Ceny żywności szybują w górę. Eksperci: Polska nie jest wyjątkiem
Ekspert: efekt drożyzny jest widoczny nie tylko na rynkach kontynentalnych, ale też krajowych. Czy Komisja Europejska coś zrobi? Na razie żadnych decyzji nie ma, a nasze portfele są cieńsze.
Już nie tylko za masło, ale także za owoce, warzywa, ryby czy cukier płacimy ostatnio coraz więcej. Na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy żywność podrożała najbardziej. Najnowsze dane GUS nie pozostawiają żadnych złudzeń.
- Z telewizji, szczególnie publicznych stacji, płyną informacje, że „kraj rośnie w potęgę, a ludzie się bogacą”. Tyle tylko że w sklepach coraz drożej. Dlaczego nikt o tym nie mówi? - zapytała jedna z naszych Czytelniczek.
Więcej płacimy obecnie za cukier (w czerwcu 2016 roku 1 kg kosztował 2,76 zł, dziś - 3,13 zł), olej (podrożał z 5,52 zł za 1 l do 6 zł) i mięso wieprzowe (w czerwcu 2016 roku za 1 kg schabu płaciliśmy 14,65 zł, dziś - 18,58 zł).
Jeszcze w ubiegłym roku kilogram pomarańczy kosztował 5,95 zł, dziś - za taką samą ilość - musimy wydać 6,31 zł. Z kolei jabłka podrożały z 2,85 zł za 1 kg do 3,38 zł.
- Jeśli chodzi o tzw. płody ziemi, to na ich ceny wpływa przede wszystkim pogoda. Ale nie tylko. W Europie obserwujemy wysyp popytu, z kolei w państwach Orientu spada podaż. Połączenie mniejszej podaży z większym popytem w różnych krajach z różnych powodów przynosi efekt drożyzny. Widoczny jest on zarówno na wielkich rynkach kontynentalnych, jak i lokalnych, jak np. rynek polski - wyjaśnia dr Andrzej Faliński, ekspert ds. handlu i rynku detalicznego. - Jeśli zaś chodzi o mięso, niektóre drożeje, inne tanieje. Problem stanowią różnego rodzaju choroby, jak np. afrykański pomór świń czy ptasia grypa, która zatrzęsła rynkiem drobiu. W Polsce drób cały czas jest tani, bo straciliśmy kilka rynków zbytu, a produkujemy prawie 3 mln ton rocznie tego mięsa.
Przez ostatni rok znacznie podrożał nabiał. Cena sera żółtego wzrosła z 16,07 zł za 1 kg do 19,88 zł, śmietany 18-proc. z 1,63 zł za 200 g do 1,72 zł oraz mleka z 2,13 zł za 1 l do 2,22 zł.
Eksperci podkreślają jednak, że nie tylko szybujące ceny powinny być zmartwieniem dla rządu. - Jak na razie ceny rosną, ale nad rynkiem żywnościowym cały czas wisi groźba deflacji. Jeśli dojdzie do zmian np. w podatku handlowym, duże firmy zaczną się bronić i aby przyciągnąć do siebie klientów, będą obniżać ceny. Sklepy, których nie będzie na to stać, będą zaś ceny podnosić. W efekcie nastąpi podział: chaos między rynkami lokalnymi i regionami - mówi dalej dr Faliński. - Dziś działa wszystko całkiem dobrze. Małe sklepy notują 5- procentowy wzrost sprzedaży, duże dyskonty - 9-10 procent.
Polska nie jest wyjątkiem. W całej niemal Europie widać tendencję wzrostową, jeśli chodzi o ceny żywności. Wzrasta na nią zapotrzebowanie, ale produkcja już nie. Obowiązują m.in. unijne limity
O komentarz poprosiliśmy także Andrzeja Sadowskiego, ekonomistę z Centrum im. Adama Smitha. - Rynek polski w ramach rynku Unii jest poddawany takim obostrzeniom i regulacjom dotyczącym m.in. limitów produkcji, że przy perturbacjach pogodowych, które bardzo często zdarzają się w Europie i niedoborach produkcji, przedsiębiorcy nie mogą brakującej żywności importować z zewnątrz - mówi Sadowski.
Limity na produkcję cukru czy mleka wymuszają wzrost cen. Podobną sytuację mieliśmy już kilka lat temu. Komisja Europejska zgodziła się wtedy na bezcłowy import żywności z innych krajów i zatrzymała rosnące ceny.
- W takich przypadkach powinny nam rzekomo pomagać agencje, które wcześniej zrobiły zapasy np. masła. Tego typu rezerwy w UE są, a polskie agencje miały obowiązek zakupu niektórych produktów, kiedy ceny były niższe i dziś spokojnie powinny przeznaczyć swoje zapasy towarów, aby ceny zaczęły spadać - dodaje Sadowski.