Ciągle w biegu, z nadmiarem obowiązków i brakiem rąk do pracy - tak obecnie wygląda praca pielęgniarek
W 2030 roku w całej Polsce liczba pielęgniarek i położnych zmniejszy się o ponad 36 tysięcy. Tak w swoim raporcie przewiduje Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych. Choć te zatrważające dane mogą wydawać się jeszcze dość odległe, to jednak sytuacja pielęgniarek już dziś jest patowa. Jak mówią przedstawicielki tej grupy zawodowej, z roku na rok pracy jest coraz więcej, a personelu i wynagrodzenia... wciąż za mało.
We wrześniu planowany jest „biały strajk”, czyli protesty pielęgniarek i lekarzy. Ta pierwsza grupa zawodowa strajkowała już wcześniej - w maju i czerwcu. Jak mówią pielęgniarki, ich praca jest niedoceniana, zarobki są marne i nierówno rozdzielane. Co więcej, średnia wieku personelu pielęgniarskiego jest coraz wyższa, a młode osoby nie są chętne do pracy w tym zawodzie.
- To, co nas najbardziej boli, to brak kadry. Przy takich warunkach pracy, gdzie bardzo trudno jest wykonywać swoje obowiązki w stosunku do pacjenta czy wypełniać ogrom dokumentacji, nie ma chętnych osób do tego zawodu
- mówił nam jeszcze w maju Tomasz Kaczmarek, wiceprzewodniczący Okręgowej Rady Pielęgniarek i Położnych w Poznaniu.
I dodawał: - Rocznie około 10 tys. pielęgniarek przechodzi na emeryturę, a absolwentów kierunków pielęgniarskich i położniczych mamy ok. 5 tys. Jednak nie wszyscy z nich chcą odebrać prawo do wykonywania zawodu. Słyszymy, że są przerażeni tym, jaki zawód wybrali. Jeśli już przychodzą do pracy, to przepracowują rok i później wycofują się do zupełnie innych branż.
Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych opublikowała raport dotyczący aktualnej sytuacji kadrowej w zawodach pielęgniarki i położnej w Polsce. Jak wynika z dostępnych w nim informacji, największy liczbowo przedział wiekowy wśród pielęgniarek to 51-60 lat. Obejmuje on 83 129 pielęgniarek, co stanowi 35,8 proc. liczby wszystkich zatrudnionych.
Co więcej, mimo emerytury w zawodzie ciągle pracuje ponad 63 tys. pielęgniarek (przedziały 61-70 i przedział pow. 70 lat). To z kolei 27 proc. ogółu zatrudnionych. W samej Wielkopolsce średnia wieku pielęgniarek wynosi prawie 53 lata.
Raport przedstawia także prognozę na kolejne lata. Zdaniem Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych, do 2025 r. liczba zatrudnionych pielęgniarek i położnych zmniejszy się o 16 761, a do 2030 r. o 36 293.
To jednak, jak mówią przedstawiciele NIPiP, optymistyczne przewidywania, ponieważ do ich określenia przyjęto, że liczba osób uzyskujących prawo wykonywania zawodu będzie wynosiła tyle samo, co w 2020 r., czyli 5 693 osoby. Założono także, że wszystkie osoby, które uzyskają prawo pracy w zawodzie, podejmą się pracy.
- Należy również pamiętać, iż obecnie pracę w zawodzie pielęgniarki lub zawodzie położnej wykonuje 69 585 osób, mimo uzyskania uprawnień emerytalnych. Te pielęgniarki i położne mogą w każdej chwili przejść na emeryturę
- wyjaśniają twórcy raportu.
Dużo pracy, za mało personelu
By sprawdzić, jak dokładnie wygląda praca pielęgniarek w szpitalnych oddziałach, pojawiliśmy się w Szpitalu Wojewódzkim przy ul. Lutyckiej i Wielospecjalistycznym Szpitalu Miejskim im. J. Strusia przy ul. Szwajcarskiej.
W pierwszej z placówek spędziliśmy poranek na oddziale Kardiologii Inwazyjnej i Chorób Wewnętrznych z Pododdziałem Intensywnej Opieki Kardiologicznej. Tamtejsze pielęgniarki pracę zaczynają o godz. 7 rano. Choć zjawiliśmy się tam zaledwie godzinę później, to już wtedy dało się zauważyć, że mają bardzo dużo pracy.
- Mamy 29 łóżek, staramy się zawsze, żeby na oddziale były cztery pielęgniarki zmianowe. Ale są okresy, kiedy mamy braki personelu, jak niedobór etatów, absencje chorobowe, czy tak jak teraz
- okres urlopowy i wtedy są tylko trzy pielęgniarki - tłumaczy Magdalena Sobalik, pielęgniarka oddziałowa.
7 rano jest godziną, kiedy pielęgniarki przychodzą do pracy, a następnie wymieniają raport z personelem, który pełnił dyżur w nocy.
- Koleżanki mówią nam, co wtedy działo się na oddziale. Mamy prawie 30 chorych, przez co w takim momencie, jak dziś, na każdą z nas przypada około 10 pacjentów. To jest bardzo dużo - mówi nam w biegu jedna z pielęgniarek.
Po raporcie pielęgniarki rozpoczynają obchód, pobierają krew, a następnie wypełniają karty swoich pacjentów. Do tego dochodzą również takie czynności, jak zabiegi pielęgnacyjne, karmienie, podawanie leków doustnych, dożylnych, domięśniowych czy insuliny.
- Musimy tego wszystkiego pilnować, bo w każdej chwili napływają wyniki, które lekarze interpretują na bieżąco i zalecenia dla danego pacjenta mogą się zmieniać - wyjaśnia jedna z pielęgniarek, która stojąc przy blacie wypełnia dokumenty pacjentów.
Po chwili w pomieszczeniu pojawia się kolejna, która dodaje: - W międzyczasie zajmujemy się również pacjentami do badań, w tym planowymi, którzy np. czekają na wykonanie koronografii czy rentgena, a których również musimy zaprowadzić do pracowni, podpiąć pod sprzęt, założyć wenflon, a następnie z tej pracowni po wykonanym badaniu odebrać. Czasem są to pacjenci na wózkach lub zupełnie leżący. Przez cały czas dochodzą nam też kolejne zlecenia.
Niemal identycznie wygląda sytuacja na oddziale Chorób Wewnętrznych w Wielospecjalistycznym Szpitalu Miejskim im. J. Strusia. Tamtejszy oddział podzielony jest na dwie części - oddział męski i kobiecy. Łącznie na obu z nich przebywa około 67 pacjentów, z czego na każdą część przypadają zaledwie trzy pielęgniarki.
Praca na oddziale zaczyna się o godz. 6 rano. Podobnie, jak w szpitalu na Lutyckiej, pielęgniarki rozpoczynają dzień od raportu. Następnie zajmują się wydawaniem leków.
W jednym z pomieszczeń na oddziale znajduje się wielka szafa. Pielęgniarka oddziałowa otwiera jej drzwi, za którymi znajdują się starannie posegregowane medykamenty.
- Jest ich bardzo dużo, potrafimy rozkładać 300-400 tabletek na dobę. Tak samo jest z kroplówkami, ponieważ praktycznie każdy pacjent jest nawadniany, a to też wiąże się z wkłuciami, zakładaniem i wymienianiem wenflonów
- wyjaśnia Beata Węgrzyn, pielęgniarka oddziałowa.
W tym samym czasie przez korytarz oddziału i pokój zabiegowy przebiegają pozostałe pielęgniarki. - Poranne dawki zostały już podane niektórym pacjentom. Teraz muszę wyczyścić te koszyki i zacząć szykować leki na południe. Jest ich na tyle dużo, że już teraz trzeba się tym zająć - rzuca w biegu Maria, jedna z najmłodszych pielęgniarek na oddziale.
Na korytarzu spotykamy kolejną pielęgniarkę, która prowadzi wózek, na którym znajdują się kroplówki.
- Tu są przygotowane kroplówki dla wszystkich pacjentów. Mam wyznaczony odcinek od sali nr 38 do 41, w których muszę je podłączyć pacjentom. Mam też leki doustne i dożylne, które również muszę podać. Przez całe 12 godzin dyżuru jestem za ten odcinek i leżących na nim pacjentów odpowiedzialna. Gdy skończę, znów będę musiała szykować leki do obiadu, oprócz tego czeka mnie też wypełnianie dokumentacji
- mówi pani Maryla, która w zawodzie pracuje już 40 lat.
I dodaje: - W tym roku przechodzę na emeryturę. Ale to niczego nie zmienia, zostaję tutaj, nie umiem już inaczej. Trzyma mnie tu chyba miłość do pacjentów. To bardzo trudna praca, ale jestem zadowolona. Byleby tylko mi samej zdrowie dopisywało.
Po studiach - nie chcą pracować. Na emeryturze - nie chcą przestać
Przypadek pani Maryli nie jest odosobniony. Pielęgniarki zostające w zawodzie mimo wieku emerytalnego często spotykane są na oddziałach szpitalnych. Jak mówią same przedstawicielki tej grupy zawodowej, średnia wieku pielęgniarek obecnie jest coraz wyższa, a młode osoby często nie podejmują pracy w zawodzie lub wolą pracować za granicą.
- Ktoś powie, że podstawa to zarobki. I oczywiście, jest to jeden z elementów mających bardzo duży wpływ, bo pracujemy po to, żeby zarabiać. Ale druga sprawa jest taka, że prestiż tego zawodu od jakiegoś czasu utrzymuje się na niskim poziomie. Do tego dochodzi niesamowicie duża odpowiedzialność za zdrowie i życie drugiego człowieka. Niektórzy myślą, że nasza praca polega tylko na zrobieniu zastrzyku, podaniu kroplówki czy piciu kawy. Ale to tak nie wygląda
- mówi Magdalena Sobalik.
- Trochę osób doszło do pracy w czasie pandemii, ale już teraz widzimy, że z niej odchodzą. Przychodzą też młode osoby, ale w ich przypadku też są szybkie odejścia czy to przez np. ciąże czy zmiany miejsc zamieszkania. Na naszym oddziale ciągle jest za mało osób do pracy. Owszem, do szpitala przychodzą osoby po studiach, ale nikt nie chce pracować na naszym oddziale, tak ciężko, przy pacjentach, u których nie widać często efektów leczenia. To nie jest tak, że pacjent przychodzi, wykonuje mu się zabieg i z uśmiechem ze szpitala wychodzi. Na oddziale wewnętrznym pacjent jest podleczony, ale choroba nigdy nie jest wyleczona do końca - mówi z kolei Beata Węgrzyn.
I dodaje: - Przez lata mojej pracy, jakieś 20 proc. pielęgniarek, które nauczyłyśmy pracy na naszym oddziale, wyjechało za granicę. To było jakieś 10-15 lat temu. Teraz to się zdarza dużo rzadziej, jednak trzeba przyznać, że obecnie wiele decyduje się na całkowite odejście od zawodu. Część także szuka innych, lżejszych oddziałów.
Ich słowa potwierdza pani Maria, jedna z najmłodszych pielęgniarek na oddziale internistycznym w szpitalu przy ul. Szwajcarskiej:
- Nasz zawód nie jest dobrze kojarzony. Zawsze słyszy się, że są niskie zarobki, albo że to taki zawód z niskimi kompetencjami. Studia pielęgniarskie często wybierają te osoby, którym nie udało się dostać na jakiś inny kierunek na uczelni medycznej.
- Myślę, że jest tak, ponieważ bardzo mało mówi się o tym, jak wiele może pielęgniarka, jak bardzo jest ona potrzebna i jak bardzo jest to wykwalifikowany personel. Nie mówi się też o możliwościach pracy w tym zawodzie. Przecież nie wiąże się on tylko z pracą w szpitalu. Można pracować w przychodni, w środowisku, w prywatnych poradniach, to nie jest tak, że tylko wyjazd za granicę jest jedyną opcją godnej pracy
- dodaje.
Pielęgniarka po liceum czy po studiach - kto powinien zarabiać więcej?
Pielęgniarki ze szpitali przy ul. Lutyckiej i Szwajcarskiej nie ukrywają, że ostatnia fala strajków przedstawicieli tego zawodu była słuszna. Ich zdaniem personel pielęgniarski nie jest godnie traktowany, jeżeli chodzi o wynagrodzenie.
- Zgadzamy się z postulatami strajkujących koleżanek. Niestety, ustawa o minimalnych wynagrodzeniach, która została zatwierdzona w lipcu, nie spełnia naszych oczekiwań. Ustawodawca zrównał pracę pielęgniarki z opiekunką medyczną lub rejestratorką medyczną, które nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za pewne czynności przy pacjencie. Co z tego, że ona ukończyła liceum pielęgniarskie, a nie studia? Tak kiedyś zdobywało się ten zawód i to właśnie te pielęgniarki po liceum mają za sobą niesamowicie długi staż pracy - przyznaje Magdalena Sobalik.
- To bardzo złe decyzje. Dyplom pielęgniarski zawsze był dyplomem pielęgniarskim. Bez względu na to, czy pielęgniarka prawo do zawodu uzyskała w liceum, jak kiedyś, czy na uniwersytecie, jak jest obecnie. W jednym i drugim przypadku edukacja ta trwa dokładnie tyle samo. Po pięciu latach nauki w liceum pielęgniarki robiły dwa lata specjalizacji. Teraz tok nauczania to trzy lata licencjatu, dwa lata magisterki i znów dwa lata specjalizacji. To jest również siedem lat nauki
- podkreśla z kolei Beata Węgrzyn.
I dodaje: - Nie wiem czy stopnie naukowe są w naszym przypadku jakoś bardzo potrzebne. Dużo ważniejsza jest specjalizacja i doświadczenie. To te pielęgniarki, które pracują tutaj 20 czy 30 lat uczą młodsze koleżanki, które dopiero zaczynają pracę, są po jednym wkłuciu wenflonu i po zaledwie kilku pobraniach krwi. Ale o dziwo, to te drugie zarabiają więcej.
Kiedyś było lepiej...
Jednak nie tylko nierówny poziom wynagrodzenia przeszkadza obecnie pielęgniarkom. Jak tłumaczą, zmieniło się podejście pacjentów do ich pracy. Większość z nich różnice zauważa na przestrzeni 20-30 lat swojej pracy.
- Kiedyś, gdy pacjent trafiał do szpitala, to traktował pielęgniarkę z większym szacunkiem. Teraz z kolei wielu z nich wydaje się, że wszystko im się należy i to natychmiast, w tej chwili - tłumaczą pielęgniarki.
I dodają: - Są ludzie - zarówno pacjenci, jak i ich rodziny czy osoby z zewnątrz, którzy doceniają naszą pracę, dziękują nam. Ale jest też gros ludzi, którzy żyją w przekonaniu, że pielęgniarki niczego nie robią, siedzą, piją kawę i nie reagują na potrzeby pacjentów. A my praktycznie cały dyżur spędzamy na nogach, ledwo znajdując czas na zjedzenie posiłku.
Mimo to, nasze rozmówczynie przyznają, że nie wyobrażają sobie odejść od zawodu i zaznaczają, że częściej zdarzają się jednak te miłe momenty.
- Kocham ten zawód i przez tyle lat jeszcze nigdy nie pomyślałam o jakimś wypaleniu zawodowym. Zdarza się, że moje pielęgniarki mają gorszy czas i mówią, że mają dosyć, nie dadzą rady, ale to jest zawsze tylko przejściowe
- przyznaje Beata Węgrzyn.
Z kolei Magdalena Sobalik dodaje: - Gdybyśmy nie lubiły tej pracy, to nie dałybyśmy rady. Przy tym natłoku pracy nie da się inaczej tego przetrwać.
Na każdym z oddziałów, na których byliśmy wiszą tablice z podziękowaniami od pacjentów. Znajdują się tam zarówno kolorowe kartki okolicznościowe, jak również takie wyrwane z zeszytów. Pacjenci dziękują w nich za pomoc, wsparcie, możliwość wyzdrowienia. Całość uzupełniają też zdjęcia.
- To jest coś, co najbardziej nas buduje i motywuje. Przy takiej tablicy zapomina się o tych złych czy przykrych momentach
- mówią zgodnie pielęgniarki.