Ciągle nie może stanąć na nogi
Marzanna Wieczorek z Bielska Podlaskiego o swoje zdrowie będzie walczyć w sądzie. Pozywa organizatorów biegu survivalowego, podczas którego złamała kręgosłup. Organizatorzy nie mają sobie nic do zarzucenia.
Życie Marzanny Wieczorek legło w gruzach w czerwcu ubiegłego roku. Podczas biegu survivalowego w Warszawie uległa tragicznemu wypadkowi. Znajomi, którzy biegli z Marzanną, twierdzą, że przeszkoda, na której upadła kobieta była źle zabezpieczona, ale organizator biegu nie ma sobie nic do zarzucenia.
Marzanna skierowała sprawę do sądu i za jego pośrednictwem spróbuje pociągnąć organizatorów do odpowiedzialności. Już wkrótce odbędzie się pierwsza rozprawa.
Szczegółów pozwu bielszczanka na razie nie chce zdradzać. Tłumaczy, że nie chce zaszkodzić sprawie. Nie ukrywa jednak, iż próba polubownego załatwienia sprawy nie powiodła się. Organizatorzy biegu - w geście „hojności” - zorganizowali akcję, która polega na tym, iż od każdego pakietu startowego, wykupionego przez uczestników tegorocznego biegu, przekażą złotówkę na rehabilitację Marzanny. Licząc, iż w biegu weźmie udział nawet tysiąc czy kilka tysięcy osób (biegi są organizowane w kilku miastach), to uda się zebrać jedynie kilka tysięcy złotych. A tyle kosztuje krótki pobyt Marzanny w specjalistycznym ośrodku rehabilitacyjnym. Natomiast jej rehabilitacja obliczona jest na lata. Jest ona bardzo kosztowna, ale to jedyna szansa, by kobieta stanęła na nogi.
Skoczyła i złamała kręgosłup
Tragiczną historią Marzanny niedawno zainteresował się program „Uwaga“ telewizji TVN. Na antenie wyemitowano filmik nagrany przez jednego z uczestników biegu, który biegł przed Marzanną. Widać na nim, jak kobieta skacze z wysokiej platformy na specjalną dmuchaną poduchę. Gdy próbuje z niej zejść na ziemię, skacze kolejna osoba... Poducha działa jak trampolina i wyrzuca Marzannę kilka metrów do góry. Kobieta spada na kark i już nie może się ruszyć.
- Gdy obejrzałam ten film po raz pierwszy, miałam łzy w oczach - opowiada Urszula Paszko, koleżanka Marzanny , która biegła razem z nią w warszawskim survivalu. - Pamiętam, że Marzanna bała się skoczyć, bo miała lęk wysokości. Zachęcałam ją, by się przełamała... Wokół wszyscy krzyczeli, był harmider, poganiali ją. Ktoś nawet chciał ją popchnąć. Skoczyłam pierwsza, zbiegłam z poduchy i czekałam na nią. Gdy w końcu Marzanna skoczyła, odwróciłam się na chwilę, więc samego upadku nie wiedziałam. Ale nagle usłyszałam krzyk... Gdy znów spojrzałam w jej stronę, leżała na ziemi i się nie ruszała. Przez chwilę myślałam, że nie żyje.
Karetkę wezwał któryś z uczestników biegu. Inny - ratownik z wykształcenia - udzielił kobiecie pierwszej pomocy. Unieruchomił jej ciało.
- Osób z obsługi nie widziałam - wspomina Urszula Paszko.
Jeden z organizatorów biegu, pytany o całe zdarzenie przez telewizyjnego reportera, zaznaczył, że impreza była dobrze zabezpieczona. Feralna przeszkoda również. Tłumaczył, że w regulaminie biegu było zaznaczone, że skok z platformy można wykonać dopiero po zejściu poprzedniej osoby z poduchy. A na platformie miał znajdować się przedstawiciel obsługi, który gwizdkiem lub krzykiem dawał sygnał do skoku. Dodał, że osoby, które skoczyły za Marzanną, powinny były odczekać...
Tymczasem uczestników biegu podczas imprezy rozsadzała adrenalina. Regulaminu raczej nikt nie pamiętał. Nawet na nagraniu widać, iż tuż przed skokiem Marzanny na platformie stało kilkanaście osób. Panował chaos. Każdy skakał, jak chciał i to nawet wówczas, gdy inni schodzili właśnie z poduchy. Parę osób, podobnie jak Marzanna, zostało wyrzuconych w powietrze, ale im udało się wylądować na nogach. Bezwładnie wyrzucone ciało Marzanny zaś w powietrzu zrobiło „fikołka” i przed upadkiem odwróciło się głową do dołu.
W tegorocznej imprezie organizatorzy już tej przeszkody na trasie biegu nie ustawili. Ale ich postawa i tak wywołała falę krytyki.
„Jak zapewne wielu słyszało, Pani Marzanna Wieczorek uległa poważnemu wypadkowi. Rehabilitacja kosztuje grubo ponad 100 tys. złotych. Organizator postanowił hojnie przekazać 1 złoty z każdego sprzedanego pakietu startowego na cele rehabilitacji Pani Marzanny. Przecież to jest mniej niż 1,5 proc. najtańszego pakietu startowego. Udostępniajcie stronę i posty z nią związane, może sumienie ruszy organizatora i sponsorów, aby zorganizować bieg dla Pani Marzanny i przekazać chociaż 50 proc. z każdego pakietu startowego. Przecież 99 proc. (tak sądzę) z nas więcej by wrzuciło do puszki, niż przeznacza na ten cel Survival Race. Publikujcie, udostępniajcie, lajkujcie” - czytamy na profilu na Facebooku utworzonym specjalnie z tego powodu.
Organizatorzy biegu na swej stronie podkreślają charytatywny cel imprezy i w ten sposób zachęcają do udziału. Opłaty - w zależności od długości trasy i terminu zgłoszenia - wahają się od prawie 70 do około 200 zł od osoby. Z każdej takiej opłaty organizatorzy obiecują przekazać jedynie złotówkę...
Trudno oprzeć się wrażeniu, że znacznie więcej dla poprawy losu bielszczanki robią inni, często obcy ludzie, przekazując darowizny na jej rehabilitację. Nawet zwykła zbiórka nakrętek pozwoliła zdobyć na ten cel ponad 2 tys. zł. W około pół roku w Bielsku nazbierano ich blisko dwie tony. To dzięki nim Marzanna może mieć nadzieję na to, że będzie mogła chodzić.
Zawsze robiła coś dla innych, teraz jest zdana na innych
Przed wypadkiem była bardzo aktywną osobą. Uprawiała sporty, była instruktorką Kettlebell Hardstyle. W 2015 roku wraz z reprezentacją Bielska Podlaskiego zdobyła nawet drużynowe mistrzostwo Polski w tej dyscyplinie. Chętnie angażowała się też w akcje charytatywne i pomoc innym.
Na to, że odzyska sprawność sprzed wypadku lekarze nie dają jej nadziei, ale walczy, by chociaż móc samodzielnie się poruszać i przede wszystkim stanąć na nogi.
Już widać pierwsze postępy.
- Zaraz po wypadku nie miałam czucia w nogach - mówi Marzanna. - Teraz je stopniowo odzyskuję.
Choć przyznaje, że nie jest lekko.
- Przez całe życie starałam się być aktywna i robić coś dla innych - mówi. - A teraz jestem unieruchomiona i zdana na innych. Jestem matką i babcią i zawsze starałam się wspierać rodzinę, teraz niestety muszę się skupić na sobie. Przechodzę serię zajęć rehabilitacyjnych. Trafiam z jednych na drugie i właściwie do tego ogranicza się cała moja rzeczywistość. Widzę tego efekty i daje mi to motywację do dalszych starań, ale często po prostu mam dość bycia w zamknięciu.
Podczas zajęć rehabilitacyjnych plan dnia Marzanny ogranicza się do treningów, prądowania (czyli pobudzania nerwów za pomocą impulsów elektrycznych), terapii i kolejnych zabiegów przy użyciu specjalistycznego sprzętu. Zabiegi są bardzo kosztowne, a Marzanna nie może zwlekać....
- Jak mówili lekarze, nie mam wiele czasu - mówi bielszczanka. - Najważniejszy jest bowiem pierwszy rok po wypadku, w tym okresie rehabilitacja jest najskuteczniejsza. Później szanse na to, by móc chodzić maleją.