Święto Miodu w Muzeum Etnograficznym w Zielonej Górze Ochli to jedna z imprez, na której mieszkańcy mają okazję poznać smak regionalnych potraw czy zgłębić tajniki rękodzieła.
Czego na tegorocznym Święcie Miodu w Muzeum Etnograficznym w Zielonej Górze Ochli nie było! I produkty z wosku pszczelego, zdrowa żywność, wyroby z gliny czy koronki. Ale i mnóstwo atrakcji, w tym możliwość zwiedzania starych wiejskich chat, w których znajdują się tak ciekawe wystawy m.in. o przesiedleniu ludności z Kresów Wschodnich na tereny Ziem Odzyskanych.
- Na Święto Miodu przyjeżdżam niemal od samego jego początku - mówi mistrz pszczelarski, Łukasz Górnicki. - By promować swoje produkty. Z pszczołami mam do czynienia od małego. Pasieka została sprowadzona jeszcze przez mojego dziadka z Ukrainy. Potem zajmował się nią mój tata, a teraz ja. Dziadek przywiózł lata temu ule drewniane. Teraz, ule coraz częściej wozi się w różne miejsca, dlatego robi się je z lżejszych materiałów, np. ze styropianu.
Pszczelarze na co dzień współpracują z lokalnymi rolnikami.
- Zapraszają nas oni na pożytki - wyjaśnia Łukasz Górnicki. - Pożytkiem może być rzepak, akacja, lipa...
Korzyści są więc dla obu stron. Pszczelarze będą mieć miód, a rolnicy zapylone naturalnie rośliny.
- Chociaż coraz więcej roślin jest tak modyfikowanych, że są samopylne - dodaje Ł. Górnicki. - My mamy to szczęście, że współpracujemy z rolnikami, którzy pryskają w określonych terminach, uprzedzając nas wcześniej o tym. Ale wiem, że zdarzają się sytuacje, w których rolnik nie patrzy na pszczoły...
Na Święcie Miodu nie mogło też zabraknąć Rafała Liśkiewicza, który chętnym pokazuje, jak to dawniej bartnicy wspinali się na drzewa, by dotrzeć do barci z miodem. Pan Rafał podtrzymuje tę tradycję. Goście z zainteresowaniem oglądali pokazy, w trakcie których mężczyzna wykorzystuje parę metrów liny oraz drewniane siedzisko. Wszystko według tradycyjnych metod zbierania miodu od dzikich pszczół.
- Dzięki Lasom Państwowym, które pozwalają na takie działanie, mogę się wspinać po drzewach - wyjaśnia pan Rafał. - Dawniej bartnik mógł odymiać drzewo od spodu, by usypiać pszczoły tak, by były mniej pobudliwe. Zawijał się też w odpowiedni strój, by owady mniej go kąsały. Niestety, ta słodkość trochę kosztowała, ale wychodziło to bartnikowi na zdrowie. Dlatego też żyli oni nawet i sto lat.
Ale impreza w Muzeum Etnograficznym to również spotkanie z rzemiosłem, ręcznie robionymi wytworami jak chociażby z pięknymi szydełkowymi dziełami, które tworzy m.in. Wiesława Łuczak.
- Na Święcie Miodu sprzedaję swoje prace szydełkowe - mówi pani Wiesława. - Specjalizuję się w firankach i obrusach. To mama nauczyła mnie jak wykonywać prace szydełkowe. Bardzo lubię tę atmosferę w Ochli, dobrze, że mamy możliwość pokazania tego, co robimy i lubimy. Należę do rękodzielników, jesteśmy zrzeszeni w Muzeum Etnograficznym. Uważam, że dobrze, że to rękodzieło jest promowane. Cieszę się, że ludzie mogą zobaczyć dzieło naszych rąk. Chciałabym, żeby ktoś po mnie odziedziczył ten talent, ale zobaczymy jak to będzie.
Tradycyjnymi metodami swoje wyroby z gliny wytwarza zaś Przemysław Zieliński. I te produkty można było zobaczyć i kupić na tegorocznym Święcie Miodu.
- To sto procent ręcznej roboty - mówi pan Przemysław. - Zajmuję się tym od paru lat. To taka moja zmiana w życiu. Miałem firmę, ale zawsze poszukiwałem czegoś, co by zostawiało taki fizyczny, namacalny efekt. Bo tego mi zawsze brakowało w mojej poprzedniej pracy, gdzie zajmowałem się szkoleniami. Cieszę się z tego, że może jak mnie już nie będzie, to zostanie po mnie chociaż jakiś kubeczek... Są rzeczy, które robię na zamówienie, spełniam więc oczekiwania klienta. Natomiast pomysłów na stworzenie rzeczy z gliny mam na kolejne czterdzieści lat.
Taka rozmowa z rzemieślnikiem może być okazją do zdobywania wiedzy na temat tradycji.
- Bywało tak, że w danej wiosce był jeden kolor wyrobów z gliny - tłumaczy Przemysław Zieliński. - I wszyscy robili rzeczy zielone albo białe. I nawet jak się kupowało miskę czy garnek, to się wiedziało, że rzecz jest z tej wsi, bo w okolicy robili rzeczy z gliny w danym kolorze.
W Muzeum Etnograficznym goście mogli też oglądać wystawę dotyczącą przesiedleń Polaków. Eksponowane są na niej... kufry, z którymi ze Wschodu podróżowali na te tereny Polacy po drugiej wojnie światowej.
- Zdecydowałam się przyjść na święto z powodu miodu spadziowego, który zawsze mam okazję podczas tej imprezy kupić - mówi Iwona Burzyńska. - Ale w Muzeum Etnograficznym znajduje się też skrzynia mojej babci. I weszłam dziś na wystawę, bo rok temu kufer widziałam po raz pierwszy. Skrzynia przyjechała z babcią z Dubna.
A teraz? Dzięki takiej zwykłej skrzyni mieszkańcy mogą poznać zawiłą historię dawnych pokoleń.