Były zawodnik, sędzia piłkarski, a dziś ksiądz proboszcz i kibic
Ksiądz Mirosław Maciejewski, proboszcz zielonogórskiej parafii Najświętszego Zbawiciela, jest kibicem. Kiedyś sam biegał po boisku z gwizdkiem.
Sport jest z księdzem od zawsze?
Dokładnie tak. Zainteresował mnie dziadek, który zabierał mnie na mecze LZS Babimojszczanki, obecnie Klonu Babimost. Zawsze mi opowiadał o sporcie, tłumaczył zasady gry. Tak to się zaczęło. Potem sam uprawiałem lekkoatletykę i koszykówkę w szkolnym SKS. Następnie była piłka nożna. Ponieważ nie byłem zbyt dobrym zawodnikiem, zdecydowałem się na sędziowanie.
To był przypadek?
Nie. Pamiętam, że chorowałem. Miałem chyba grypę, więc sporo wolnego czasu. Poprosiłem sędziego z Babimostu, z którego pochodzę, żeby mi pożyczył przepisy gry w piłkę. To taka książeczka, podręcznik dla arbitrów. Poczytałem, zainteresowałem się i zgłosiłem na kurs do Świebodzina.
To było w czasach szkolnych? Jeśli tak, to ksiądz nie był jeszcze pełnoletni...
Tak, chodziłem do liceum, miałem 17 lat. Działacze z Kolegium Sędziów Okręgowego Związku Piłki Nożnej w Zielonej Górze załatwili mi specjalne zezwolenie z centrali. Byłem najpierw arbitrem próbnym, potem rzeczywistym. W sumie przeprowadziłem 120 spotkań.
Lechowi kibicuję od zawsze i to się nie zmieni. Jestem z tym klubem na bieżąco.
Pamięta ksiądz swój pierwszy oficjalny mecz?
Oczywiście. Byłem asystentem podczas spotkania w klasie okręgowej Pogoń Świebodzin - Dozamet Nowa Sól. Przed tym pojedynkiem jako główny prowadziłem przedmecz juniorów tych klubów, a bardziej doświadczeni koledzy byli na liniach. Z kolei pierwsze moje spotkanie seniorów jako główny zaliczyłem podczas pojedynku Cargovii Kargowa z zespołem z Żodynia. Już nie pamiętam jego nazwy. To była wiosna roku 1978.
Myślał ksiądz o karierze z gwizdkiem?
Zawsze staram się to, co robię, wykonywać dobrze, więc sędziowanie traktowałem bardzo serio.
Jakiś szczególny pojedynek?
Byłem liniowym podczas półfinałowego meczu mistrzostw Polski juniorów we Wrocławiu: Śląsk - Odra Opole, a kapitanem wrocławian był Ryszard Tarasiewicz. Byłem wówczas liniowym pana Zbyszka Kile¬mańskiego ze Świebodzina, z którym jeździłem na trzecioligowe mecze. Na szczęście nie miałem na boisku jakichś sytuacji ekstremalnych. Mam wrażenie, że futbol kiedyś był znacznie spokojniejszy niż teraz. Mniej było agresji.
To były inne czasy. Jak ksiądz jeździł na mecze?
Jak mi się zdaje, komunikacja autobusowa była bardziej rozwinięta niż teraz. Jednak zdarzały się miejscowości, gdzie nic nie kursowało. Więc na mecze położone bliżej jeździłem komarkiem. Potem, jak zrobiłem prawo jazdy, kupiłem motocykl i na dalsze wyjazdy jeździłem motorem marki WSK.
Kariera skończyła się, jak ksiądz poszedł do seminarium?
Tak. To była wówczas kwestia wyboru. Jednak mimo iż od tego czasu minęło 36 lat, do dziś mam kartki i gwizdek.
Czyli gdyby była taka potrzeba, to może ksiądz wejść na boisko i gwizdać?
Pewnie, że tak. Sentyment mi do tego pozostał. Nawet kiedyś, po seminarium, kiedy byłem już księdzem, myślałem, żeby zostać obserwatorem. To mi jednak przeszło. Teraz ograniczam się do wyjazdów w naszym regionie na mecze zespołów z miejscowości, w których kiedyś pracowałem. Teraz taką drużyną, której spotkania staram się oglądać, jest TS Przylep. Trener tego zespołu jest ojcem moich dwóch ministrantów. Jeżdżę za nimi i trzymam kciuki, żeby awansowali do czwartej ligi.
Księdza interesuje z dyscyplin sportowych tylko piłka nożna?
Ona jest oczywiście najważniejsza jeśli chodzi o sport. Jestem jednak fanem w ogóle. Interesuję się wynikami, rozgrywkami. Bardzo lubię koszykówkę i inne dyscypliny halowe. Z uwagi na szybkość akcji i zmienność sytuacji. Lekturę ,,Gazety Lubuskiej” zaczynam oczywiście od stron sportowych. Tak było od zawsze. Pamiętam, że z dziadkiem wyrywaliśmy sobie gazetę, bo oprócz ,,Lubuskiej” kupowaliśmy też ,,Przegląd Sportowy”. Miałem też roczniki ,,Sportowca” i ,,Piłki Nożnej”. Śledzę rozgrywki, szukam wyników w portalach. Słowem, ciągle żyję sportem. Kiedyś, gdy nie mogłem oglądać meczu, to sobie nagrywałem. Dziś, kiedy przepływ informacji jest tak wielki już nie muszę tego robić.
Dlaczego nasza lubuska piłka jest tak słaba?
Kiedyś futbol był związany z zakładami pracy. Teraz to może być kaprys bogatego pasjonata sportu albo przychylność władz miasta i wykorzystanie sportu do promocji środowiska czy regionu. Niestety, u nas nie ma ani odpowiednich ludzi, ani pieniędzy. Pojawiają się talenty, ale potrafimy tylko błysnąć w rozgrywkach juniorskich. Te nasze talenty gdzieś potem giną. Brakuje nam też solidnych obiektów. W Zielonej Górze mówi się o potrzebie budowy nowego stadionu. Tyle, że się mówi. Z drugiej strony jeśli na tak zwanym dołku, czyli drugim boisku spotkanie ogląda 120 osób, czyli stała ekipa, do której się zaliczam, to dla kogo budować stadion?
Pierwszy mecz? Pewnie, że pamiętam. W Świebodzinie Pogoń - Dozamet.
Komu ksiądz kibicuje?
Lechowi Poznań. Kibicuję mu od zawsze. Jako młody człowiek jeździłem z Babimostu na mecze. W sumie obejrzałem 33 spotkania. Interesuję się futbolem, ale z Lechem jestem na bieżąco. Ostatnio nawet, jak byłem na urlopie, pojechałem do Gniewina koło Władysławowa, gdzie poznaniacy byli na zgrupowaniu. Oglądałem treningi i zaliczyłem sparing z Apoelem Nikozja. Ciągle pojawiają się tam talenty.
Kogoś ksiądz wypatrzył?
Kiedy byłem proboszczem w Chociszewie, starałem się docierać do młodzieży, także przez sport. W czasie wakacji organizowałem chłopakom z Lutola Suchego, Chociszewa i Rogozińca turnieje piłkarskie o puchar proboszcza. W nagrodę wszystkie drużyny pakowałem w autobus i jechaliśmy do Wronek i Grodziska na mecz ekstraklasy. Wówczas takim raczkującym ministrantem był Kamil Jóźwiak. Trafił do szkółki Lecha. Jest w kadrze U-19. Rozegrał już trzy mecze w ekstraklasie,jest chwalony. Wierzę, że zrobi wielką karierę. Kiedy pracowałem w Żarach, moim ministrantem był Andrzej Niedzielan. Tam z kolei chłopaków zabierałem na mecze do Lubina. Kiedyś, w Lubinie Andrzej, który był juniorem w Promieniu, powiedział ,,Proszę księdza. Jak ja chciałbym kiedyś tutaj zagrać w ekstraklasie!”. I jego marzenie się spełniło. Kiedy grał w Dyskoboli Grodzisk, a ja przywoziłem tam ministrantów, pokazywałem im Andrzeja, który wówczas był już reprezentantem Polski, i mówiłem ,,Popatrzcie na niego, też marzył o wielkiej piłce i spełnił marzenia. Wy też możecie”
Jak nasza reprezentacja wypadnie podczas mistrzostw Europy?
Jestem optymistą, ale też realistą. Uważam, że mamy realną szansę wyjścia z grupy. Dalej to już trudno prorokować.
Co ksiądz, jako były arbiter, sądzi o pomyśle wspomagania się przy rozstrzyganiu obrazem video?
Technika jest tak daleko posunięta, że to zdaje się niezłym pomysłem. Tyle, że problemem jest obawa o opóźnianie czasu gry. Myślę, że trzeba tu wykorzystać sędziego technicznego. W moich czasach nie było na to szans. Jestem za, ale szczególnie w dwóch sytuacjach: kiedy jest dylemat czy padła bramka i czy był karny.
Jakie widzi ksiądz aspekty wychowawcze sportu?
Powinien kształcić w młodym człowieku ducha ofiarności, koleżeństwa, szacunku dla przeciwnika, systematyczności w pracy, uczciwości i wiele innych pozytywnych cech, które będą przydatne w dorosłym życiu.