do ich zantagonizowania. Upubliczniano informacje na temat życia prywatnego hitlerowskich funkcjonariuszy. A wszystko po to, by ich ośmieszyć. Jan Libsz i jego współpracownicy rozpowszechniali w Łodzi, Zduńskiej Woli, Łasku, Pabianicach ulotki informujące o ludobójstwach III Rzeszy. Akcja jest też skierowana do żołnierzy Wermachtu leżących w szpitalu przy ul. Żeromskiego. Rozrzucają ulotki, w których radzą co robić, by być chorym. Instruują jak zarazić się żółtaczką, jak spowodować objawy odmrożenia. Żołnierze mają się domagać drogich leków, maści, których nie posiadają Niemcy.
Blokowano również pracę łódzkiej policji, w tym Gestapo. Wysyłano do nich duże ilości spreparowanych donosów o przestępstwach kryminalnych i politycznych. Ofiarami byli Niemcy, którzy przez wiele godzin w więzieniu lub na posterunku przekonywali śledczych o swej niewinności. W podobny sposób paraliżowano pracę urzędów pocztowych, skarbowych. Zalewała je fala fałszywych zawiadomień, zeznań podatkowych, wniosków i skarg. Do rodzin żołnierzy, których wysłano na front przysyłano spreparowane listy. Konspiratorów interesowała rubryka „Polegli za Rzeszę i Fűhrera”, którą zamieszczano w okupacyjnych gazetach. Wynajdowano nazwiska Niemców zamieszkałych w Łodzi. Potem obserwowano ich rodzinę. Mając odpowiednie informacje wysyłano sygnał do łącznika z głębi Niemiec. Ten kontaktował się z rodziną poległego, podawał się za jego przyjaciela z frontu i podawał opisy koszmaru jaki przeżywał na froncie. Wysyłano też zawiadomienia do rodziców dzieci należących Hitlerjugend (chłopcy) i Bund Deutscher Mädel (dziewczęta). Informowano o niemoralnym prowadzeniu się córek i synów. Dochodziło do tego, że rodzice przerywali letnie imprezy w Hitlerjugend Park, czyli obecnym Parku im. J. Poniatowskiego.
- Miesięcznie zespół Libsza miał dostarczać do niemieckich urzędów, koszar, dzielnic 600 ulotek i pism antyniemieckich
- mówi Artur Ossowski. - Największą akcją było wciągnięcie do organizacji żołnierzy z bazy transportowo-remontowej na Radogoszczu. Tam remontowano między innymi zdobyty sowiecki sprzęt pancerny lub uszkodzony niemiecki, który ściągano z frontu wschodniego. To stało się w połowie 1942 roku. Działania w tej bazie trwały do końca 1942 roku. Wtedy nastąpiły aresztowania, zarówno wśród żołnierzy, jak i zespołu Libsza.
Według gestapo aresztowano około 40 osób. Żołnierzy trzymano w więzieniu przy ul. Kraszewskiego 1/5. Jednostkę rozwiązano. Część żołnierzy wysłano do karnych kompanii. Gestapo wsparło się nie tylko ustaleniami Abwery, ale i tajnej policji polowej. Wezwano tu trzech oficerów, specjalistów od działań dywersyjnych w armii z Wiedniu. Część ulotek z Łodzi znaleziono bowiem w Wiedniu i Monachium.
W czasie okupacji Jan Libsz utrzymywał kontakty z Janem Nowakiem-Jeziorańskim. Po latach legendarny Kurier z Warszawy wspominał te spotkania. Mieszkał u Libsza, w kamienicy przy ul. Skorupki 11.
Niemcy aresztowali Jana Libsza 13 czerwca 1944 roku, nieopodal jego mieszkania przy ul. Skorupki. W ręce Niemców trafiła też jego żona. Przed aresztowaniem zdążyła ukryć u sąsiadki ich dwuletniego syna Jana. Stamtąd odebrała go babcia.
Jana Libsza przetrzymywało łódzkie gestapo. Został zamordowany przez Niemców 28 czerwca 1944 roku. Niemiecki lekarz wyjaśniał, że zginął na skutek zapalenia mięśnia sercowego. Zygmunt Janke „Walter” podawał inną wersję. Jan Libsz został zabity w trakcie śledztwa, bo rzucił się na konfidenta. Wojnę przeżyła jego żona, która jej końca doczekała w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück. Rodzina Libszów mieszkała w Zduńskiej Woli. Była prześladowana przez nową władzę. Matka i siostra bohatera trafiły do obozu na Sikawie. Syn Jana Libsza mieszkał we Wrocławiu. Przyjął nazwisko Luberacki. Dziś już nie żyje...
Franciszek Edward Pfeiffer urodził się 21 stycznia 1895 roku w Łodzi. Tu spędził dzieciństwo, młodość. Był jednym z założycieli Polskiej Organizacji Skautowej. Ale też tajnej organizacji młodzieży gimnazjalnej„Samopomoc Koleżeńska”. Pomagała ona w nauce języka polskiego, historii ojczyzny. Jej członkowie kolportowali książki, broszury patriotyczne.
- W 1914 roku wstąpił do I Brygady Legionów Polskich, cztery lata później jako członek Polskiej Organizacji Wojskowej rozbrajał Niemców w Łodzi
- mówił nam Grzegorz Nawrot z łódzkiego oddziału IPN. - W latach 1919-1920 wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Był wybitnym wojskowym pierwszej linii, odznaczonym czterokrotnie Krzyżem Walecznych i Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari V klasy.
Po klęsce kampanii wrześniowej zaangażował się w konspirację. Najpierw został członkiem Służby Zwycięstwu Polski. Mianowano go zastępcą komendanta Okręgu Łódź. Obawiając się, że gestapo wpadnie na jego trop, przeniósł się do Warszawy. W Komendzie Głównej Służby Zwycięstwa Polski przydzielono go do Oddziału I Organizacyjnego. Miał rozpoznawać powstające organizacje konspiracyjne. Kiedy jednak SZP przekształciło się w Związek Walki Zbrojnej, „Pfeiffer” musiał odejść z Komendy Głównej. Niemile widziani byli w niej byli legioniści. W lutym 1940 roku zaczął tworzyć Grupę Wojsk Polskich „Edward”. Nazywano ją również Bojową Organizacją Wschód. Jej zapleczem politycznym był utworzony na Węgrzech Obóz Polski Walczącej. Jednak po dwóch latach Grupa „Edward” została podporządkowana Komendzie Głównej ZWZ. A w marcu została włączona do Armii Krajowej. Franciszek Edward Pfeiffer „Radwan” został komendantem Obwodu I Śródmieście Okręgu Warszawskiego AK.
Gdy wybuchło Powstanie Warszawskie dowodził Grupą Śródmieście Północ. „Radwan” już w trakcie powstania, 20 września 1944 roku, został dowódcą 28. Dywizji Piechoty AK im. Stefana Okrzei.
- Trzykrotnie ranny nie zszedł z posterunku - opowiadał nam o generale Grzegorz Nawrot. - Kierował szturmami na Pocztę Główną, budynek PAST-y, Komendę Policji Państwowej. 2 października został odznaczony krzyżem Złotym Orderu Virtuti Militari „za osobistą odwagę i wybitne dowodzenie Śródmieściem mimo ciężkiego zranienia”.
Po powstaniu trafił do obozu w Bergen-Belsen. Gdy skończyła się wojna, pozostał na emigracji. Wyjechał do Wielkiej Brytanii. 19 marca 1964 roku prezydent RP na Uchodźstwie, August Zaleski mianował go generałem brygady ze starszeństwem. Niedługo po tym, 13 czerwca 1964 roku, generał Franciszek Edward Pfeiffer „Radwan” zmarł w Londynie. Jego doczesne szczątki przewieziono do rodzinnej Łodzi. Spoczął na Cmentarzu Starym przy ul. Ogrodowej.