Chcieli zarobić i odłożyć pieniądze na emeryturę, zostali oszukani przez poznaniaka? Jedna osoba straciła ponad 800 tys. zł
Dzięki inwestycjom w akcje spółek, chcieli pomnożyć pieniądze odłożone na emeryturę. Zamiast tego stracili dziesiątki, a nawet setki tysięcy złotych. Teraz przekonują, że zostali oszukani przez Piotra P., który prowadzi firmę oferującą usługi finansowe z siedzibą w Poznaniu. Mężczyzna usłyszał już jeden wyrok skazujący. Ponadto, prokuratura prowadzi wobec niego śledztwo w sprawie oszustwa na kwotę ponad 805 tys. zł.
– Straciłem oszczędności swojego życia... On tak ładnie o wszystkim opowiadał, wyglądał na osobę naprawdę uczciwą, a ja byłem głupi i ślepo mu zawierzyłem. Do dziś nie odzyskałem żadnych pieniędzy. A takich ludzi jak ja może być więcej... – mówi pan Ryszard, jedna z osób, które mogły zostać oszukane przez Piotra P. Ten do dziś prowadzi w Poznaniu firmę świadczącą usługi finansowe.
Piotr P. mający w Poznaniu firmę świadczącą usługi finansowe, może oszukiwać swoich klientów. Prokuratura prowadzi śledztwo ws. oszustwa klienta na ponad 800 tys. zł. W innej sprawie Piotra P. skazano za bezprawne obracanie instr. finansowymi. Więcej w poniedz. w @gl_wielkopolski
— Norbert Kowalski (@norkowalski) February 6, 2020
Oszczędności życia wydał na bezwartościowe akcje. Stracił ponad 800 tys. zł
Kilka miesięcy temu pan Ryszard szukał możliwości zainwestowania swoich oszczędności na emeryturę tak, by udało się jeszcze zarobić.
– Znalazłem w internecie ofertę firmy Piotra P. Przedstawiał się jako biznesmen, dzięki któremu można zarobić nawet od 16 do 35 proc. na akcjach zakładów pracy
– opowiada mężczyzna.
W kwietniu 2019 roku pan Ryszard kupił od Piotra P. kilkanaście tysięcy akcji Zakładów Mechanicznych Bumar-Łabędy oraz Tarchomińskich Zakładów Farmaceutycznych Polfa. Łącznie zapłacił za nie prawie 280 tys. zł. W czerwcu i lipcu mężczyzna kupił kolejne akcje zakładów Bumar-Łabędy za ok. 527 tys. zł. Łącznie wpłacił Piotrowi P. ponad 805 tys. zł. Jak mówi, Piotr P. miał go zapewniać, że cena akcji będzie rosła i zarobi później na ich sprzedaży.
– Za jedną akcję płaciłem średnio ok. 10 zł. Dopiero potem okazało się, że w rzeczywistości jedna akcja Bumar-Łabędy była warta zaledwie ok. złotówki, zaś w przypadku Polfy w ogóle trudno powiedzieć czy były cokolwiek warte
– wspomina pan Ryszard.
Po kilku tygodniach mężczyzna zdecydował, że chce spieniężyć akcje. – Kręcił, że nie może ich teraz sprzedać, że dopiero po roku warto sprzedawać i będzie zysk. Mówił, że na razie trzeba czekać. Zacząłem nabierać podejrzeń, kiedy przestał ode mnie odbierać telefony – opowiada pan Ryszard, który w październiku 2019 roku zgłosił sprawę prokuraturze. A ta wszczęła śledztwo w sprawie ewentualnego oszustwa oraz doprowadzenia pana Ryszarda do niekorzystnego rozporządzenia swoim majątkiem.
– Śledztwo nadal jest w toku i są wykonywane dalsze czynności – informuje prokurator Małgorzata Kręcicka, zastępca prokuratura rejonowego we Włocławku. Nie zdradza jednak więcej informacji. Nieoficjalnie udało nam się jednak dowiedzieć, że śledczy mieli już przesłuchać Piotra P. Na razie nie zostały mu postawione żadne zarzuty.
Piotr P. skazany za przestępstwo
Chociaż śledztwo w sprawie ewentualnego oszukania pana Ryszarda wciąż trwa, to Piotr P. ma już na swoim koncie wyrok skazujący w innym postępowaniu. W grudniu 2019 roku poznański sąd rejonowy na Starym Mieście uznał go winnym przestępstwa w postaci obracania instrumentami finansowymi bez wymaganej zgody Komisji Nadzoru Finansowego. Mimo że za takie przestępstwo grozi kara grzywny nawet do 5 mln zł, to Piotr P. został skazany na grzywnę w wysokości 35 tys. zł.
– 12 grudnia 2019 roku sąd rejonowy Poznań Stare Miasto ogłosił wyrok w sprawie karnej przeciwko Piotrowi P. oskarżonemu o przestępstwo z artykułu 178. ustawy o obrocie instrumentami finansowymi. Sąd uznał oskarżonego za winnego i wymierzył mu karę grzywny w wysokości 35 tys. zł. Wyrok uprawomocnił się 20 grudnia
– potwierdza Katarzyna Błaszczak z biura prasowego Sądu Okręgowego w Poznaniu.
Jako pokrzywdzona w tej sprawie występowała Komisja Nadzoru Finansowego, która już wcześniej ostrzegała wszystkich przed działalnością Piotra P. Na jej stronie internetowej Piotr P. i jego firma widnieją wśród podmiotów, do których KNF miała zastrzeżenia.
„Pomyslałem, że to dobra okazja. Nie miałem podejrzeń”
Akcje od Piotra P. kupił także pan Stanisław. W lutym 2017 roku zapłacił około 100 tys. zł za akcje Tarchomińskich Zakładów Przemysłowych Polfa (ok. 60 tys. zł) oraz Górnośląskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów (ok. 40 tys. zł). – Znalazłem go w internecie. Zapewniał, że ma korzystne warunki i można zarobić na akcjach. Pomyślałem, że to dobra okazja. Nie miałem żadnych podejrzeń. Umówiliśmy się, spotkaliśmy i kupiłem akcje za 100 tys. zł – opowiada pan Stanisław.
Po dwóch latach pan Stanisław zadzwonił do Piotra P. z informacją, że chce sprzedać akcje.
– Kiedy je kupowałem, mówił, że po dwóch latach będzie można na nich zarobić nawet 35 proc. i że pomoże mi sprzedać kupione akcje
– mówi pan Stanisław.
I dodaje: – Piotr P. mówił, że owszem, można sprzedać akcje, ale najpierw musi znaleźć kupca, że da mi znać itp. Tak naprawdę mnie zbywał i ciągle mówił, że szuka kupca. W końcu stanęło na tym, że sam ode mnie odkupił wszystkie akcje przedsiębiorstwa wodociągów za 40 tys. zł. Nadal nie odzyskałem jednak pieniędzy za akcje Polfy.
Pan Stanisław zgłosił sprawę do Komisji Nadzoru Finansowego oraz prokuratury. – KNF poinformowała mnie, że wie o tej firmie, a prokuratura wszczęła śledztwo. Później dowiedziałem się, że zakończyło się ono aktem oskarżenia, ale jako pokrzywdzony nie występowałem ja, ale właśnie Komisja Nadzoru Finansowego, zaś w grudniu zapadł wyrok (o którym informowaliśmy kilka akapitów wyżej – dod. red.) – opowiada.
„Byłem wkurzony. W praktyce te akcje są bezwartościowe”
Z kolei we wrześniu 2019 roku na ogłoszenie Piotra P. w internecie trafił pan Andrzej, który chciał zapłacić ponad 40 tys. zł za akcje Huty Łabędy. – Mówił mi, że jedna akcja miała być warta ok. 10 zł. Potem się okazało, że to nieprawda – wspomina pan Andrzej.
I dodaje:
– Zanim zapłaciłem, chciałem upewnić się, że te akcje są faktycznie wydane i tyle warte. W hucie potwierdzili mi, że akcje są, ale nie chcieli podać ich wartości. Powiedziałem więc Piotrowi P., że kupię akcje, ale chcę potwierdzenia na piśmie, że są warte nie mnie niż 9,6 zł. Z kolei on stwierdził, żeby pisać do firm.
Ostatecznie pan Andrzej zapłacił ponad 40 tys. zł za akcje, a niedługo później otrzymał odpowiedź od Huty Łabędy, że jedna akcja warta jest... zaledwie złotówkę. – Byłem wkurzony. Próbowałem dzwonić do P., ale nie odbierał telefonów. Od tego momentu nie mam z nim żadnego kontaktu – mówi pan Andrzej. Mężczyzna zgłosił już sprawę policji.
– W praktyce te akcje są przecież bezwartościowe. Czuję się oszukany tym bardziej, że obiecywał mi zysk na akcjach nawet o 38 procent – opowiada pan Andrzej.
Chcieliśmy także porozmawiać z samym Piotrem P., lecz, mimo kilkukrotnych prób, nie udało nam się z nim skontaktować. Z kolei jego obrońca stwierdził jedynie, że nie udziela informacji o sprawach, które prowadzi jego kancelaria.