Co będzie zwycięstwem Ukrainy? Wolność i suwerenność
Nie wiem, czy ktokolwiek był w stanie prognozować, iż armia rosyjska jest w tak wielkim stopniu nieprzygotowana do prowadzenia działań bojowych. Elita kremlowska osiągnęła najwyższy poziom dezinformacji. Właściwie oszukała samą siebie. Na Ukrainie Moskale stanęli naprzeciw bitnej, dobrze uzbrojonej, nieźle uzbrojonej i sprawnie dowodzonej armii. Jej żołnierze powstrzymali w polu siły zbrojne, może nieco przetrzepanego, wyliniałego, ale jednak światowego mocarstwa - mówi prof. Krzysztof Kubiak, politolog Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, analityk spraw obronnych, z którym rozmawiamy o przebiegu konfliktu i Ukrainie i możliwych scenariuszach.
Miesiąc trwa konflikt na Ukrainie. Co wiemy o dotychczasowym przebiegu rosyjskiej agresji?
Możemy mówić o kilku wątkach, co najmniej. Nie sądzę, by ktokolwiek był w stanie prognozować, iż armia rosyjska jest w tak wielkim stopniu nieprzygotowana do prowadzenia działań bojowych. Być może dlatego, iż wyobrażeniu rosyjskim to jednak cały czas była operacja niemal pokojowa, jak to Rosjanie mówią „mirotworczeskaja”. To zdaje się świadczyć o tym, bo do weryfikacji tego byłyby jeszcze potrzebne dokumenty, że paradoksalnie, elita kremlowska osiągnęła najwyższy poziom dezinformacji. Właściwie oszukała samą siebie. To wskazuje pewną pułapkę patrzenia na świat oczyma służb specjalnych, zwłaszcza jeżeli te służby specjalne zbudowane zostały w porządku wasalnym, bo nawet nie hierarchicznym. To wręcz doskonale pokazuje szczególną mentalność pewnych kultur, gdzie przełożonemu, szefowi, „carowi” nie dostarcza się informacji, których on nie chce usłyszeć. W tym sensie widzimy kluczową, funkcjonalną przypadłość systemów autorytarnych i totalitarnych.
Ale armia rosyjska, krwawiła tak naprawdę ostatnim razem w czasie wojen czeczeńskich. Dwie dekady temu… W Gruzji wojna trwała pięć dni i została powstrzymana dyplomatycznie, Krym był wzięty bez wystrzału, Donbas to działania hybrydowe a Syria bombardowania. Wojsko, które jest na Ukrainie, można z tego wynieść wniosek, jest zupełnie nieostrzelane. I stąd tak potężne straty osobowe i sprzętowe?
Spójrzmy na operację rosyjską w Syrii, która miała charakter działań kontyngentu ekspedycyjnego. Tam w zasadzie Rosjanie sami stworzyli sobie środowisko operacyjne i w nim działali. To jest o tyle ciekawe, że rosyjska propaganda, mniej lub bardziej nachalnie straszyła, tłoczyła informację na Zachód, że przez Syrię przechodzi bardzo liczny kontyngent rosyjskich dowódców szczebla taktycznego, że tam się szlifuje korpus podoficerski i oficerski, w warunkach maksymalnie zbliżonych do bojowych. Zatem albo było w tym wiele przesady, albo te warunki syryjskiego konfliktu były dla Rosjan warunkami bardzo laboratoryjnymi, albo wreszcie, nie przyswojono doświadczeń z Syrii dostatecznie głęboko w praktyce w praktyce szkoleniowej. Niewykluczone, że oficerowie, dowódcy i starsi i młodsi działający w dość szczególnych warunkach konfliktu ekspedycyjnego, nie tylko nie nabrali doświadczenia, ale nabrali również wielu niekorzystnych nawyków.
W Syrii ścierali się z lekko uzbrojonymi, mało licznymi jednostkami...
Z oddziałami mającymi, nazwijmy to, nie największą zdolność stawiania oporu. Z przeciwnikiem nie dysponującym wsparciem lotniczym, artyleryjskim. Być może dla Rosjan była to wręcz namiastka wojny, i to w warunkach cieplarnianych. Oczywiście, trzeba pamiętać, że w Syrii ginęli rosyjscy żołnierze, choćby poddziałów piechoty morskiej, ale jednak większość najbardziej niewdzięcznej roboty przypisywanej piechocie, wykonywały formacje miejscowe, w większości na żołdzie irańskim. Rosjanie angażowali swoje systemy techniczne, ale z bliska wojny nie widzieli, z perspektywy tzw. mięsa armatniego. Natomiast teraz musieli stanąć naprzeciw, być może najbardziej w świecie doświadczonej bojowo armii, która od 2014 r. jest zaangażowana w walkę, która przeszła poważną modernizację. Taka jest właśnie armia ukraińska. Mówiliśmy o tym przy okazji rozmowy o misji szkoleniowej NATO w Ukrainie, że doświadczeń w walce z regularnym, ciężko uzbrojonym przeciwnikiem, poza Ukraińcami, w zasadzie w świecie zachodnim, a może i w całym świecie nie miał nikt. Np. doświadczeń przetrwania w okopach ostrzału ciężką artylerią termobaryczną. Tego się nie da symulować w warunkach poligonowych. Zatem misja szkoleniowa NATO w Ukrainie to nie była prosta relacja mistrz - uczeń. Ukraińcy przyszli do tej współpracy z bardzo konkretnym bagażem własnych doświadczeń.
Dziś armia ukraińska odzyskała honor, dumę, po Krymie i Donbasie?
Bezdyskusyjnie. To jest armia, która powstrzymała w polu siły zbrojne, może nieco przetrzepanego, wyliniałego, ale jednak światowego mocarstwa. Ukraińskie siły zbrojne trzymają się miesiąc, prowadząc uporczywe działanie obronne. Ta armia się nie rozsypała. Twardo utrzymuje pozycje, a w dogodnych warunkach również kontratakuje.
Nie ma już kwestii odzyskania dumy, to jest absolutnie oczywiste, mimo tego, że chyba sami Ukraińcy, same kierownictwo ukraińskie nie było pewne, jak to się wszystko ostatecznie potoczy. Może świadczyć o tym choćby manipulacja z pogranicznikami na Wyspie Węży. Czy oni się poddali, czy nie, to będzie obszar do rozważań dla historyków. Ale z bieżącego punktu widzenia to nie ma znaczenia. Poszedł pewien impuls do społeczeństwa ukraińskiego, jej polityków i żołnierzy, ważny w tamtym momencie i bardzo skuteczny w kontekście wojny psychologicznej.
Czy w ogóle możemy zaryzykować taką tezę, że Ukraińcy zwyciężą?
Pytanie, co to znaczy zwyciężą? W mojej ocenie, w tym będzie duża doza goryczy, ale nie cynizmu, za sukces ukraiński będzie można uznać to, że Ukraina przetrwa jako niezawisłe, suwerenne państwo. Być może Ukraińcy będą musieli się pogodzić z jakąś formą statusu porównywalnego z Finlandią w czasie Zimnej Wojny. To będą jednak ich decyzje, bo to jest ich kraj. Tu chciałbym podkreślić, że przed 1989 rokiem takie osiągnięcie statusu Finlandii, czyli pełna suwerenność wewnętrzna, kosztem daleko idących koncesji na rzecz mocarstwa radzieckiego, to było marzenie bardzo wielu polskich środowisk niepodległościowych, które w dodatku wydawało się marzeniem maksymalistycznym.
Prezydent Zelenski zapowiedział, że wszelkie ustalenia z Rosją będą poddane w głosowaniu referendum ogólnonarodowym, co wydaje się uczciwym postawieniem sprawy…
Uczciwym w kilku wymiarach. Ukraińcy walczą i ostateczna decyzja musi być w ich rękach. Referendum pozwalałoby wyjść bez wielkich perturbacji wewnętrznych. Oczywiście my spekulujemy bardzo głęboko w tym momencie, ale jest poważne pytanie na przykład, jak wyjść pułapki krymskiej? Bo w długiej perspektywie czasu, czy nawet w średniej, Krym zdominowanym przez ludność sympatyzujący z Rosją, a pozostający pod władzą Kijowa, mógłby stanowić ogromny ciężar, czy to polityczny, psychologiczny czy wizerunkowy dla Ukrainy.
Załóżmy, że Putin, Rosja, zadowolą się planem B lub C, czyli za owoc zwycięstwa, bez którego nie będą chcieli zakończyć wojny uznają wyrąbanie korytarza lądowego z Krymu do Donbasu i Rostowa nad Donem. Czyli odcięciem Ukrainy od Morza Azowskiego, od portów w Berdiańsku czy Mariupolu. Ukraińcy byliby w stanie to przetrwać? To tak jakby Rosjanie atakujący z obwodu kaliningradzkiego Polskę odcięli całe Pomorze aż po Kołobrzeg. No i co wtedy? To cios ogromny dla ekonomii i prestiżu państwa.
Z psychologicznego, ekonomicznego punktu widzenia Ukrainy ten pas nadmorski nad Morzem Azowskim jest ważny. Zwróćmy jednak uwagę - trzymający Krym Rosjanie kontrolowali cieśninę Kerczeńską. Czyli i tak wyjście Ukraińców na Morze Azowskie, wykorzystanie portu w Mariupolu było problematyczne. Zatem ze wszystkich złych scenariuszy ten, o którym pan mówi, wydaje się być, owszem, paskudnym, zgniłym, ale jednak w długiej perspektywie chyba możliwym do zaakceptowania przez Ukrainę kompromisem. Natomiast znacznie gorszym wariantem byłoby na przykład rozpędzenie się Rosjan i potem wyrąbanie korytarza do Naddniestrza, czyli całkowite odcięcie Ukrainy od Morza Czarnego, razem z Odessą. Zresztą ten cel, to miasto, znajdowało się w rosyjskiej optyce już w roku 2014 w operacji tzw. zielonych ludzików. Pamiętamy, że próby destabilizowania tej części Ukrainy pochłonęły kilkadziesiąt ofiar osiem lat temu.
Odwracając jednak nieco tę kwestię - czy jest możliwa kontrofensywa sił zbrojnych Ukrainy? Tak naprawdę nie wiemy, co się dzieje z ciężkimi ukraińskimi brygadami zmechanizowanymi. Widzimy zniszczony sprzęt rosyjski i lekką piechotę ukraińską, wyposażoną w wyrzutnie Javelin, w działaniach nieregularnych, partyzanckich.
Bez specjalnego ryzyka powinniśmy założyć, że główny ciężar obrony dźwiga na swoich barkach reformowana od 2014 r. regularna armia ukraińska. Wszystkie siły improwizowane, ochotnicze na pewno wypełniają przestrzeń operacyjną, zwłaszcza w miastach, gdzie rola takich formacji terytorialnych, ochotniczych, niewątpliwie wzrasta. Ale w polu czoła stawiają czołgi, wozy bojowe piechoty, artyleria. Od razu trzeba jednak zaznaczyć - pracujemy na bardzo szczątkowych informacjach. Rosjanie czy też Moskale, bo to chyba lepszy termin, by nie budować krzywdzących stereotypów, położyli dość skuteczną blokadę informacyjną na wszystkie swoje działania. Z kolei strona ukraińska selekcjonuje informacje, zgodnie z najlepszymi zasadami wojny psychologicznej. Dlatego nie ośmielę się postawić, w oparciu o tę szczątkową bazę informacyjną hipotezy, czy Ukraińcy pójdą do lokalnych kontrnatarć czy generalnej kontrofensywy oraz czy armia rosyjska się rozpadnie. To byłoby wróżenie z fusów.
Czy uda się osądzić Putina za sposób prowadzenia tej wojny, zakładający niszczenie miast, niszczenie infrastruktury i ataki na ludność cywilną?
Nie jest to scenariusz absolutnie niemożliwy, bo można sobie wyobrazić olbrzymie przetasowania w Rosji i nową ekipę, która, chcąc się uwiarygodnić w oczach świata, dokona deportacji Putina, który stanie przed formą międzynarodowego trybunału, podobnego do tego, który działał w sprawie byłej Jugosławii. Natomiast wachlarz możliwych scenariuszy jest tak duży, że trudno rozstrzygać, przewidywać rozwój wydarzeń. Oczywiście wszyscy ludzie dobrej woli, chcieliby bardzo trybunału dla Putina by zbrodnie jakich Moskale dopuszczają się wobec Ukrainy nie poszła w zapomnienie i została przykładnie ukarana. Miałoby to znaczenie szczególnej prewencji.
Nie ma pan wrażenia, że nastąpił bardzo istotny punkt w historii dzisiejszego świata, że pojawiła się szansa, dzięki walce Ukraińców przede wszystkim, na okiełznanie imperialnych, agresywnych zachowań Rosji?
W wypadku, w którym doszłoby do osądzenia przywódcy mocarstwa, to fakt ten miałby bez wątpienia bardzo silny, nazwijmy to, wpływ regulujący na całość stosunków międzynarodowych. Mielibyśmy rzeczywisty powrót do budowy relacji między państwami, na gruncie prawa międzynarodowego. Dlatego są wielkie nadzieje, że scenariusz procesowy się spełni. Tyle, że trzeba na świat patrzeć realnie.
Dlatego NATO się nie zaangażuje, nie dojdzie do zamknięcia nieba nad Ukrainą bo nikt w tym momencie nie zaryzykuje III wojny światowej, w wymiarze atomowym?
Tak to wygląda i to zrozumiałe. Natomiast jest jedna realna konsekwencja, którą widzimy, bo to na naszych oczach odbywa się kształtowanie narodu ukraińskiego jako wspólnoty politycznej. To jest szczególny wymiar, jako że znaczna część z walczących przeciwko Moskalom to jest rosyjskojęzyczna populacja Ukraińców. I pojawia się tzw. fenomen irlandzki, nazwany tak, bo większość Irlandczyków walczących z Anglikami o niepodległość swojego kraju posługiwała się angielskim jako swoim pierwszym językiem. Zatem ten klucz językowy przynależności politycznej w kontekście rosyjsko-ukraińskim nie jest do końca trafny, a przynajmniej przestał działać. Ukraińcy stali się narodem jako wspólnota polityczna, a nie etniczna, nie językowa, nie religijna. Wystąpienie z bronią przeciwko Putinowi to jest deklaracja woli, chęć przynależności do cywilizacji zachodniej, przy wszystkich jej niedoskonałościach. Obrona Ukrainy to jest wielka, powszechna deklaracja poparcia dla takich wartości jak wolność osobista, wolność słowa, demokracja, przeciwko wschodniemu despotyzmowi. Ci ludzie po prostu wybrali wolność i dziś o nią walczą. I w dłuższej perspektywie Ukraińcy prawdopodobnie zrujnowali całą koncepcję tzw. „ruskogo mira”. Okazało się, że ten „zdegenerowany”, „zblazowany” Zachód jest na tyle atrakcyjny dla ludzi w Ukrainie, że przeciwstawili się azjatyckim „siłom witalnym” imperium rosyjskiego.