Cena za życie matki i synów
Pani Ewa oraz jej synowie Patryk i Michał zginęli w Kończewicach. Ojciec wciąż walczy w sądach o odszkodowanie.
83 tys. zł - tyle ubezpieczyciel samochodu wypłacił panu Dariuszowi za śmierć żony i dwóch synów. Kolejne 37 tys. zł - najmłodszemu Brajanowi, za śmierć mamy i braci. Mężczyzna wstąpił na drogę sądową, walcząc o 1,4 mln zł. Sprawa utknęła w gdańskiej apelacji.
- Apelacja od wyroku Sądu Okręgowego w Toruniu, dotyczącego zadośćuczynienia i odszkodowania, wpłynęła do nas w marcu br. Terminu jej rozpatrzenia jeszcze nie wyznaczyliśmy. Kolejka jest długa. Oczekiwanie do roku czasu jest, niestety, normą - usłyszeliśmy wczoraj w Sadzie Apelacyjnym w Gdańsku.
Ciała rozrzucone
Tragedii w Kończewicach nie sposób zapomnieć. 18 kwietnia 2012 roku tragicznie rodzina z Wybcza wracała samochodem ze szpitala w Chełmży, gdzie odwiedzała chora babcię.
Opla prowadził Jarosław Wójcik, znajomy rodziny. Obok niego siedział ojciec - pan Dariusz. Z tyłu natomiast pani Ewa z nastoletnimi synami, Patrykiem i Michałem.
Na skrzyżowaniu w Kończewicach Jarosław Wójcik nie zatrzymał się przed znakiem „stop” i nie ustąpił pierwszeństwa Joannie M. 19-letnia wówczas dziewczyna jechała drogą krajową i nie spodziewała się, że z podporządkowanej drogi wyjedzie nagle opel. A że pędziła ponad 100 km na godzinę (choć w tym miejscu obowiązywało ograniczenie do 50), uderzyła w tył opla z ogromnym impetem.
W wypadku zginęła cała trójka z tyłu opla: matka i dwóch synów. Kierowca Jarosław Wójcik zbiegł i do dziś jest osobą poszukiwaną, także Europejskim Nakazem Aresztowania (ENA). Wiadomo, że prowadził pod wpływem alkoholu. Wcześniej był już karany.
- Pamiętam żonę, złamaną na znaku i ciało jednego z synów jakieś 40 metrów dalej - relacjonował „Nowościom” ojciec rodziny kilka dni po tragedii. Do dziś nie otrząsnął się po tej tragedii.
Wycena ubezpieczyciela
Towarzystwo ubezpieczeniowe z Sopotu, w którym wykupiona była polisa OC dla opla, przyjęło - co do zasady - swoją odpowiedzialność. Ale uznało, że z racji niezapiętych pasów przez panią Ewę i jej synów, wypłatę należy pomniejszyć o 50 procent.
Towarzystwo ubezpieczeniowe pieniądze wypłaciło dwóm osobom: ojcu, panu Dariuszowi i 10-letniemu Brajanowi, najmłodszemu z rodzeństwa.
Z tytułu zadośćuczynienia za śmierć żony i synów, odszkodowania za pogorszenie sytuacji życiowej oraz zwrotu kosztów pogrzebu ojciec otrzymał od ubezpieczyciela 83 tysiące 709 zł. Brajan natomiast - 37 tys. 500 zł. (Kwoty przytaczamy za ustaleniami Sądu Okręgowego w Toruniu).
Ubezpieczyciel podkreślał też, że w chwili śmierci pani Ewa nie była zatrudniona na umowę o pracę i nie prowadziła biznesu. „Zatem po jej śmierci sytuacja (finansowa - przyp.red.) rodziny istotnie się nie zmieniła” - dowodził.
W takiej sytuacji ojciec, w imieniu własnym i żyjącego syna, zdecydował się wystąpić do sądu.
„Z pasami też by zginęli”
Sprawą o zadośćuczynienie i odszkodowanie zajmował się I Wydział Cywilny Sądu Okręgowego w Toruniu. Ojciec domagał się od towarzystwa ubezpieczeniowego łącznie 1 miliona 397 tysięcy 500 zł. W tej sumie wyszczególnił zadośćuczynienia za śmierć pani Ewy, Patryka i Michała dla siebie oraz najmłodszego z synów, odszkodowania za znaczne pogorszenie sytuacji życiowej oraz zaległe odsetki. Wnosił też o przyznanie dla niego i dziecka po 700 zł miesięcznie renty.
Toruński sąd uznał te żądania za zbyt wygórowane. I w wyroku przyznał: 275 tysięcy zł dla ojca i 122 tysięcy 500 zl dla syna
(z odsetkami).
Sąd ustalił, że małżonkowie pobrali się z miłości i przeżyli zgodnie 17 lat. Cała rodzina bardzo się kochała, a nastoletni synowie mieli przejąć gospodarstwo rolne. Najmłodsze dziecko - Brajan - z racji choroby, był praktycznie uzależniony od opieki matki.
Rodzinne szczęście i plany na przyszłość zniweczyła tragedia w Kończewicach. Opis żałoby po zmarłych, zawarty w uzasadnieniu wyrok, jest przerażająco smutny. To obraz wdowca, który nie może pogodzić się z tragedią i osieroconego dziecka.
Co istotne, sąd przychylił się do opinii biegłych i stwierdził, ze nawet gdyby matka i jej synowie mieli zapięte pasy, i tak ponieśliby śmierć w wypadku.
Mimo wszystko, toruński sąd przyznał zdecydowanie mniejsze zadośćuczynienia i odszkodowania od żądanych. Renty natomiast ojcu i dziecku odmówił. „Powodowie nie wykazali, jakie faktycznie dochody osiągała zmarła kobieta i z czego wynika żądana przez nich kwota 700 zł” - czytamy w uzasadnieniu wyroku.
Bez finału
Od toruńskiego wyroku ojciec odwołał się do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku. Czeka na rozstrzygnięcie.
Główny sprawca dramatu, Jarosław Wójcik, wciąż jest poszukiwany. Młodą kobietę, która jechała subaru, skazano na 2 lata w zawieszeniu.