Miałem jeden bagaż i dżinsy, tak poleciałem na testy do Feyenoordu - mówi Jerzy Dudek, legenda Liverpoolu.
Byłem bardzo ciężko nastawiony do biegania i bramka uratowała mi karierę - to cytat. Jakim cudem 4move namówiło pana, by przebiec 50 km na Saharze podczas Runmageddonu?
Trochę się obawiałem, czy jestem w stanie w ogóle biegać. Nie chodziło o dystans, a warunki. Pamiętając moje cztery lata w Realu Madryt i te okresy lipcowo-sierpniowe, gdzie było 38 stopni, to wiedziałem, że nie będzie żartów. Tydzień przed inauguracją nie spałem. Nigdy się tak nie stresowałem. Pomogła koncentracja, odpowiednie nawodnienie. Wiedziałem ile izotonika 4move muszę wypić, by przeżyć.
Większy stres niż przed meczami?
Każdy tak czasem ma, że pojawia się u niego stres pozytywny. Przed meczami miałem dreszczyk emocji i to pomagało w koncentracji. Po pierwszej interwencji nie miałem już w sobie żadnych emocji. Czysta praca. Tak samo było na maratonie na Saharze. Czułem się tak dobrze, że chciałem skręcić na trasę 100 km. Później jednak powiedziałem sobie: „Jersey”, ty przyjechałeś przeżyć, a nie się popisywać”. Na 90 proc. wystartuję w następnym Runmageddon Sahara. I to na 100 km! Tak obiecałem.
W meczu jaki jest pana rekord?
Najwięcej 5,5 km. Biegłem nawet po piłkę za bramkę, by nabić te metry. Bramkarz biega 3-4 km. U nas liczy się prędkość i liczba sprintów.
Runmaggedon Sahara, golf w La Mandze i w innych miejscach świata, mnóstwo zaproszeń w różne miejsca na ziemi. Jerzy Dudek cieszy się życiem...
Ktoś mi powiedział, że jestem hedonistą. Zauważyłem, że im więcej ludzie narzekają, tym więcej trudnych chwil na nich spada. W trudnych momentach, zwłaszcza po ciężkich meczach, miałem chwile załamania, ale robiłem wszystko, by trwało to krótko. Od razu chciałem się poprawić. Chciałem być pozytywną osobą.
Współpracował pan z psychologiem?
Przez krótki okres, gdy w Liverpoolu mieliśmy słabszy czas. W zespole trudno o rady dla wszystkich. To bardziej sprawa indywidualna. Jeśli masz dobrego trenera, to on może być psychologiem. To może być żona, mama, brat, każda bliska osoba, która powie coś, co cię podbuduje. Myślę, że moje doświadczenia sprawiają, że mam takie podejście. Nabrałem dystansu.
Jest pan zabobonny?
Tylko trochę. Miałem swoje rytuały w szatni. Przebierałem sprzęt, zakładałem najpierw lewy but, potem prawy. I tak z każdą częścią ubioru. Przed meczem zazwyczaj szedłem do parku z żoną i dzieciakami. Relaks, wieczorem medytacja. Czasem w głowie mi pstrykało, ale przed czarnym kotem się nie wycofuję.
Potem zaczął się pan wyciszać na polu golfowym.
Zacząłem po odejściu z Liverpoolu, a przed przejściem do Realu Madryt. Później, w 2008 roku, zgłosiłem się do Polskiego Związku Golfa i od tamtej pory mam prowadzoną kartę handicapową, swój poziom gry.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień