Chrześcijanie kontra i muzułmanie w dziejach
Rywalizacji nie można było uniknąć. Mimo to wyznawcy obu religii, częściej niż nam się wydaje, współpracowali. Pamiętamy jednak walki. Rozmowa z prof. Andrzejem Małkiewiczem, wykładowcą na Uniwersytecie Zielonogórskim, badaczem relacji międzykulturowych.
- Czy między chrześcijaństwem a islamem musiało dojść do rywalizacji?
- Musiało, bo każda z tych religii chciała być ogólnoświatową i jedyną w świecie. Musiało też dlatego, paradoksalnie, że między chrześcijaństwem i islamem istnieje wiele podobieństw: wiara w jednego Boga, w życie po śmierci i nagrodę lub karę za postępowanie w życiu doczesnym. Systemy wartości obu religii są nietożsame, ale zbliżone. I właśnie dlatego tak często dochodziło do rywalizacji między nimi.
- O ile wiem, konflikty wcale nie były większe niż z innymi religiami, choćby z hinduizmem czy religiami pogańskimi.
- Oczywiście, że tak. Przypomnę, że islam wprost nakazuje, by pogan stawiać przed wyborem: nawrócenie lub śmierć, choć od kilku wieków nakaz ten nie jest respektowany. Wcześniej poganie w krajach muzułmańskich padali ofiarami ludobójstwa. Chrześcijan i żydów muzułmanie mieli za zadanie nawracać, ale opornych tolerować. Wśród chrześcijan nigdy nie było tak wyraźnych zaleceń, niemniej historia pokazuje, że pogan poddawano często brutalnym represjom, traktując ich gorzej niż muzułmanów. Zwracam też uwagę na inną ważną kwestię: wewnętrzne konflikty pomiędzy odłamami muzułmanów i chrześcijan były na ogół znacznie bardziej krwawe niż z wyznawcami innej religii. I tak, katolicy i prawosławni czy katolicy i protestanci stoczyli między sobą wiele okrutnych wojen. Dziś zaś najbardziej krwawe są spory między szyitami i sunnitami. Na przykład bojówkarze ISIS masowo eksterminują szyitów. Chrześcijanie w tym konflikcie stanowią tylko niewielką część ofiar.
- W swojej książce „Chrześcijanie i muzułmanie w rozwoju dziejowym” (wydawnictwo Petrus) zwraca Pan uwagę, że choć konfliktów nie brakowało, to zdecydowanie przeważała współpraca między wyznawcami obu religii. Jakie najważniejsze osiągnięcia zawdzięczamy tej współpracy?
- W średniowieczu kultura Europy odrodziła się dzięki wpływom arabskim, głównie z muzułmańskiej Andaluzji. Za ich pośrednictwem odkryto na nowo antyczną filozofię i naukę, wiele dzieł starożytnych przetrwało dzięki bibliotekom arabskim, bo w Europie wszystkie egzemplarze przepadły. Arabowie nie tylko przechowali, ale rozwinęli starożytną matematykę. Używamy cyfr arabskich, posługujemy się algorytmami, wiele pojęć matematycznych wywodzi się od muzułmanów. Podobnie jest w przypadku astronomii, medycyny i innych nauk. Dostarczyli wielu wzorców w zakresie sztuk plastycznych, muzyki. Od nich zapożyczyliśmy gitarę, papier, cukier, kawę i wiele bakalii. Ostatnim wynalazkiem przywiezionym z Bliskiego Wschodu (w XVIII wieku) były szczepienia przeciw chorobom, choć zapożyczone z Chin.
- A w drugą stronę?
- Dziś muzułmanie zapożyczają odkrycia naukowe i wynalazki techniczne z krajów chrześcijańskich, my zaś w ten sposób niejako „spłacamy dług”, bo przez wiele wieki zadłużaliśmy się u nich. Wolimy jednak w popularnych podręcznikach historii nauki i filozofii opisywać europejskich uczonych i wynalazców, a tylko w specjalistycznych piszemy, skąd zaczerpnęli swe idee.
- Czy mity na temat funkcjonowania obu religii były mocno obecne od wczesnego średniowiecza i czy był czas, że znacznie rzadziej kierowano się stereotypami?
- Chyba nie. W średniowieczu opowiadano bajki, że islam to chrześcijańska sekta, że Mahomet był kardynałem, który obraził się, bo nie wybrano go papieżem etc. Wierzył w to jeszcze Dante Alighieri. Dziś takich bzdur już się nie opowiada, natomiast często wiedza wyznawców obu religii o sobie nawzajem jest żałosna. Koran np. z wielkim poważaniem traktuje Jezusa, określając go jako ostatniego przed Mahometem wysłannika Boga, nakazuje tolerancję dla Jego wyznawców, o czym fanatyczni muzułmanie zapominają. Ale czy katolicy nie zapominają zaleceń Pisma Świętego?
- Jaki wpływ miały wyprawy krzyżowe na myślenie muzułmanów o chrześcijanach, a najazdy wyznawców islamu na ludzi Zachodu?
- Dla muzułmanów pamięć o najazdach krzyżowców, o dokonanych przez nich zbrodniach, eksterminacji części mieszkańców, a z drugiej strony bohaterstwie obrońców Bliskiego Wschodu, jest wciąż żywa. Arabowie, z którymi rozmawiałem, potrafili opowiadać, co ich przodkowie czynili podczas tych walk. Może zmyślali, ale w każdym razie temat ich frapował. A u nas kto zastanawia się, co jego przodkowie czynili w tamtych czasach? Arabowie nadal niekiedy nazywają Europejczyków i Amerykanów krzyżowcami, co w ich ustach ma sens pejoratywny (trochę jak u nas Krzyżacy). My pamiętamy o najazdach Arabów i Turków, a dla Polski i Ukrainy ważna jest też pamięć o Tatarach, ale raczej w sensie narodowej chwały (np. wiktoria wiedeńska) niż martyrologii. Nieco inaczej jest w Hiszpanii, we Włoszech i na Malcie. Mieszkańcy tych krajów szczycą się, że stanowili w przeszłości „przedmurze” chrześcijańskiej Europy, że odparli wiele najazdów, niekiedy płacąc wysoką cenę. Nie pamiętamy za to bardziej współczesnych zjawisk, jak współpraca hitlerowców z ekstremistami muzułmańskimi wokół nienawiści wobec Żydów czy wspieranie muzułmańskich terrorystów przez Moskwę, a nawet PRL.