Niebawem przyjdzie się Marii Niklińskiej po żegnać z serialem „Klan”, dzięki któremu zdobyła wielką popularność. Nie żałuje tego jednak - i angażuje się w nowe przedsięwzięcia, bo jest nie tylko aktorką, ale również piosenkarką.
To smutna wiadomość dla wszystkich wielbicielu „Klanu”. Oto tak przez nich lubiana Agata, córka Gabrieli Wilczyńskiej (Laura Łącz) i jej partnera, Jacka (Tomasz Bednarek), niebawem będzie musiała... umrzeć. Stanie się to w wyjątkowo poruszający sposób - przy narodzinach jej pierwszego dziecka, które przyjdzie na świat drogą cesarskiego cięcia. Tym samym Agata, która już kilkakrotnie poroniła, wreszcie da życie córce - ale, niestety, nie będzie się mogła nim cieszyć. Tak wymyślili scenarzyści nowych odcinków „Klanu”, które obejrzymy tej jesieni. A oznacza to, że grająca rolę Agaty Maria Niklińska pożegna się na zawsze z serialem.
- To był wspaniały czas. Życie jednak potrzebuje zmian, ja również. W planach mam wiele nowych projektów, właśnie odbyła się premiera musicalu, w którym gram - powiedziała Plejadzie Maria Niklińska. - Dużym przeżyciem było dla mnie poznanie wielu wspaniałych aktorów, choćby Tomasza Stockingera czy Izabeli Trojanowskiej, która była moją idolką, także muzyczną. Poza tym poznałam rewelacyjną ekipę techniczną, produkcję, reżyserów czy panie sprzątające. To byli wspaniali, oddani pracy ludzie - dodała aktorka.
Pod opieką dziadków
Marysia przyszła na świat w 1983 roku jako dziecko popularnej prezenterki telewizyjnej Jolanty Fajkowskiej. Jej mama rozpoczynała wtedy karierę - i rozkręcała z kolegami i koleżankami tak popularny do teraz „Teleekspres”. Zależało jej zatem na pracy - dlatego siłą rzeczy nie miała zbyt wiele czasu dla swej pociechy. Dlatego zajmowali się nią głównie jej rodzice - czyli dziadek i babcia Marysi.
Dziadek, który jest historykiem, zabierał wnuczkę na wycieczki po Warszawie i opowiadał o dziejach miasta. Stąd dziewczynka poznała wszystkie pomniki i muzea w mieście. Babcia natomiast pracowała jako nauczycielka języka polskiego w szkole. Dlatego zadbała, aby wnuczka poznała najpiękniejsze dzieła naszej literatury.
- Mama dużo pracowała. Ale zawsze znalazła chwilę, żeby się ze mną pobawić czy porozmawiać. To jednak dziadek nauczył mnie samodzielności. Kiedy miałam siedem lat, uparłam się, że jestem już na tyle duża, że pójdę do szkoły sama. I poszłam, ale dziadek szedł kilkadziesiąt metrów za mną i nie spuszczał mnie z oczu, o czym ja oczywiście nie wiedziałam - wspomina w „Przyjaciółce”.
Dwie rodziny
Wszystko to dlatego, że popularna prezenterka rozstała się ze swoim mężem - w efekcie czego Marysia poznała ojca dopiero, gdy była już na studiach. Nie chciała oceniać decyzji rodziców, tylko ułożyć sobie relacje z ojcem na nowo.
- Zadzwoniłam. Ucieszył się. Mówił, że czekał na ruch z mojej strony, nie chciał się narzucać. Wiedział, że mam poukładane życie z mamą i ojczymem. Bałam się spotkania z nim, moimi przyrodnimi siostrami. Dziś mają 13 i 19 lat. Zastanawiałam się, czy może są do mnie podobne. Starsza Joasia, mimo że jest blondynką, bardzo mnie przypomina. Rzadko się widujemy, bo one mieszkają za granicą. Ale jest między nami bliskość, chociaż nie spędziłyśmy ze sobą dzieciństwa - opowiada w „Gali”.
Telewizyjna gwiazda
Kiedy czasem dziadek i babcia nie mogli zostać z Marysią, mama zabierała ją do telewizji. Los chciał, że akurat szukano utalentowanych dzieci do nowego programu - „5-10-15”. Dziewczyna spróbowała pokazać się przed kamerą - i przez następne osiem lat prowadziła audycję, stając się młodzieżową idolką w całej Polsce. W efekcie nie dość, że już jako nastolatka pracowała z dorosłymi, to z czasem dorównała popularnością mamie. To sprawiło, że szybko się usamodzielniła.
- Miałam czas buntu. Kilka lat temu chciałam się odciąć od mamy. Denerwowało mnie, kiedy ktoś podkreślał, że jestem jej córką. Chciałam wszystko zawdzięczać sobie oraz uniknąć posądzeń, że podpieram się nazwiskiem mamy. Miałam 18 lat, kiedy wyprowadziłam się z domu, czułam wtedy ogromną potrzebę niezależności.
Wynajmowałam mieszkanie z przyjaciółmi, razem gotowaliśmy, robiliśmy zakupy, chodziliśmy na imprezy. Nabrałam do wielu spraw dystansu
- deklaruje w „Gali”.
Zarażona wirusem HIV
Marysia zadebiutowała w filmie mając zaledwie piętnaście lat - w serialu „Tajemnica Sangali”. Nic więc dziwnego, że jeszcze przed maturą trafiła na plan „Klanu”, by wcielić się w rolę Agaty.
Pamiętam pierwszy dzień na planie „Klanu”. Było to dla mnie ogromne przeżycie i same myśli o tym napawają mnie nostalgią.
Jak zaczynałam grę w serialu, byłam jeszcze w szkole. Moi koledzy i koleżanki oglądali mnie na ekranie i śledzili moje historie. Te często były dramatyczne i niebezpieczne, jak na przykład to, że mój serialowy partner był zarażony wirusem HIV. Wielu widzów brało to bardzo na serio i niekiedy dochodziło do sytuacji, że ludzie podchodzili do mnie na ulicy i potrafili ostrzegać mnie przed różnymi rzeczami - tłumaczy w Plejadzie.
Dwa lata temu Maria zadebiutowała jako piosenkarka. Było przy tym, sporo medialnego szumu - bo w teledysku do promującej płytę piosenki zagrała zakonnicę, która... zrzuca habit i oddaje się lesbijskiej miłości.
- Byłam tak mocno zaangażowana w proces twórczy teledysku, że nie zastanawiałam się tak bardzo nad tym, jak zostanie on przyjęty. Bo ja nie jestem produktem. Tworzę oczywiście dla słuchaczy, ale jestem autentyczna. Skupiam się więc na tym, aby wyrazić to, co chcę w jak najciekawszy sposób - wyjaśnia w Onecie.