Chcę odzyskać swoje dzieci
Izabella Gotthardt: - Wiem, że popełniłam błędy, ale to nie powód by odbierać mi dzieci. Opieka: - To, co robi pani Iza, może szkodzić dzieciom, dlatego chcieliśmy je zabezpieczyć.
- Oskarżyli mnie, że głodzę dzieci... że się nad nimi znęcam... stwierdzili „rażące zaniedbanie”. A dowodów nie mają na to żadnych, bo tak nie było. Kocham swoje dzieci i będę o nie walczyła - mówi nam matka trzyletniego Wiktorka i niespełna rocznej Melanii. I opowiada swoją historię.
Błąkała się po peronie
- Opieka społeczna w Słubicach skierowała mnie do Domu Samotnej Matki w Żarach. Chciałam, żeby mi dali mieszkanie chronione w Słubicach, ale nie dali. Pojechałam tam. W trakcie pobytu w Żarach poznałam Jakuba. Po półtoramiesięcznym pobycie w domu dla samotnych matek wyjechałam z nim do Lubinia w woj. wielkopolskim, gdzie zamieszkaliśmy razem. Myślałam, że ułożę sobie z nim życie. Okazało się inaczej. Znęcał się nade mną i dziećmi psychicznie i fizycznie - mówi dziewczyna. - Rozmawiałam przez telefon z przyjacielem, który słyszał, jak on mnie wyzywa i jaki jest agresywny. Przyjaciel ten kazał mi zabrać dzieci i przyjechać do Sulęcina. Tak też zrobiłam. Ten jednak... wystawił mnie do wiatru. Znalazłam się w Sulęcinie na dworcu bez pomocy, bez pieniędzy, bez jedzenia, a małe były już głodne. Miałam przy sobie tylko wózek i dwa pampersy.
Bezradnej kobiecie i jej dzieciom pomogli obcy ludzie, którzy zobaczyli, jak błąka się po dworcu. - Zabrali mnie do swojego domu, kupili potrzebne rzeczy, nakarmili. Później pani Kasia, odwiozła mnie do ośrodka ofiar przemocy w Gorzowie Wlkp. Tam obiecali mi pomóc, obiecali, że nie rozdzielą mnie z dziećmi... Zrobili inaczej... - płacze młoda matka.
Dzieci jednak kocha
Katarzyna Rajfur, która jej pomogła, jest zbulwersowana tym, co się stało. - Specjalistyczny Ośrodek Wsparcia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie to tylko nazwa, bo nie ma nic wspólnego z pomocą. Tak naprawdę to ,,hostel” z klientkami, bo tak te kobiety nazywa pani dyrektor ośrodka. Pomocy żadnej, wsparcia żadnego. Umieszczając tam Izę z dziećmi, liczyłam, że otrzyma pomoc, że wyjdzie na prostą. Wiem, ta dziewczyna to nie anioł, ale dzieci nie porzuciła, jak umiała, tak się nimi zajmowała. Myślałam, że ośrodki specjalistyczne są od tego, żeby rozwiązywać trudne sytuacje i pokazać, jak żyć takim dziewczynom, które z domu nie wyniosły nic. Iza spaliła za sobą mosty, ale to nie powód, żeby nie dać jej szansy. Obserwowałam Izę, rozmawiałam z nią i wiem, że żałuje wielu decyzji, ale dzieci bardzo kocha - mówi Katarzyna Rajfur.
Barbara Szymczyk , dyrektor ośrodka wsparcia, gdzie odebrano dzieci, mówi, że nie może z nami rozmawiać na temat kobiet z ośrodka. Po tonie jej głosu możemy jednak wywnioskować, że wspomnienia z pobytu Izy w ośrodku nie są miłe... Zadzwoniliśmy do Domu Samotnej Matki, gdzie Iza przebywała dwa miesiące, przed wyjazdem w Wielkopolskę. Tutaj też ton wypowiedzi był podobny...
Mógłbym jeść suchy chleb
Poszliśmy do Ośrodka Pomocy Społecznej w Słubicach, który wystąpił z wnioskiem o zabranie dzieci. - Pani Iza należy do grupy trudnych klientów. Nie ze względu na jakieś nadużycia czy alkoholizm. Znajduje się w różnych dołkach i my musimy znaleźć najlepszy sposób, niekoniecznie według niej, żeby pomóc jej, a przede wszystkim jej dzieciom. Bo to, co robi pani Iza, nie powinno szkodzić dzieciom. Pewnie dlatego zostały podjęte kroki, żeby dzieci zabrać i zabezpieczyć. Jeszcze jest ojciec, są dziadkowie... - tak przed sprawą mówiła Alina Baldys, kierowniczka opieki społecznej w Słubicach.
Sąd zdecydował, że na czas trwania postępowania Wiktor i Melania zamieszkają u ojca i dziadków. Ustanowił też nadzór kuratora nad wykonywaniem przez ojca władzy rodzicielskiej. - Mógłbym jeść suchy chleb, byleby tylko wnuki mieszkały z nami, a nie błąkały się po obcych domach - mówi „GL” Krzysztof Olejniczak, dziadek Wiktorka i Melanii.
Warunkiem odzyskania dzieci przez panią Izę jest to, że do następnej sprawy, która ma odbyć się w styczniu, dziewczyna podejmie pracę i znajdzie mieszkanie. - Ale jak mam to zrobić? Chciałam pojechać za granicę i zaopiekować się starszą osobą, ale jestem w ciąży i nie dam rady dźwigać. A jeśli nie podejmę pracy, nie będę miała mieszkania i nie odzyskam moich maluszków. Boże, co ja mam robić?... - pyta rozgoryczona matka.