Było bardzo dobrze, chociaż zawsze będzie jakieś „ale”...
Nie ma co się oszukiwać. Biorąc pod uwagę lokatę w tabeli Cash Broker Stal nie mogła nie pokonać w Gorzowie Mr-Garden GKM-u Grudziądz
Niedzielny triumf na stadionie im. Edwarda Jancarza nie był zagrożony. Zwycięstwo 54:35 było pewne, co nie znaczy, że ta wygrana nie mogłaby być znacznie bardziej przekonująca. O tym „ale” napisał na fa n page`u na Facebooku prezes gorzowskiego klubu Ireneusz Maciej Zmora. - Cieszę się ze zwycięstwa, a jeszcze bardziej z postępów naszych juniorów. 9 pkt. + 3 bonusy - jestem miło zaskoczony. Ale... GKM miał 8 indywidualnych zwycięstw, a my tylko 7, w tym jedno Rafała [Karczmarza, w biegu juniorów - dop. red.]. Jest nad czym jeszcze pracować. Dziękuję, że byliście dziś z nami - dodał w nie¬dzielę, tuż po ostatnim wyścigu włodarz „Staleczki”.
Tych indywidualnych wygranych zabrakło zwłaszcza w końcówce starcia najlepszych w tym sezonie go¬rzo¬wian z najsłabszymi w rozgrywkach grudziądzanami.
Na to też zwrócił uwagę trener żółto-niebieskich Stanisław Chomski. - W ostatnich czterech wyścigach było jedynie jedno nasze indywidualne zwycięstwo Nielsa Kristiana Iversena, którzy przed trzynastym biegiem zrobił korektę. Same gonitwy były ciekawe. Do takich można zaliczyć tę dziesiątą. Ze startu wygrywaliśmy 5:1, ale Artiom Łaguta przejechał obok naszych zawodników jak TGV [pociąg rozwijający bardzo szybkie prędkości - dop. red.]. Oni nie spodziewali się tego. Ar¬tiom był bardzo szybki. Podobnie jak w dziesiątym było w czternastym. W nim też prowadziliśmy 5:1, a Antonio Lindbaeck obnażył błędych naszych żużlowców. Martin Vaculik myślał, że jedzie koło niego Przemek i zostawił mu „bramę”. Nasz tor w tym roku pozwala na wykorzystywanie błędów, pokazał to Piotr Protasiewicz w derbach z Ekantor.pl Falu¬ba¬zem Zielona Góra. Na tej nawierzchni są różne ścieżki, ku uciesze widowni. Cały czas uczymy się nowego toru - nie ukrywa szkoleniowiec.
Na uwagę zasłużył też XI bieg. - W nim na starcie przegrywaliśmy 5:1, a udało się wyciągnąć wynik na 2:3. Taki rezultat rzadko zdarza się. Kuriozalne było to, że Antonio Lindbaeck przekroczył dwoma kołami krawężnik, za to Krzysiek Kasprzak nie dojechał do mety - mówił Chom¬ski o sytuacji, w której „Key-Keyowi” zdefektował motor.
Z drugiej strony, gdyby Kasprzak, wracający na „Jancarza” po operacji obojczyka nie zrezygnował z jazdy na czwartym okrążeniu, z mo¬tocyklem dobiegł do mety, to zdobył by punkt. Szwed został wykluczony po trzecim okrążeniu, więc gdyby nasz spojrzał na sygnalizator, to mógł mieć o „oczko” więcej. Sześć pkt. plus bonus też nie jest zły.
Największą zdobycz punktową w Stali miał nie kto inny jak Zmarzlik, chociaż i on chciałby mieć większą niż 12 „oczek” z punktem bonuso¬wym. Po pierwszych trzech „trójkach” potem przywiózł „dwójkę” i „jedynkę” - Za bardzo sugerowałem się pierwszymi biegami. Wygrywałem je, ale wydawało mi się, że cały czas coś jest nie tak. To chciałem poprawić, aczkolwiek robiłem korekty nie w tę stronę, co trzeba. W każdym razie ponownie czegoś nowego nauczyłem się. Zresztą, każdy z nas czegoś uczy się, bo poziom w ekstralidze jest tak wysoki, że mała pomyłka wystarczy, żeby przyjechać z przodu, a zaraz potem z tyłu. Trzeba być cwanym w us¬tawieniach, do tego wszędzie na torze, czy to na starcie, czy na łukach. Może spocić się czoło - żartował Zmarzlik.
- Wynik wysoki, ale atrakcyjność meczu, w szczególności w drugiej fazie, też była wysoka. Niemniej jednak mamy o czym myśleć. W piatek zostało dosypane dość sporo świeżej nawierzchni. To trochę w drugiej fazie zgubiło moich podopiecznych. Obyśmy wyciągnęli z tego wnioski - powiedział Chomski.