Chodzi o postawienie opozycji pod ścianą [rozmowa]
Rozmowa z prof. RYSZARDEM BUGAJEM, byłym posłem i doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego o referendum konstytucyjnym.
- Propozycja prezydenta w sprawie referendum konstytucyjnego była dla Pana zaskoczeniem?
- Nie jestem pewien, czy w istocie chodzi o konstytucję, czy o zainteresowanie problemem elektoratu i wypchnięcie opozycji na ślepy tor, jako tych, którzy nie chcą zmienić „postkomunistycznej” konstytucji. Nawiasem mówiąc odpowiedź opozycji była bardzo niefortunna i doskonale wpisuje się ona w ten zamysł. Trzeba było odpowiedzieć: dobrze przejrzymy wasze projekty, dołączymy do komisji, ale zacznijcie najpierw przestrzegać konstytucji. Bo ta konstytucja - a mówię to jako człowiek uczestniczący w jej uchwaleniu - rzeczywiście jest obarczona pewnymi wadami i warto byłoby ją skorygować.
- W jaki sposób?
- Konstytucja powstała jako kompromis. Jedną z najbardziej spornych kwestii był ustrój samorządu. Pozostał zapis o gminach, ale nie ma zapisu o powiatach. UW i SLD chciały zapisu o trzystopniowym podziale, ale sprzeciwiało się temu PSL. Paradoksalnie jednak to PSL obsiadło dziś mocno powiaty i zażarcie ich broni.
- Na nieokreślenie funkcji prezydenta narzekają wszyscy.
- A ja nie podzielam tego poglądu. Nie widzę powodu, abyśmy musieli wybierać pomiędzy ustrojem prezydenckim i gabinetowo-parlamentarnym. Uprawnienia polskiego prezydenta uważam za wystarczające. Wybierany w wyborach większościowych prezydent jest dziś dobrym uzupełnieniem dla parlamentu, w którym prawie zawsze rządzi największa mniejszość. PiS miało przy niskiej frekwencji 38 proc. głosów. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że jeszcze mniej reprezentatywny był parlament kadencji 1993-1997, w którym uchwalano konstytucję. Wówczas ponad 30 proc. głosów padło na różne partie prawicowe, które nie uzyskały 5 proc. Jeśli widzę sens zmian w konstytucji, to dotyczyłyby one Senatu, który pełni dziś rolę gorszej izby parlamentu poprawiającej przecinki. Chciałbym, aby druga izba miała w swoich kompetencjach nadzór nad niepolitycznymi instytucjami. Sensowne byłoby, aby decyzje o ich obsadzie podejmowali m.in. byli prezydenci, premierzy, prezesi trybunału, czyli osoby, dla których ważne są nie doraźne cele polityczne, ale ciągłość państwa.
- Wróćmy do referendum. Uważa Pan, że PiS może podjąć próbę zmiany konstytucji bez większości konstytucyjnej?
- Nie sądzę, aby PiS się na to odważyło, bo to wymagałoby już zupełnie jawnego złamania obecnej konstytucji, która przewiduje przecież jasny tryb uchwalania zmian. Bardziej realny wydaje mi się inny scenariusz: zadane zostaną dość tendencyjne pytania, co - przy wsparciu medialnym pozwoli uzyskać pozytywny rezultat w referendum. Nowy projekt konstytucyjny - formalnie zgodny z wynikiem referendum - zostanie przedstawiony opozycji z pytaniem - czy ta akceptuje wynik referendum? W ten sposób opozycja zostanie postawiona pod ścianą.