Burmistrz Nowego Miasteczka Danuta Wojtasik zachęca mieszkańców do zbojkotowania niedzielnego referendum w sprawie jej odwołania. Opozycja mówi o „wymuszaniu działań”
Podczas ostatnich wyborów samorządowych gmina Nowe Miasteczko podzieliła się niemal dokładnie na pół. I ten podział trwa do dziś. Efektem ścierania się dwóch grup jest m.in. referendum w sprawie odwołania pani burmistrz Danuty Wojtasik. I zawiódł się ten, kto liczył na stosunkowo spokojną kampanię jednej i drugiej strony, bo obwinianie się o niemal wszystko trwa w najlepsze.
Tym razem poszło o... ulotki. Co się na nich znajduje? Ich projekt jest prosty. Widać na nich uśmiechniętą panią Wójt i hasło: „Referendum? Dziękuję, nie idę”. Oczywiście nie umknęło to uwadze organizatorom głosowania.
- Prowadzona jest negatywna kampania powodująca nakłanianie do nie uczestniczenia w referendum prowadzona przez miejscowego burmistrza. Apele o nieuczestniczenie w referendum są wykorzystaniem reguł psychologii społecznej do wymuszenia działań satysfakcjonujących władzę - napisał w mailu do naszej redakcji Wojciech Jachimowicz, pełnomocnik inicjatora referendum w Nowym Miasteczku.
Co na to pani burmistrz? - Taka forma kampanii wynika ze sposobu jej prowadzenia przez inicjatorów. Gdyby kampania była prowadzona prawidłowo, a tym samym możliwa była merytoryczna dyskusja na argumenty, także z mojej strony byłaby dyskusja. W tym przypadku są to wyłącznie kłamstwa, manipulacja oraz pomówienia kierowane nie tylko w moją stronę, w sposób anonimowy - komentuje D. Wojtasik.
Taka forma kampanii wynika ze sposobu jej prowadzenia przez inicjatorów
- Dlatego brak mojego udziału w referendum jest wyrazem sprzeciwu przeciwko takiej formie kampanii. Skoro inicjator nie prowadzi jej w sposób merytoryczny i zgodny z zasadami demokracji, ja także czuję się z tego obowiązku zwolniona i nie zamierzam uczestniczyć w głosowaniu ani odnosić się do anonimowych, wyssanych z palca twierdzeń. Brak uczestnictwa w referendum i nawoływanie do niego jest formą powszechnie stosowaną, zgodną z przepisami prawa. Przez to, że jest też formą wyrażania woli, nie jest także sprzeczna z zasadami demokracji. Więc nie widzę powodu, żebym nie mogła jej zastosować. Mam nadzieję, że wyborcy widzą kuriozalność tej inicjatywy i ocenią ją właściwie - kwituje pani burmistrz i podkreśla, że za ulotki zapłaciła z własnej kieszeni.
Spór o ulotki nie umknął też Tomaszowi Zakrzewskiemu, redaktorowi naczelnemu portalu referendumlokalne.pl: - Jeśli ktoś myśli, że w referendach lokalnych odwoławczych komukolwiek chodzi o to, żeby przekonać do głosowania „za” lub „przeciw” odwołaniu to jest w błędzie. W referendach odwoławczych walka toczy się o uzyskanie wystarczającej frekwencji. Statystyki w tym kontekście są bezlitosne. Tam gdzie udało się osiągnąć minimalną frekwencje również udało się odwołać władze.
Referendum w sprawie odwołania pani burmistrz odbędzie się już w najbliższą niedzielę, 25 września.