Chcesz wynająć nasze mieszkanie? Przyjdź na casting
Niesłowni, humorzaści, zachowują się, jakby robili łaskę - taki obraz właścicieli mieszkań wyłania się po historii, jaką opisaliśmy w Magazynie dwa tygodnie temu. Dziś to im oddajemy głos. Jak właściciele mieszkań odbierają najemców?
Ewa, 37-letnia rzeszowianka, od trzech lat wynajmuje dwa mieszkania w Rzeszowie: droższe w centrum i tańsze, o standardzie akademickim, na Drabiniance. Kiedy po bloku rozniosła się plotka, że Ewa zabrała się za wynajem, sąsiedzi zaczęli zgłaszać swoje wnioski: jedna pani prosiła, żeby poszukała jakiejś pary - może być bez ślubu - albo rodziny. Inna wolałaby jednak bezdzietnych, bo dzieci tupią. Choć Ewa była pełna obaw, bo nasłuchała się tego, czego można się spodziewać po studentach, postanowiła zaryzykować. Anons wystawiała na lokalnym rzeszowskim serwisie.
- Dobrze napisane i uplasowane ogłoszenie sprawia, że telefon nie przestaje dzwonić, zwłaszcza w okolicach sierpnia, kiedy zaczyna się ruch - mówi Ewa. - No więc umawiasz się na kilka spotkań pod rząd, a potem… duża część z nich się nie odbywa. Bo znaleźli coś wcześniej, bo zrezygnowali, bo zapomnieli. Było to tak notoryczne, że w końcu zaczęłam oddzwaniać i pytać, czy na pewno się pojawią. Bo wiesz, ja się z pracy zwalniam, lecę tam specjalnie... Bądźmy poważni! Druga sprawa: ludzie przychodzą i dziwią się, że są dwa pokoje, bo przecież miał być jeden. Co się okazuje? Oglądają tyle mieszkań, że już im się to miesza. Trzeci by wynajęli, no ale za 600 złotych. W Rzeszowie? Dwa pokoje? - dziwi się.
Mimo wszystko Ewie oba mieszkania „schodzą” raczej od ręki, choć nie wynajmuje ich pierwszym chętnym. Zresztą, sama mówi, że rzadko zdarza się, aby ktoś od razu był gotowy podjąć decyzję, ludzie raczej wolą mieć chwilę do namysłu. Ona natomiast przy wyborze lokatorów kieruje się intuicją i pierwszym wrażeniem.
- Ważne jest dla mnie to, jak się prezentują, czy są czyści; może nie obsesyjnie, ale jednak. Pytam też o kierunki studiów, bo już mam takie doświadczenie, że studenci prawa i medycyny raczej nie sprawiają problemów. Byli tacy, o których od razu wiedziałam, że im nie wynajmę - po prostu coś mi z nimi nie grało.
- Raz wprowadzać chciały się dwie panie i starszy facet. Dziwna to była rozmowa i od razu powiedziałam, że nie, a oni i tak dzwonili kilka razy i pytali, czy na pewno. Raczej nie wynajmę też mieszkania osobom w wieku około 40 - 50 lat, bo tak sobie myślę, że to dziwne, że ktoś ma niepoukładane życie w tym wieku. Rezygnowałam też ze współpracy, jeśli ktoś na wejściu pytał, ile osób zmieści się w danym pokoju, albo jacy są sąsiedzi, bo jak dla mnie to zwiastuje kłopoty - wylicza.
Ostatecznie Ewa jest zadowolona ze współpracy z lokatorami-studentami. A jak zaczną się kłopoty?
- Zawsze mogę iść na skargę do rodziców albo na uczelnię - kwituje.
Student nie kaktus...
Czystość - to było też to, co przyświecało Basi, która swoje dawne mieszkanie na Projektancie postanowiła wynająć również studentom. Studenci nie mają łatwo. Wielu właścicieli już w ofercie zastrzega, że mieszkania im nie wynajmie. Dlaczego? Bo imprezy, bo waletowanie, bo niestabilni. Taka jest obiegowa opinia, więc znajomi trochę się dziwili, że Baśka taka odważna. No, ale ona ma spore to mieszkanie, a takie trudniej jest wynająć w całości. Ogłoszenie dała w internecie i na brak chętnych nie mogła narzekać.
- Kto pierwszy się zdecydował, ten lepszy. Generalnie studenci dużych wymagań nie mają, choć raz zapytano mnie, gdzie jest najbliższy monopolowy - śmieje się dziewczyna. - Ja z kolei zastrzegam, że nie życzę sobie palenia papierosów w mieszkaniu i głośnych, częstych imprez w godzinach ciszy nocnej. Na początku opierałam się na przeczuciach, jeśli ktoś nie budził zaufania, to odmawiałam. Szybko jednak przejechałam się na tym pierwszym wrażeniu. Myślałam, że obecność dziewczyny jest gwarantem czystości i wybrałam osoby, wśród których były dziewczęta, zamiast samych chłopaków. I na nic zdały się te moje kalkulacje.
I ta czystość jest jednym z elementów, który sprawia, że ma ciarki na plecach, kiedy odwiedza swoje mieszkanie. Lodówka i szafka z koszem na śmieci - to dwa miejsca, których autentycznie boi się oglądać z bliska. Najgorzej, jak musi po delikwentach sprzątać. Za tę szafkę to naprawdę strach rękę wsadzać, bo to siedlisko wszystkiego. Zakłada więc grube gumowe rękawice po łokcie i modli się, żeby jej nic nie użarło.
- W zamian natomiast zawsze zostawiają coś od siebie: nieodmiennie rząd butelek po alkoholach i niezliczone kieliszki. Mam ich już tyle, że mogłabym knajpę zakładać - opowiada.
Nie ma na co czekać
Andrzej ma dwa mieszkania, nie przeszkadzają mu studenci, ale jakoś do tej pory wynajmował tylko singlom i parom. Pytam go o to, jak zabrać się za poszukiwanie fajnego mieszkania.
- Trzeba się trochę wysilić - przekonuje. - Trzeba śledzić ogłoszenia na bieżąco i trochę pojeździć, pooglądać. W piątek dzwoniła do mnie para, która wyglądała na bardzo zainteresowaną wynajmem, ale nie chciało im się przyjechać, żeby oglądnąć mieszkanie od razu. Umówili się na poniedziałek, ale niestety dla nich w sobotę przyszedł ktoś zdecydowany.
- Nadal zresztą odbieram telefony w sprawie tego mieszkania, choć ogłoszenia już nie ma. Zapytałem nawet o to i dowiedziałem się, że zapisano sobie mój numer „na potem”. Odwlekając sprawę, ktoś sam ogranicza sobie wybór - przekonuje.
Andrzej nie wierzy w swoje umiejętności co do oceny ludzi, dlatego nie kieruje się pierwszym wrażeniem. Dla niego liczy się czas i zdecydowanie najemcy. Reszta to ryzyko, które akceptuje, więc szczególnie nie rozwodzi się nad tym, kto wynajmuje jego mieszkania. Obiekcje miał tylko raz: wobec obcokrajowca. A to, jak tłumaczy, z uwagi na ewentualne problemy z dochodzeniem swoich praw. Większych przepraw z lokatorami nie miał. Tylko pierwszej parze nic się nie podobało.
- Mieli dużo życzeń, które realizowałem, po czym… wyprowadzili się po 3 miesiącach - rozkłada ręce.
Casting do... pokoju
Nowicjuszami na rynku wynajmu są Milena i Adrian - para rzeszowskich prawników. Kiedy opublikowali w internecie pierwsze ogłoszenie, umowę podpisali 24 godziny później. Taki błyskawiczny obrót sprawy Milena tłumaczy tym, że lokatorzy im się spodobali.
- Ważne jest pierwsze wrażenie, u naszych lokatorów spodobało mi się, że na spotkanie w sprawie umowy od razu przynieśli swoje ręczniki i środki czystości. Poza tym od razu im wyjaśniliśmy, że w przypadku jakichkolwiek problemów z sąsiadami podziękujemy im za wynajem. Uwierz mi, mamy bardzo dobrze skonstruowaną umowę - mówi poważnie Milena.
Problem jest w tym, że ludzie nie czytają dokładnie ogłoszeń, poza tym są tacy, którzy choć wiedzą, że nie stać ich na dane mieszkanie, i tak się umawiają. Jak się podoba, to oczekują opuszczenia odstępnego - nawet o 400 złotych! Jedna dziewczyna była mocno niezadowolona, że mieszkanie nie ma garażu, pomimo że w ogłoszeniu było to wyraźnie wskazane. Kolejny pan przyjechał obejrzeć mieszkanie i doszedł do wniosku, że dla niego to za daleko od centrum. Adres był wskazany w ogłoszeniu razem z mapką, gdyby sprawdził to od razu, nie traciłby naszego czasu na oglądanie mieszkania.
Milenia opowiada jeszcze o swoich znajomych - ci mieli tylu chętnych na jeden pokój, że zrobili casting. Z osób, które przyszły obejrzeć mieszkanie, wyłonili do drugiej tury piątkę, z której „zwycięzcę” wybrały dziewczyny wynajmujące pozostałe pokoje.
Amerykański luz
Kiedy to wszystko opowiadam Małgorzacie, mojej ostatniej rozmówczyni, ta łapie się za głowę. Od lat mieszka w Nowym Jorku, mieszkanie na os. Dąbrowskiego w Rzeszowie pomogła jej wynająć agencja - ta sama, w której kupiła nieruchomość.
- Dla mnie to było idealne rozwiązanie. przyszły dwie pary i natychmiast chciały podpisać umowę - opowiada Małgorzata. - Wprawdzie agent przekonywał mnie, że mieszkanie nadaje się natychmiast do zamieszkania, ale ja wolałam zrobić najpierw remont generalny. W ogóle nie skupiałam się na tym, kto jak wygląda, czy jaki jest, bo taka ocena po pierwszym spotkaniu byłaby krzywdząca. Niech każdy sobie wygląda jak chce. Jeśli ludzie są uczciwi, dbają o mieszkanie i płacą rent (czynsz - dop. KM), to będzie OK. A zwierzęta, dzieci? Naprawdę niektórzy sobie ich nie życzą? Przecież oni też gdzieś muszą mieszkać!