Chcę wiedzieć. Afgańska fala uderzy w Polskę
Kiedy talibowie w latach 90. po raz pierwszy zdobyli Afganistan, ich przywódca - Mułła Omar, zdecydował, by z powodów religijnych zburzyć bezcenne dla światowego dziedzictwa posągi Buddy w prowincji Bamjan. Do Emiratu talibów nie docierała wówczas żadna pomoc humanitarna, a kraj pozostawał niemal w pełnej izolacji.
Dopiero gdy runęły posągi w Bamjan, cywilizowany świat przypomniał sobie o Afganistanie. Zewsząd popłynęły głosy oburzenia i potępienia za ten „niedopuszczalny atak na najcenniejsze skarby ludzkości”. Mułła Omar oskarżył wówczas Zachód, o stosowanie podwójnych standardów: „Skupiacie się dzisiaj na ochronie bożków” - powiedział, ale zapomnieliście o głodujących Afgańczykach.”
Dzisiaj, ponad 20 lat później, po długiej wojnie z USA, do władzy wrócili talibowie i głód. Przekonała sią o tym ostatnio znana dziennikarka BBC. Pochodząca z Afganistanu Yalda Hakim trafiła do swojej ojczyzny dokładnie 100 dni po przejęciu władzy przez talibów. To czego się dowiedziała nie napawa optymizmem. Od czasu upadku wspieranego przez USA rządu i wstrzymania pomocy zagranicznej nikt z personelu publicznej służby zdrowia nie otrzymał wynagrodzenia. W jeszcze gorszej sytuacji - jakkolwiek trudno to sobie wyobrazić - znajdują się pacjenci. W najgorszej - dzieci. „Trzyletnia Gulnara, jest tak słaba, że ledwo utrzymuje otwarte oczy” - pisze dziennikarka. „Ma zapadnięte oczy, mocno przerzedzone włosy. Kiedy budzi się, płacze z bólu.” Dziewczynka choruje z głodu.
Według ostatniego raportu ONZ prawie 23 miliony Afgańczyków czeka w najbliższych miesiącach głód, a 95 proc. populacji jest niedożywiona.
W obliczu katastrofalnej klęski głodu w państwie talibów wkrótce miliony zdesperowanych Afgańczyków ruszy na Zachód. Afgańskie linie lotnicze Ariana już otwarły połączenia m.in. z Ankarą i Dubajem, ale najprostszą drogą z Kabulu do Mińska i UE jest szlak lądowy. Prowadzi przez Rosję i jej satelickie republiki w Centralnej Azji, gdzie karty rozdaje Kreml, którego kierownicza rola w trwającym ataku hybrydowym na wschodnią granicę Polski, nie podlega dyskusji.
W 2014 roku Radek Sikorski zamknął ambasadę w Kabulu. W Afganistanie nie ma polskich dyplomatów. Nie ma nikogo kto mógłby nawiązać kontakty z miejscową administracją, próbować w jakikolwiek sposób pomóc Afganistanowi w tak trudnej sytuacji i opóźnić choć trochę exodus głodnych Afgańczyków do sytej Europy. Mógłby, zanim, będzie za późno, wszcząć alarm.
Nas nie ma, a Niemcy ogłosili właśnie, że otwierają swoją placówkę w Kabulu.