Chcielibyśmy mieć te same prawa i możliwości co Niemcy w Polsce
Rozmowa z Wiesławem Lewickim, wiceprezydentem Europejskiej Unii Wspólnot Polonijnych i dyrektorem Konwentu Organizacji Polskich w Niemczech EWIV.
Uczestniczył pan w środę w Opolu w debacie - razem z przedstawicielami mniejszości niemieckiej w Polsce - z okazji 25-lecia polsko-niemieckiego traktatu. Co ten dokument zmienił w sytuacji Polaków w Niemczech?
Był bardzo ważny, bo wyraźnie powiedział, że jesteśmy. W Republice Federalnej istniały wcześniej dwie organizacje historyczne: Związek Polaków w Niemczech (spod znaku Rodła) i Zgoda, o której mówiono, że uznaje władze PRL w Warszawie. Rok 1991 i traktat przyniósł rozkwit polskich organizacji - kulturalnych, sportowych, nastawionych na nauczanie języka polskiego. Wszystkie liczyły nie tylko na formalną akceptację działalności, ale także na dofinansowanie przez stronę niemiecką, bo traktat to obiecywał na równi mniejszości niemieckiej w Polsce i nam.
Niektórzy tę symetrię negują, bo mniejszość niemiecka na Opolszczyźnie mieszka w miejscu swego pochodzenia (granice się przesunęły). Polacy w Niemczech to jednak głównie imigranci zarobkowi.
Tak mówią ci, którzy nie znają historii. Polacy, którzy z Poznania znajdującego się pod zaborem niemieckim emigrowali do Westfalii za pracą, też nie przekraczali granic.
To prawda, ale tzw. Polonia Westfalska jest dziś w większości zasymilowana w Niemczech. A ci, którzy czują się naprawdę Polakami, w większości przyjechali o wiele później.
Jeszcze dziś w Berlinie mieszkają ludzie, którzy należeli do Związku Polaków w Niemczech. Nikt im prawa do bycia mniejszością nie powinien odbierać. Co nie znaczy, że wszyscy uzurpujemy sobie prawo do bycia mniejszością narodową. Ale chcemy bardzo być traktowani tak samo jak Niemcy w Polsce.
Czego wam najbardziej brakuje?
Nie mamy powszechnego prawa do nauczania języka polskiego. W niektórych szkołach ono jest, ale tych szkół jest zbyt mało. Nie pomaga nam to, że system edukacji w Niemczech nie jest federalny, tylko landowy. Z każdym landem musimy się układać osobno, choć traktat został podpisany na poziomie federalnym. Po rozmowach polsko-niemieckiego okrągłego stołu mówi się o tzw. koszyku 300 euro na jednego ucznia rocznie na naukę polskiego. Przy tej liczbie uczniów, jakich mamy w Niemczech, byłby to koszt rzędu 1-1,5 miliona euro. To o wiele mniej niż Polska wydaje na mniejszość niemiecką. No i nie mamy żadnej dotacji na media.
Nie ma polskich mediów w Niemczech?
Są komercyjne, które składają się głównie z ogłoszeń i przedruków z prasy polskiej. Ale to nie jest prasa polonijna. Media polonijne same się finansują. Mają niskie nakłady - do 5 tysięcy egzemplarzy - często upadają, bo na honoraria dla dziennikarzy pieniędzy brakuje, a media robione przez amatorów tracą poziom i odbiorców.
Co się udało wam uzyskać przy okrągłym stole polsko-niemieckim?
Utrzymaliśmy prawo do grantów na projekty kulturalne dla Polonii w wysokości 300 tys. euro. Zgłaszało się po nie wiele niemieckich instytucji, np. teatr, który wystawiał Mrożka. Zabiegamy, by były to pieniądze tylko dla organizacji polonijnych. Przy okrągłym stole wywalczyliśmy kolejny grant - 300 tys. euro - na powstanie centrum dokumentacji Polonii w Bochum. Realizujemy go we współpracy z Muzeum Landowym Lippen. Dzięki temu powstał bardzo dobry portal internetowy Porta Polonica dokumentujący wszystkie miejsca, gdzie Polacy w Niemczech są i działają. Ja sam prowadzę portal Polonia Viva który informuje o bieżących wydarzeniach. Wreszcie, w Berlinie działa biuro Polonii kosztem 50 tys. euro rocznie, a w poszczególnych landach pełnomocnicy do kontaktu z Polonią. Działa to lepiej lub gorzej.
Republika Federalna wyda w 2017 roku 2 mln euro na struktury mniejszości niemieckiej w Polsce. Polonia korzysta ze wsparcia państwa polskiego?
Budżet dla Polonii na świecie jest dostępny przy Senacie RP. Możemy składać tam wnioski. Nie wiem, ile tych pieniędzy spływa do Niemiec, ale na pewno nie my jesteśmy priorytetem, ale Polonia na Wschodzie.