Jej droga do bycia modelką nie była usłana różami. Joanna Krupa opowiada nam też m.in., dlaczego media w USA są jej bardziej przychylne niż w Polsce i czego oczekuje po kolejnej edycji programu "Top Model".
Praca modelki to był twój pomysł na życie, czy to dzieło przypadku?
Odkąd byłam małą dziewczynką, zawsze marzyłam o tym, by coś robić jako modelka. Przed obiektywem aparatu, czy w telewizji. Pamiętam, że podbierałam mamie jej ciuchy, gdy była w pracy, zabierałam buty, robiłam sobie makijaż i udawałam, że jestem modelką. Przed lustrem robiłam różne pozy (śmiech). Od małego wiedziałam, co chcę robić w dorosłym życiu.
Ale nie była to droga usłana różami?
Na początku było bardzo trudno, żeby ktoś ze mną chciał pracować. Ale nie poddałam się. Kiedy wyjechałam do Los Angeles z Chicago, gdzie była moja rodzina, znajomi, powiedziałam: "Zobaczycie, będę na każdej okładce jako modelka". Przez pierwsze dwa lata nic się nie udawało, bo jestem za niska na "high fashion" i miałam też sexy wygląd. W tym czasie każda agencja mówiła, że niestety nie nadaję się. Nie chciałam się jednak poddać. Mówiłam: "Nie wrócę do Chicago!", bo opuściłam to miejsce, by zrobić karierę. Już wyobrażałam sobie te komentarze znajomych: "Pojechała i nic nie zrobiła". Dlatego nie wróciłam. W końcu poznałam menadżerkę, która we mnie uwierzyła. I znalazłyśmy sposób na mój wygląd, co możemy z nim zrobić. Zaczęłyśmy z magazynami na całym świecie. Dziesięć lat temu dostałam główną rolę w filmie, który otworzył mi drzwi do współpracy z klientami w samej Ameryce. Gdybym odpuściła przez te pierwsze dwa lata w Los Angeles, to nie wiem, co teraz bym robiła... Pewnie mieszkałabym dalej w Chicago, miałabym dzieci, męża - może nawet innego niż Romek... Miałabym zupełnie inne życie.
Miałaś momenty zawahania, że to może nie jest ten właściwy kierunek drogi życiowej? Gdy odbijałaś się od kolejnych drzwi?
Miałam takie dni, kiedy zastanawiałam się, czy nie chcę tego na siłę. Było ciężko, bo nie zarabiałam dużo, a nie chciałam mieć drugiej pracy, bo myślałam, że jeśli będę miała kolejne zajęcie - na przykład jako kelnerka - to znaczy, że nie osiągnęłam sukcesu w show-biznesie. W końcu ludzie zaczęli się mną interesować, dostałam się do agencji i powoli zaczęło się to wszystko kręcić. Ale nawet jak były dobre momenty, to miałam myśli, że może nie będę szła dalej, bo jednak pojawia się ludzka zazdrość, plotki. Media mogą być nieprzyjemne... Wszystkim się wydaje, że ta praca jest bajkowym zajęciem. Tak, to jest piękny świat, uwielbiam to, co robię i na nic nie zamieniłabym tej pracy, ale jest też bardzo dużo negatywnych rzeczy...
Odbiły się na twoim życiu?
Ja się nauczyłam, by być bardzo silną. I powoli rodzina już staje się coraz mocniejsza. Szczególnie w Polsce, bo w Stanach Zjednoczonych media są nawet bardzo przyjemne...
A jaka jest różnica między tymi dwoma krajami z twojej perspektywy?
Jest duża różnica. W Stanach Zjednoczonych piszą bardzo pozytywnie. Wiadomo, że nieraz zdarzy się głupota, albo gdy robiłam reality show, to jakaś pani z programu coś dziwnie skomentowała i to znalazło się w artykule. Ale nie ma tak, żeby media same wymyślały negatywne historie. W Polsce to się pojawia, niestety nie wiem, dlaczego. Mama ogląda polską telewizję na satelicie, ogląda strony internetowe, czyta artykuły. Mój mąż Romek nie rozumie tego, co robią niektóre portale. Bo lubią pisać kłamstwa. Romek nie rozumie, że jest Polka, która przyjeżdża do Polski, mówi skąd pochodzi, kocha ten kraj, nie wstydzi się tego. Zamiast cieszyć się, że zrobiłam karierę, że w Polsce robię też dużo charytatywnych rzeczy, dla dzieci, dla zwierząt... Nie wiem, dlaczego niektóre portale tak się zachowują i chcą sprzedać artykuł pisząc smutne rzeczy. Jeszcze żeby to była prawda... W Stanach mam piękne życie, męża, ale lubię przyjeżdżać tutaj, bo mam też tu swoich fanów, których uwielbiam.
Przed każdą kolejną edycją programu "Top Model" wydaje się, że ci najlepsi modele i modelki zostali już wyłowieni. W trakcie okazuje się, że trafiacie na jeszcze lepsze perełki...
Zdecydowanie. Każda kolejna edycja to coraz większy poziom. Ja myślę, że kiedy ci ludzie oglądają program, to daje on im większą pewność siebie i o ile w pierwszym czy drugim sezonie nie mieliby jeszcze śmiałości, żeby przyjść na casting, to teraz mają. Widzą, że te dziewczyny, a od ostatniej edycji także i faceci, chodzą w pokazach, coś się dzieje. To daje taki napęd: "okej, nie mam nic do stracenia". I przychodzą do nas. Super jest to uczucie, kiedy myślimy, że znaleźliśmy najpiękniejszą dziewczynę, a w następnym sezonie przychodzą jeszcze lepsze. I nie tylko są piękne, ale mają też świetną osobowość. Są fajne, ambitne. Dlatego ten program się nie nudzi i w każdym sezonie mamy niespodzianki.
Pomysł, żeby dopuścić mężczyzn do programu "Top Model", okazał się dobry?
Myślę, że to był superpomysł. W poprzednim sezonie "Top Model" był nawet problem, bo pojawiło się więcej fajnych chłopaków niż dziewczyn, tylko do programu nie mogli wszyscy wejść. Byłam w szoku, bo na początku trochę się martwiłam, że chłopaki będą się wstydzić. Mieliśmy świetnych facetów, niektórzy nie przeszli dalej, ale mam nadzieję, że teraz wrócą.
Kolejna edycja programu przed nami.
Byłabym zaskoczona, gdyby nie było następnej edycji, bo jednak "Top Model" ma największą oglądalność. Ja jestem szczęśliwa, jak robię ten program, bo widzę, jak w każdym kolejnym odcinku uczestnikom coraz lepiej idzie spełnianie marzeń.
Poza modelingiem masz "plan B"?
Tak naprawdę przez całą moją karierę, przez dziesięć lat, ja nie tylko byłam modelką. Robiłam film, gram też w pokera...
Wygrywasz czy przegrywasz?
Pierwszy raz, gdy do tego zasiadłam, to wygrałam. To była charytatywna impreza i wygrałam milion dolarów dla fundacji. W ogóle nie wiedziałam wtedy, jak grać, ludzie obok mi pomagali i to był taki szczęśliwy strzał, że grając po raz pierwszy, udało mi się od razu wygrać. Od tej pory dobrze mi idzie, robię to dla celów charytatywnych, gdy zbierane są pieniądze. Ale nie wygrywam cały czas, bo to jest jednak bardzo trudna gra. Przez ostatnie 10 lat robiłam też bardzo dużo innych rzeczy. Od kilku lat już tak naprawdę nie robię modelingu, tylko bardziej sesje zdjęciowe dla konkretnych marek. Koncentruję się bardziej na telewizji, filmach.
A co będziesz robić w wieku 60 lat?
Chciałabym, tak jak Brigitte Bardot, mieć bardzo dużo zwierząt. Mam swoją fundację, ale nie mamy jeszcze miejsca dla niej. Więc może się wtedy uda (śmiech). Brigitte jest moją idolką, ogromną inspiracją. Jest niesamowitym człowiekiem, daje z siebie wszystko, by udzielać się charytatywnie. Poza tym staram się nie planować za bardzo do przodu. Bo czasami nieplanowane rzeczy wychodzą jeszcze lepiej. Żyję z dnia na dzień. Wtedy jest mniej stresu, bo nie masz takich ogromnych oczekiwań.