Chłopaki w dzwonach chcą znów grać
Lombard śpiewał „Przeżyj to sam”, Prefect - „Autobiografię”, a chłopaki z Veramidu - „Dzwon”. Nawet dzisiaj fajnie brzmi ten kawałek. Tym bardziej że jest o ich życiu sprzed 40 lat.
Z komputera leci muzyka. Żadne znane utwory. Typowy bluesu. Słychać dobre brzmienie gitary. I słowa, które trafią także do współczesnej młodzieży.
Ta muzyka, sprzed 20 lat miała ukoić ich ból. Jako nastolatkowie mieli inne pomysły, chcieli innego życia. Młodzieńczy bunt zatopili w bluesie. Dziś członkowie zespołu „Veramid”, to panowie po 40. Ojcowie, mężowie, wykonują poważne zawody. Aż trudno uwierzyć, że Piotr Lewandowski, policjant z Komendy Powiatowej Policji w Radziejowie i radny gminy Osięciny, nosił spodnie dzwony, nieco dłuższe włosy, jeździł Junakiem - którego ma do tej pory - i grał na gitarze basowej.
Życie bolało jak zepsuty ząb
- Założyliśmy zespół (Mariusz Cybertowicz, Jan Będkowski, Tomasz Paszkowski,Wojciech Dalesiński i Grzegorz Małecki, Piotr Lewandowski - red), bo wszyscy kochaliśmy muzykę. Dorastaliśmy w kraju, gdzie wszystko było na kartki. W latach 90. nie było lepiej. Nasz ból chcieliśmy uśmierzyć muzyką -wyjaśnia Piotr Lewandowski. - Stąd też pomysł na nazwę zespołu.
Veramid to tabletki na ból zęba. Jak mówi gitarzysta zespołu, kiedy boli ząb, chory jest cały organizm.
Szóstka przyjaciół ze szkoły nie liczyła na wielka karierę, grali tylko dla siebie i swojej wiernej, miejscowej publiczności. Zespół założyli w Osięcinach po namowach Jana Cybertowicza, taty jednego z członków „Veramidu”. - Tata Mariusza namawiał nas na granie. I tak to się zaczęło - mówi pan Piotr. Można dodać, że obecnie Mariusz Cybertowicz jest lekarzem.
Teksty i muzykę układali sami.
- Nie graliśmy żadnych coverów, tylko swoje utwory - wyjaśnił gitarzysta. - Jeden z utworów kolega poświecił mi.
Moda na dzwony
Teksty pisał Wojciech Dalasiński, pierwszy wokalista zespołu. Później jego miejsce zajął Tomasz Paszkowski, by Wojtek mógł poświęcić się tylko tworzeniu. Utwór „Dzwon” to całkiem fajny kawałek. Opowiada o chłopaku, który jeździł motocyklem i nosił spodnie dzwony. - Taki byłem, a Wojtek, którego znałem od dziecka stwierdził, że napisze o mnie piosenkę - wspomina Piotr Lewandowski.
Panowie napisali około 10 utworów o młodzieży, o jej problemach, o zagrożeniu jakie niosą narkotyki, o bólu, o tym, że szczęściem jest znalezienie własnej pasji.
Na początku grali w garażach. Później „Veramid” przeniósł się na deski osięcińskiego Domu Kultury. Tam zaczęły się próby z prawdziwego zdarzenia, z lepszym sprzętem mogli więcej zdziałać. - Mieliśmy tylko instrumenty, które kopiliśmy za długo odkładane kieszonkowe - dodaje nasz rozmówca.
Byli samoukami, nie chodzili do szkół muzycznych. Zresztą to nie było ważne, liczyła się pasja. Nie można jednak powiedzieć, że nie mieli talentu.
Pierwszy koncert
Po roku zaczęli przygotowywać się do koncertu. Ręcznie robili zaproszenia, stroili salę. Fanek im nie brakowało.
- Podobała mi się jedna sąsiadka. Postanowiłem zanieść Agnieszce zaproszenie osobiście. Na szczęście przyszła na koncert, a po roku została moją żoną - dodaje pan Piotr.
Teraz mają dwójkę dzieci. Syn Jakub, poszedł w ślady taty, gra na perkusji w osię- cińskiej orkiestrze dętej i kocha muzykę.
Niestety „Veramid” grał tylko do 1994 roku. Panowie skończyli szkoły średnie i wyjechali, a to w oszukiwaniu pracy, a to na studia. - Na początku marzyłem o tym, by zostać leśniczym. Później wojskowym. Nici wyszły z noszenie zielonego munduru. Włożyłem niebieski - przyznaje ze śmiechem pan Piotr.
Pracuje w dziale przestępczości gospodarczej, jest także przewodniczącym Związku Zawodowego Policjantów oraz radnym w gminie Osięciny.
- Rozpoznawanie problemów lokalnej społeczności zostało mi do tej pory. Wtedy przelewaliśmy je na papier i śpiewaliśmy. Od zawsze lubiłem słuchać i pomagać w rozwiązywaniu różnych spraw - wyjaśnia pan Piotr. - Starsi mieszkańcy znają nas z zespołu. Wiele osób kojarzy mnie z gitarą basową, nie z teczką radnego.
Prężnie działa w związkach skupiających pasjonatów. Liczne turnieje, zawody w tym wędkarstwie - bo uwielbia łowić ryby. Teraz ma pomysł na założenie klubu „Niebieskie serce”. Członkowie klubu - policjanci, choć nie tylko, oddawać będą krew potrzebującym.
Dawne dzieje
W niebieskim mundurze niczym nie przypomina chłopaka z „Veramidu”.
- Pozostała pasja do muzyki i motocykl. Mój junak z lat 60. to moja wielka miłość. Kupiłem go jako dziecko za grosze. Teraz wyremontowałem i jest jak nowy. Nie wiem, czy go sprzedam, myślę o zostawieniu go synowi - dodaje.
Został motocykl, miłość do muzyki, nie ukrywa, że ze skrzyni wygrzebałby dzwony. -Tylko czy się w nie zamieszczę, to było kilkadziesiąt kilogramów temu! - uśmiecha się. Panowie, choć w różnych zakątkach świata, ponownie spotkali się dzięki portalom społecznościowym. Myślą o zagraniu jeszcze jednego koncertu. Mieszkańcy Osięcin czekają z niecierpliwością.
Na razie wspólnie - przez internet - słuchają utworów nagranych na płytę i oglądają nagrane na kasatę VHS swoje występy.