Chcemy, by mieszkańcy podzielili się jedzeniem z potrzebującymi
- Poprzez jadłodzielnie pomaga się innym. Te działania uczą też, jak dzielić się z drugim człowiekiem tym, co się ma. I jak uwrażliwiać się na potrzeby innych - mówi Anna Duciewicz.
Czym jest foodsharing, które z angielskiego oznacza dzielenie się jedzeniem?
To idea, która narodziła się w Niemczech i potem przywitała do nas. Forma tego przekazywania, dzielenia się jedzeniem może być rozmaita. Np. wystarczy szafka, a w niej lodówka, do której można włożyć pożywienie, wymagające przechowywania w chłodniejszym miejscu.
A w jaki sposób jeszcze można przekazać jedzenie?
Może to też być szafka, w której będziemy dzielić się warzywami oraz produktami, które nie ulegają tak szybkiemu popsuciu. Taki mebel powinien znajdować się w miejscu ogólnodostępnym. Innym sposobem na dzielenie się jedzeniem może być wyznaczenie konkretniej przestrzeni w danym lokalu, gdzie będzie można zostawiać pożywienie.
Skąd pomysł, by zająć się taką działalnością?
Oglądałam reportaż o toruńskiej grupie, która otwiera kolejne jadłodzielnie. To stało się dla mnie inspiracją. Nawiązałam z nimi kontakt, zachęciłam jeszcze kolegę i pojechaliśmy na szkolenie, spotkanie o foodsharingu w Polsce. Uzyskaliśmy więcej informacji, jak to działa na co dzień. Bo takich jadłodzielni, których ideą jest dzielenie się jedzeniem, pojawia się w naszym kraju coraz więcej. We Wrocławiu, Krakowie, Szczecinie, Toruniu...
Jaka jest forma takiej jadłodzielni?
Wszystko opiera się na przekazywaniu, dzielenia się z innymi. Przyświeca temu hasło: „Jedz, dziel się i kochaj”. W takich punktach zostawia się pożywienie po to, by mogły z niego korzystać osoby potrzebujące.
A czy ważny jest też aspekt niemarnowania jedzenia?
To też jest istotna kwestia w tym projekcie. Często kupujemy za dużo jedzenia, potem je wyrzucamy, nie jesteśmy w stanie tego przejeść. Tym wszystkim można się podzielić z innymi. Jest sporo osób potrzebujących, których sytuacja finansowa jest trudna i nie mogą sobie oni pozwolić na zakup wszystkiego, czego by chcieli.
Czy w Polsce marnuje się sporo żywności?
Rocznie jest to aż 9 mln ton jedzenia! Średnio każdy z nas marnuje 52 kilogramy rocznie żywności. A przecież to mogłoby trafić do potrzebujących. Dlatego chcemy ratować żywność przed zmarnowaniem. Zachęcamy do dzielenia się jedzeniem.
Kto może pomóc?
W tych jadłodzielniach, które już działają, jest ustalona stała współpraca z hurtowniami, firmami cateringowymi. Im zostaje często sporo żywności. Można ją wykorzystać. Szukamy osób, które chciałyby zostać takimi ratownikami żywności. Działać przy współpracy z firmami. Trzeba podkreślić, że to jest działalność w ramach wolontariatu, poświęca się na to swój wolny czas. To nie jest dużo, wystarczy nawet pół godziny dziennie. By np. pojechać do hurtowni czy na rynek. Ale szukamy i ludzi z pomysłami, którzy podpowiedzieliby nam, w jakie sposób można rozwinąć taką działalność. Mamy już wsparcie od grupy Food Not Bombs i Fundacji „Razem Łatwiej”.
Gdzie mogłoby stanąć takie szafki lub lodówki na jedzenie?
Najlepszą przestrzenią są punkty ogólnodostępne. Tak, jak np. stoi regał na wymianę książek na zielonogórskim deptaku. Dobrym miejscem byłoby to obok Elżbietanek, gdzie znajduje się skwer, którędy przechodzi sporo mieszkańców.
Ważne jest, by...
Dzielić się produktami, które nie psują się zbyt szybko. Wiadomo, że osoby, korzystające z takich miejsc, biorą jedzenie na własną odpowiedzialność. Oczywiście, koordynatorzy jadłodzielni też będą regularnie sprawdzać daty przydatności danych posiłków.
Dlaczego chcą państwo podjąć się takich działań?
Bo ważna jest dla nas godność człowieka. Idea jest świetna. Pomaga się potrzebującym, ale można też uczyć się dzielenia z innymi, uwrażliwić na człowieka. W czasach, gdy wszyscy gonią za pieniądzem warto się zatrzymać i podzielić się czymś z potrzebującymi.