Chorzy na wolontariat jadą tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Zamiast spędzać wakacje na złotych, słonecznych plażach, pakują medyczny sprzęt i lecą do miejsc, gdzie ludzie czekają na ich pomoc. Przyznają, że to uzależnia.
Wzięła ze sobą dwie walizki. Pierwsza, ta ze sprzętem dla szpitala w Dakarze, została w Senegalu na zawsze. Ale nie tylko ona. Barbara Wójcik zostawiła tam coś więcej. - Pewien misjonarz powiedział mi, że jak raz wyjadę do Afryki, to wrócę bez kawałka serca. I tak się stało. Basia ma 27 lat, pochodzi z Tarnowa. Żeby pojechać z Polską Misją Medyczną, wzięła trzytygodniowy urlop. Nie żałuje.
Basia
Nie miała w rodzinie tradycji lekarskich. Była pierwszą, która tuż po zdaniu matury złożyła papiery na studia medyczne w Krakowie. Gdyby zapytać Basię dlaczego, pewnie zaczęłaby opowiadać o przygodzie, która zaczęła się dużo wcześniej i była jedną z ważniejszych w życiu. Tą przygodą był wolontariat. - W podstawówce znajomi przekonali mnie do wyjazdu na „Misyjne Wakacje z Bogiem”. Tam spotkaliśmy misjonarzy i poznaliśmy historię krajów, w których pracowali, głównie Afryki oraz Ameryki Południowej. Zostało mi to w głowie - wspomina. - Postanowiłam, że i ja coś muszę dla tych ludzi zrobić.
Szybko okazało się, że równie zdeterminowanych osób w Tarnowie jest jeszcze kilka. Tak powstało stowarzyszenie „Inicjatywa Młodzi Misjom”, które w tym roku obchodzi 10-lecie istnienia. - Działa w podobny sposób jak Polska Misja Medyczna, ale w ramach Kościoła katolickiego, poprzez współpracę z misjonarzami - tłumaczy Basia Wójcik, która przez lata była jego prezesem. W jej przypadku nie skończyło się tylko na wspieraniu potrzebujących z poziomu wygodnego domu i pracy. Do Republiki Środkowoafrykańskiej, do wioski Bagandou na południu kraju, pojechała dwukrotnie.
- Rodzice nigdy nie mówili „nie”, nawet gdy w mojej głowie rodziły się szalone pomysły. Tak więc, kiedy zakomunikowałam im, że lecę do Afryki, z ich strony padło kilka pytań, ale nie było płaczu, zakazów - opowiada. Na miejscu pomagała tarnowskim misjonarzom, a po powrocie rozpoczęła zbiórkę darów. Ośmiometrowy kontener wypełniony po brzegi sprzętem medycznym, opatrunkami oraz szkolnymi przyborami udało się dwukrotnie wysłać do maleńkiej wioski w Afryce.
Praca w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie spowodowała, że Basia musiała pożegnać się z funkcją prezesa w tarnowskim stowarzyszeniu. Nową afrykańską przygodę rozpoczęła już z PMM. - W Senegalu prowadziłam między innymi szkolenia z zakresu resuscytacji noworodków - wspomina. Uczyła nie tylko pielęgniarki i położne, ale również matrony. - To kobiety wybierane spośród wiejskich społeczności, które mają pomagać podczas porodów domowych - tłumaczy. Tarnowianka w Afryce widziała niejedno. - Widziałam też, jak ludzie potrafią sobie radzić. Kiedy nie było możliwości włączenia autoklawu, czyli urządzenia do sterylizacji, narzędzia operacyjne czyściło się podpalanym spirytusem - opowiada.
Na razie czeka na kolejny wyjazd. Może dłuższy. - Trzeba być chorym na wolontariat, żeby robić takie rzeczy - uśmiecha się.
Wojtek
„Janek, weź mu to wybij z głowy” - tak krzyknęła mama Wojtka do męża, kiedy usłyszała, że syn chce jechać do szpitala w Kenii. Nie udało się wybić. Wojtek Sierocki, 22-letni student medycyny, postawił na swoim. - Miałem już dość suchej teorii - opowiada. - Byłem po drugim roku studiów i miałem kryzys. Szukałem możliwości, by robić coś więcej.
Dlatego wraz z przyjacielem postanowili spędzić wakacje inaczej niż zwykle. Kilkutygodniowy wolontariat do Muthale Mission Hospital w południowej Kenii okazał się strzałem w dziesiątkę. Pomagali jak mogli. Dzielili się z personelem szpitalnym swoją wiedzą, prowadzili szkolenia z zakresu higieny i pierwszej pomocy, a nawet malowali płot szpitala.
Po powrocie do Polski Wojtek chciał wrócić do Kenii, ale z konkretnym planem działania. I tak trafił na PMM. - Napisaliśmy projekt o dofinansowanie wyjazdu wolontariuszy ze środków MSZ. I udało się - opowiada.
Do szpitala Muthale wrócił podczas ostatnich wakacji z dwoma wolontariuszami. Prowadzili szkolenia dla kobiet ciężarnych i położnic. - Afryka jest w miarę dobrze wyposażona w leki. Problemem jest to, że pielęgniarki po zdobyciu wykształcenia odchodzą do lepiej płatnych szpitali - tłumaczy. Tracą na tym pacjenci zwłaszcza na wsiach. - Dla kontrastu nie brakuje tam lecznic wybudowanych za miliony dolarów z pomocy zagranicznej. Świecą pustkami, ponieważ miejscowi nie mają do nich zaufania - opowiada. Uderzyła go przepaść między biedną większością a bogacącą się mniejszością Kenijczyków. - Ci drudzy widzą w Europejczykach tylko źródło zarobku lub okazję do kolejnego interesu. To wszystko nie zniechęciło Wojtka. - Będę tam wracał - zapewnia.
Małgosia
To nie była iskra. Ani żaden przełomowy moment. Potrzeba wolontariatu dla Małgorzaty Olasińskiej-Chart była od zawsze tak naturalna jak oddychanie. - Moi rodzice i dziadkowie od zawsze pomagali innym. Nauczyłam się tego od nich - wspomina 50-latka z Krakowa. Dla pracy w organizacjach pozarządowych zostawiła własny biznes. Dziś na jej osobistej mapie są: Bałkany, Kuba, Argentyna, Sudan Południowy, Ukraina, Irak. Wszędzie tam mogła pomagać. Najpierw w ramach Polskiej Akcji Humanitarnej, a obecnie z logo PMM na koszulkach.
Po latach doświadczenia w projektach i koordynacji pomocy, krakowianka stała się profesjonalnym trenerem na misjach humanitarnych. Jako jedyna w Polsce może tytułować się prestiżowym certyfikatem brytyjskiej organizacji RedR UK. Zdobytą wiedzę przekazuje teraz w okręgu Kolay w irackim Kurdystanie, gdzie koordynuje projekt PMM.
Dzięki niemu pomoc medyczna przyjeżdża prosto do mieszkańców i uchodźców. Ułatwiają to dwie mobilne kliniki, które cyklicznie objeżdżają 36 wiosek zamieszkanych w sumie przez kilka tysięcy osób. Na pokładzie każdej z przychodni na kółkach znajdują się m.in. lekarz, farmaceuta i pielęgniarka. - Zaczynamy po południu, bo wtedy lekarze kończą swoją pracę w szpitalach. O naszej wizycie w wiosce zawiadamiany jest muhtar, odpowiednik wójta, który następnie przekazuje tę informację mieszkańcom - opowiada 50-latka. Zazwyczaj ustawia się długa kolejka, głównie kobiet i dzieci. Lekarze przeważnie mają do czynienia z przypadkami chorób bakteryjnych oraz różnego rodzaju infekcji skóry. Po szybkiej diagnozie, do pacjentów trafia partia bezpłatnych leków, którymi zapełniony jest bagażnik mobilnej kliniki.
Najciężej chorzy są transportowani do szpitala w mieście Chanakin. Jego wyposażenie w sprzęt medyczny i materiały higieniczne również wspiera PMM. - Poza środkami jednorazowego użytku kupiliśmy aparaturę dla miejscowego SOR-u, m.in. defibrylator, kardiograf i aparaty tlenowe - wylicza Małgo-rzata. Przekazuje również wiedzę z zakresu higieny w obozie dla uchodźców Al Wand 1, gdzie mieszka około 6 tys. osób. - Każda z nich co miesiąc dostaje od nas zestawy higieniczne, m.in. z proszkiem do prania, kostkami mydła oraz pastą do zębów - wyjaśnia.
Jeździ do Iraku średnio co trzy miesiące. Najbardziej wówczas tęskni za mężem, dwójką dorosłych dzieci i pięcioma zwierzakami. Wszystkie znajdy. Wśród nich pies Mary uratowana z Sudanu Południowego i kot Sasza ze wschodniej Ukrainy. - Chciałabym, żeby moja córka pojechała wkrótce jako wolontariuszka na jedną z naszych misji. Ma dużą empatię i potrafi świetnie pracować z ludźmi w różnym wieku - opowiada Małgorzata i pisze kolejny projekt. Tym razem z pomocą dla mieszkańców Etiopii.
***
Polska Misja Medyczna to krakowska organizacja humanitarna, która stara się zapewnić profesjonalną opiekę zdrowotną w miejscach dotkniętych przez biedę, katastrofy naturalne i wojnę. Pomaga m.in. w Indiach, Papui Nowej Gwinei, na Ukrainie oraz Haiti. Poza zapewnianiem opieki medycznej, pracownicy i wolontariusze PMM (ok. 50 osób) szkolą miejscowy personel oraz wyposażają szpitale. PMM można wesprzeć na stronie pmm.org.pl lub wpłacać na konto nr 62 1240 2294 1111 0000 3718 5444.